(Około)Tenisowy przegląd sezonu: Uczta bogiń w świątyni tenisa

W I rundzie Wimbledonu odbył się pojedynek, który śmiało mógłby być ozdobą wielkoszlemowego finału. Odrodzona na trawie Tamira Paszek spotkała się z niedawną liderką rankingu, Karoliną Woźniacką.

W ubiegłym sezonie w Londynie Tamira Paszek osiągnęła pierwszy w karierze ćwierćfinał Wielkiego Szlema. Sezon 2012 Austriaczka rozpoczęła fatalnie - w 11 turniejach wygrała zaledwie dwa mecze. Na początku krótkiego sezonu na trawie jej tenis zdawał się być coraz bardziej wysuszony - w Nottingham (ITF) i Birmingham odpadała w I rundzie. Wreszcie w Eastbourne jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odzyskała świeżość i z jej twarzy można było wyczytać głębokie zdumienie, że nagle wstąpiła w nią życiodajna energia. Paszek sięgnęła po tytuł, w finale zwyciężając Andżelikę Kerber po obronie pięciu piłek meczowych.

Karolina Woźniacka, która jeszcze w styczniu była liderką rankingu, do Wimbledonu przystępowała będąc siódmą rakietą świata. Wylosowanie Paszek na trawie w I rundzie było by poważnym testem dla każdej czołowej tenisistki. Mogło to mocno przestraszyć przeżywającą trudne chwile Dunkę, ale podjęła rękawicę i w I rundzie Wimbledonu obejrzeliśmy pojedynek, który śmiało można uznać za dużo lepszy od wszystkich tegorocznych wielkoszlemowych finałów. Ostatecznie górą była Austriaczka, która wygrała 5:7, 7:6(4), 6:4.

Po tym jak Paszek w I secie z 0:2 wyrównała na 2:2 mecz został przerwany przez niesprzyjającą aurę i wznowiono go następnego dnia. Po zdobyciu przełamania, Austriaczka w szóstym gemie wróciła z 0-40. Dwa piorunujące forhendy wyprowadziły ją na prowadzenie 4:2, lecz w chwili gdy miała serwować na seta w dziewiątym gemie niebo zdawało się sprzyjać Woźniackiej i zarządziło deszczową przerwę. Dalsza faza pojedynku odbywała się już przy zamkniętym dachu i w halowych warunkach początkowo lepiej czuła się Dunka. Niedawna liderka rankingu zdobyła cztery ostatnie gemy I seta po obronie czterech piłek setowych w 10. gemie (dwie pięknymi forhendami).

Wszystko wskazywało na to, że na świętej londyńskiej trawie Dunka nie zgrzeszy porażką w I rundzie. To przecież nie przystoi tenisistce, która w latach 2010-2012 na czele rankingu spędziła 67 tygodni. W II secie Woźniacka prowadziła 2:0 i 3:1 i wszystko wskazywało na to, że pod zamkniętym niebem przy Church Road trawa okaże się dla Paszek za wysoka. Austriaczka jednak sięgnęła po kosiarkę w postaci bekhendu, który pomógł jej odwrócić losy tej niezwykłej konfrontacji nastawionej na wymianę ciosów. Austriaczka obroniła dwie piłki meczowe w 12. gemie, a w tie breaku od 4-4 zgarnęła trzy punkty i wygrała II partię po 77 minutach.

Początek III seta to powtórka z dwóch poprzednich, czyli prowadzenie Woźniackiej 2:0. Paszek szybko wyrównała, a w ósmym gemie po uzyskaniu break pointa bekhendem, na przełamanie zamieniła go forhendem. Nadzwyczaj ofensywnie tego dnia usposobiona Dunka (prawdopodobnie był to najodważniejszy tenis jej karierze - 31 kończących uderzeń przy 22 niewymuszonych błędach) odrobiła stratę, ale serwując przy 4:5 pękła. Paszek wypracowała sobie piłkę meczową i forhendem po linii (54 kończące uderzenie) zamknęła trwający trzy godziny i 12 minut finał w I rundzie Wielkiego Szlema. Austriaczka mecz zakończyła z 41 błędami własnymi. Na konto obu zawodniczek powędrowało po siedem przełamań, ale Woźniacka miała 22 break pointy, podczas gdy Paszek 10.

- To był dobry mecz, ale dobry tenis mi nie pomógł. Przegrałam w I rundzie - powiedziała Woźniacka, która w I rundzie Wielkiego Szlema odpadła po raz pierwszy od czasu debiutu w Rolandzie Garrosie 2007. Później powtórzyła ten niechlubny wyczyn na Flushing Meadows w Nowym Jorku. - Jutro nikt nie będzie pamiętał, że to był świetny mecz - zapamiętają tylko, kto wygrał. Nie jest to przyjemne uczucie. To wkurzające, gdy przegrywasz, zwłaszcza mając dwie piłki meczowe.

- Przyjechałam tutaj po odnalezieniu dobrego rytmu - wygrałam w Eastbourne, ale było naprawdę ciężko - powiedziała Paszek. - Obie pokazałyśmy najwyższy poziom. Jutro jednak pewnie będę musiała grać singla i debla, a zatem wieczorem wezmę gorącą kąpiel, jakiś masaż, dobre jedzenie i będzie wszystko dobrze. Austriaczkę dopiero w ćwierćfinale zatrzymała Wiktoria Azarenka.

Wimbledon 2012 był również niezwykły z punktu widzenia polskich interesów. Oto Agnieszka Radwańska wyzwoliła się z jarzma ćwierćfinału Wielkiego Szlema i pokonując w niezwykłych okolicznościach Marię Kirilenko awansowała do pierwszego półfinału, by następnie zostać pierwszą polską finalistką Wimbledonu od czasu Jadwigi Jędrzejowskiej (1937), także finalistki US Open 1937 i Rolanda Garrosa 1939.

Perspektywa pierwszego występu w półfinale Wielkiego Szlema, tak dla Radwańskiej, jak i Kirilenko, momentami paraliżowała ruchy obu zawodniczek, ale niebiosa zadbały, by nad tą konfrontacją unosiła się aura magii. W przerywanym przez deszcz pojedynku, rozpoczętym na korcie 1, tenisistki w końcu wylądowały na korcie centralnym, by dokończyć to co zaczęły pod dachem oświetlonego stadionu. Polka wygrała 7:5, 4:6, 7:5.

W II odsłonie Radwańska serwowała po objęcie prowadzenia 5:3, ale rosyjska wojowniczka błysnęła skutecznością przy siatce i częstowała krakowiankę kolejnymi efektownymi zagraniami. Zdobywając trzy gemy Kirilenko przedłużyła swoje szanse na wymarzony półfinał. Na dziewiątego gema III seta Rosjanka i Polka, pod osłoną nocy, wyszły już na kort centralny (na korcie 1 zdążyły jeszcze rozegrać jedną piłkę). Radwańska zaliczyła przełamanie na 6:5 i własnym serwisem zapewniła sobie dziewiczy półfinał Wimbledonu. Krakowianka w starciu z rywalką z Moskwy zaliczyła 36 kończących uderzeń i zrobiła 20 niewymuszonych błędów. Na konto Kirilenko powędrowały 52 piłki wygrane bezpośrednio i 30 błędów własnych.

- Brak mi słów, by to opisać - powiedziała Radwańska. - Ten dzień trwał dla mnie, tak jakby 40 godzin. Czekałam w szatni prawie cały dzień. Na zewnątrz padało i wiało, a na koniec zagrałyśmy jeszcze pod dachem. Cieszę się, że udało mi się to zakończyć w trzecim secie po prawie trzech godzinach. Dużo lepiej jest zakończyć tego samego dnia niż czekać na kolejny. W półfinale Polka zwyciężyła Andżelikę Kerber, a w finale musiała uznać wyższość Sereny Williams.

Komentarze (236)
avatar
ort222
23.12.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Swiadome reprezentowanie danego kraju (Ojczyzny) jest w sporcie jedynym wyznaczkiem przynaleznosci panstowo - narodowej. Kazdy kto reprezentuje Niemcy jest Niemcem. Po co komplikowac rzeczy pro Czytaj całość
avatar
ort222
22.12.2012
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
"Znalazłem wzmiankę w internecie, że Angelika grała w mistrzostwach Polski i została mistrzynią wśród kadetek".
W czasie kadetek mozna grac wszedzie jednoczesnie, tam nie ma jednoznacznych podz
Czytaj całość
avatar
ort222
22.12.2012
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
"Angelika chciała reprezentować Polskę, ale prezes Polskiego Związku Tenisowego ją olał" Czytaj całość
avatar
Pottermaniack
22.12.2012
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nie wiem czemu, ale mój komentarz został usunięty, więc go mniej więcej powtórzę. Mecz Agi z Marią Kirilenko pokazał, że jej drabinka nie była wcale taka łatwa, bo na trawie w tym sezonie Rosja Czytaj całość
avatar
ort222
22.12.2012
Zgłoś do moderacji
0
2
Odpowiedz
Tylko polski zebraku to byl niemiecki polfinal:), obie tenisistki sa Niemkami z urodzenia, pochodzenia i dumnie reprezentuja swoja niemiecka Ojczyzne, chocby w czasie IO. Tylko dzieki swojej ni Czytaj całość