(Około)Tenisowy przegląd sezonu: Polska bogini u bram panteonu

Agnieszka Radwańska jako druga tenisistka z kraju nad Wisłą zagrała w finale Wimbledonu. Przed decydującym meczem Polka zaniemówiła, a w sobotę 7 lipca uległa Serenie Williams.

Eliminując w półfinale nadspodziewanie łatwo, nie będącą w stanie pokazać pełni swoich możliwości, Andżelikę Kerber Agnieszka Radwańska powtórzyła wyczyn Jadwigi Jędrzejowskiej z 1937 roku. Jeden krok dzielił ją od zostania pierwszą polską mistrzynią Wielkiego Szlema. Musiała jednak wykonać krok siedmiomilowy, bo jak zatrzymać niedoścignioną Serenę Williams, która po katastrofalnym występie w Rolandzie Garrosie odrodziła się, jak Feniks z popiołów? Krakowianka mogła upiec dwie pieczenie na jednym ogniu - pokonując potężną Amerykankę zostałaby liderką rankingu.

- Jak każda z nas od dziecka marzyłam, żeby być numerem jeden na świecie. Dlatego jestem szczęśliwa, że mam szansę powalczyć tutaj o prowadzenie w rankingu WTA. Jednak nie będzie to łatwy mecz dla mnie. Oczywiście zaangażuję całą siłę i umiejętności żeby wygrać. Jestem dumna z siebie, z tego jak bardzo poprawiłam swój ranking w tym roku. Myślę, że to są najlepsze dwa tygodnie w mojej karierze. Przyniosły mi pierwszy wielkoszlemowy finał i szansę na fotel liderki rankingu - mówiła Polka dzień przed finałem.

Po awansie do finału krakowiance odmówiły posłuszeństwa struny głosowe i konferencja prasowa po meczu z Kerber została przerwana. - Niestety, mam wciąż problemy z układem oddechowym, spowodowane mocnym katarem. Grałam tu parę meczów w deszczu i na zimnym wietrze, przez co od kilku dni nie czuję się najlepiej. Najważniejsze jest jednak to, że dobrze się czuję na korcie. Jedynie poza kortem zaczyna się problem, bo nie mogę zbyt dużo mówić - stwierdziła Radwańska.

Radwańska w drodze do historycznego finału jedynego seta straciła w ciągnącym się w nieskończoność, przerywanym przez deszcz, rozpoczętym na korcie 1, a dokończonym na głównej arenie ćwierćfinale z Marią Kirilenko. Williams rozkręcała się powoli i w III oraz IV rundzie po secie urwały jej Jie Zheng i Jarosława Szwiedowa, ale w ćwierćfinale (z Petrą Kvitovą) i półfinale (z Wiktorią Azarenką) zbliżyła się już do swojego najlepszego tenisa.

Trzy z pierwszych czterech gemów I seta rozstrzygało się po grze na przewagi, ale kluczowe wymiany wygrywała Williams i zamiast wyniku 2:2 było 4:0 dla Amerykanki. Krakowianka dała kibicom nadzieję na więcej niż cztery kwadranse gry, gdy w szóstym gemie dwa świetne serwisy pomogły jej obronić dwa setbole. Asem otworzyła swój bilans zysków i od kibiców, którzy szczelnie wypełnili trybuny kortu centralnego, otrzymała burzę braw mającą rozpuścić lód debiutanckiej tremy. W siódmym gemie nastąpiła demonstracja siły Williams, która posłała w nim trzy asy, jednym z nich kończąc seta. Ogień nadziei muru przebicia zdawał się gasnąć w nogach, rękach i głowie Radwańskiej.

Około 20-minutowa deszczowa przerwa wyzwoliła jednak w Polce więcej energii, choć początek II seta nie wskazywał, że cokolwiek dobrego może się dla niej wydarzyć w tym meczu. Dwa rewelacyjne returny po krosie przyniosły Williams przełamanie na sucho w trzecim gemie. Wyglądało na to, że funkcjonujący bez szwanku serwis Amerykanki pomoże jej w przekonujący sposób zacisnąć klamrę na kolejnym wielkoszlemowym tytule. Polka jednak w porę opanowała nerwy i mieszanką sprytu oraz świetnej pracy w defensywie wprowadziła mecz z amerykańską gigantką na wyższy poziom tenisowej inwencji twórczej.

Tego dnia Williams zupełnie nie przypominała siebie samej i wyjątkowo często sięgała po pełne umysłowej gracji zagrania. Po grze na przewagi Radwańska odrobiła stratę przełamania w ósmym gemie, a w 12. zamknęła II odsłonę, w której główne bohaterki popołudnia doprowadziły kibiców do stanu wrzenia. Polka uratowała finał, pierwszy trzysetowy w All England Club od czasu pamiętnej potyczki Amelie Mauresmo z Justine Henin w 2006 roku. Przełamanej po raz drugi na przestrzeni kilku minut Serenie widmo porażki zajrzało głęboko w oczy.

- Wpadłam w lekką panikę, gdy Aga przebijając wiele piłek zaczęła grać doskonały tenis na trawie - relacjonowała po meczu Amerykanka, która z wcześniejszych 194 spotkań w Wielkim Szlemie, w których wygrała I seta, przegrała tylko cztery. W trzecim gemie III seta całkowicie uwolniona spod pręgierza paraliżu rytmu towarzyszącego debiutowi w finale Wielkiego Szlema Radwańska obroniła dwa break pointy (wspaniały serwis i wyśmienity bekhend po linii).

Wyglądająca na oszołomioną Serena jednym genialnym gemem sprawiła, że rosnąca pewność krakowianki w jednym momencie uschła. Gdy Williams w czwartym gemie zaserwowała cztery asy z rzędu stało się jasne, że tenisowa zabójczyni powróciła na swoje miejsce i już nie odda tego, co się jej należy. Od stanu 2:2 wszystkie gemy do końca wygrywała Amerykanka i po ostatniej piłce rozpoczęła w pełni spontaniczną celebrację. Kolejna bitwa wygrana, 14. wielkoszlemowy skalp zdobyty, jej mocarność znów była nie do skruszenia.

- Nie mogę uwierzyć w to, że udało mi się wygrać tutaj siedem meczów - mówiła Williams, która wcześniej Wimbledon wygrała w 2002, 2003, 2009 i 2010 roku. - Każdy tytuł jest wyjątkowy, ale ten jest specjalny, ponieważ jest to dla mnie olbrzymi powrót. Naprawdę nie mogłam prosić o nic więcej.

Amerykanka w 2010 walczyła z kontuzjami lewego kolana oraz prawej stopy, którą zraniła w restauracji w wyniku nastąpienia na szkło (by doprowadzić ją do pełnej sprawności przeszła dwie operacje). Jakby mało było nieszczęść w marcu 2011 roku trafiła do szpitala w stanie zagrożenia życia z powodu krwiaka i zatorowości płucnej. Jej pierwszy start od czasu triumfu w Wimbledonie 2010 miał miejsce tuż przed kolejną edycją trawiastej lewy Wielkiego Szlema, w Eastbourne. - Ciężko mi opisać co czuję - mówiła po piątej wiktorii w All England Club. - Śniłam o tym, że znajdę się tutaj ponownie. To dowód na to, że jeśli się nigdy nie poddajesz, możesz osiągnąć wszystko.

- Uważam, że były to najlepsze dwa tygodnie w całym moim życiu. Oczywiście, Serena zagrała dzisiaj zbyt dobrze. Mam już wspaniałe wspomnienia z 2005 roku, kiedy wygrałam juniorski Wimbledon. Myślę, że dzisiaj po prostu nie był to mój dzień, ale za rok z pewnością spróbuję ponownie - powiedziała podczas ceremonii dekoracji Radwańska.

Williams, pierwsza ponad 30-letnia mistrzyni Wimbledonu od czasu Martiny Navratilovej (1990), w siedmiu meczach zaserwowała 102 asy - więcej niż jakakolwiek inna kobieta w drodze po tytuł w All England Club. - Serwowała naprawdę dobrze. To jest rzecz, z którą nie mogłam nic zrobić - powiedziała Radwańska. - To jest jej wielka broń, dlatego wygrała ten turniej pięć razy.

Obie tenisistki mogły schodzić z kortu w poczuciu dobrze wykonanego zadania. Williams wygrała wielki powrót do tenisowej normalności. Radwańska łamiąc kolejną barierę w ciągu dwóch tygodni na najsłynniejszych trawnikach świata rozpoczęła pisać nowy rozdział w historii polskiego tenisa. Drzwi do panteonu dla wybrańców sportowych bogów zostały dla niej uchylone - sen o wielkoszlemowym laurze dla ostatniej romantyczki światowych kortów ma szansę się w przyszłości ziścić. Taką można mieć przynajmniej nadzieję po tym, co krakowianka pokazała w świątyni tenisa. Polka, która wygrała podniesienie prestiżu całego polskiego sportu, miała prawo liczyć na olimpijską powtórkę miesiąc później, ale życie przygotowało dla niej zgoła odmienny scenariusz.

Źródło artykułu: