Spędzając na korcie trzy godziny i 29 minut Agnieszka Radwańska i Sara Errani rozegrały najdłuższy mecz w historii Mistrzostw WTA w formule do dwóch wygranych setów (o pięć minut krótszy był finał z 2007 roku - wtedy Justine Henin pokonała Marię Szarapową).
Obie tenisistki w tym sezonie grały w finale Wielkiego Szlema. Errani z miesiąca na miesiąc wspinała się na kolejne szczyty - w Melbourne osiągnęła pierwszy wielkoszlemowy ćwierćfinał. Po dotarciu do finału Rolanda Garrosa znalazła się w Top 10 rankingu bez wcześniejszego debiutu w Top 20. Docierając do półfinału US Open zadała kłam stereotypowi, jakoby była stworzona do osiągania ponadprzeciętnych wyników wyłącznie na kortach ziemnych. Radwańska z kolei była o krok od zajęcia fotela liderki - finał Wimbledonu dał jej awans na pozycję numer dwa na świecie.
Starcie dwóch buntowniczek nigdy nie dających się oprawić w ramy schematyczności lepiej rozpoczęło się dla Errani. W trzecim gemie I seta zawodniczka z Bolonii zaszkodziła Radwańskiej trzema pikantnymi returnami - po trzecim z nich wykończyła akcję przy siatce i uzyskała break pointa. Po błędzie bekhendowym Polki Włoszka zdobyła przełamanie, a następnie trzema efektownymi forhendami podwyższyła prowadzenie na 3:1.
Krakowianka w porę zareagowała i zaczęła lepiej wykorzystywać kąty. Odrobiła stratę przełamania na sucho, ale Errani w dziewiątym gemie pokusiła się o precyzyjnego forhendowego woleja i Radwańska robiąc ponownie bekhendowy błąd oddała podanie. Polka odnalazła return i po raz drugi zaliczyła przełamanie powrotne, ale w tie breaku rywalka z Bolonii rzuciła wszystkie siły do ataku. Bekhendem po linii i returnem forhendowym odskoczyła na 4-1, by przy 7-6 zakończyć tę partię przy trzecim setbolu, wygrywając wymianę złożoną z 34 uderzeń.
Errani wydawała się tego dnia nie do skruszenia. W II secie objęła prowadzenie 2:0, ale Radwańska nie chciała utknąć w ślepym zaułku zmarnowanej okazji. Tu i teraz pojawiła się przed nią ogromna szansa na półfinał Mistrzostw WTA, więc musiała zmodyfikować taktykę. Zaczęła grać więcej piłek z dużym przyspieszeniem oraz częściej atakowała przy siatce. W trzecim gemie odrobiła stratę przełamania, a w siódmym niesłychanym krosem bekhendowym uzyskała kolejne.
Po chwili jednak popełniła serię prostych błędów, a w dziewiątym doszło do naszpikowanej fajerwerkami małej bitwy. Małej, bo był to pojedynczy gem, ale trwał aż 13 minut i 29 sekund. Errani obroniła cztery break pointy i zagrywając dwa efektowne bekhendy utrzymała podanie. Radwańska dla kontrastu w 1 minutę i 53 sekundy wyrównała na 5:5. W końcówce tej partii z Włoszki zeszło powietrze - Polka wyczuła swoją szansę i ostrzej zaatakowało, jak przystało na krakowską lwicę.
Polka II seta zakończyła zdobywając 12 punktów z rzędu, a w III odskoczyła na 3:0 z przewagą dwóch przełamań. Po serii obustronnych przełamań Radwańska prowadziła 5:2 i nie zboczyła z właściwej drogi, choć jeszcze straciła dwa gemy. W 10. gemie krakowianka forhendem po linii i wolejem wróciła z 15-30, a elektryzujący pokaz uderzającego do głowy tenisa łączącego wirtuozerię, szachy na korcie i wojnę na wyniszczenie dobiegł końca, gdy Włoszka nie trafiła w kort returnu. Sara i Agnieszka w ciągu 3,5 godzin zaprosiły kibiców na 3,5 godzinne zwiedzanie wszystkich zakamarków tenisowego rzemiosła i sztuki. Wszystko to co najpiękniejsze w białym sporcie zostało podane na wielowymiarowej uczcie w Sinan Erdem Dome.
- Grałam w Mistrzostwach WTA z najlepszymi tenisistkami w sezonie - powiedziała Errani. - To dla mnie dobry wynik. Wygrałam jeden mecz, a ten był bardzo zacięty. Próbowałam na korcie wszystkiego, starałam się pokazać mój najlepszy tenis i to właśnie zrobiłam. Od II seta byłam praktycznie nieżywa, ale próbowałam walczyć. Próbowałam grać punkt po punkcie - nawet jeśli byłam zmęczona, to nie miało znaczenia. Myślałam tylko o tym, by walczyć i o żadnych innych rzeczach.
- Dziś ustanowiłam swój rekord długości gry, więc obawiam się, że ciężko będzie jutro wstać, ogarnąć się i znów wyjść na kort, szczególnie przeciwko Serenie. Po dzisiejszym meczu siedziałam już 15 minut w wodzie, ale niewiele pomogło, przynajmniej na razie - powiedziała Radwańska, której zwycięstwo nad Włoszką dało pierwszy w karierze awans do półfinału kończącej sezon imprezy. - Przeciwko Sarze miałam grać agresywnie i starałam się, ale na tym dziwnym korcie piłki po prostu nie lecą. Właściwie po trzech, czterech gemach nie nadają się praktycznie do niczego, bo nawierzchnia jest strasznie szorstka. Nie da się ukryć, że dzisiaj mogłam trochę lepiej serwować, szczególnie w trzecim secie, bo tam były prawie same "breaki".
- Zrobię wszystko co w mojej mocy, aby pokazać się z możliwie najlepszej strony i wyjść jutro na kort w jednym kawałku - powiedziała Radwańska, która dwa dni wcześniej rozegrała trzygodzinny maraton z Marią Szarapową, a dzień po wyniszczającym pojedynku z Włoszką musiała przystąpić do półfinałowego meczu z Sereną Williams. - Po moim ostatnim meczu nie byłam świeża, więc obawiałam się tego, co się dzisiaj wydarzy. Nie wiem, jak mi się dzisiaj udało tego dokonać, szczególnie po ponad 3,5 godzinach na korcie, ale naprawdę jestem zadowolona.
W tej nieskrępowanej schematami bitwie Polka zanotowała 53 kończące uderzenia i zrobiła 43 niewymuszone błędy. Włoszka skończyła bezpośrednio 49 piłek i popełniła 47 błędów własnych. W całym spotkaniu miało miejsce aż 90 wypraw do siatki - Radwańskiej akcje na małe pola dały 37 z 55 punktów, a Errani 27 z 35. Tempo wymian i ich złożoność sprawiły, że 18 przełamań (10-8 dla krakowianki) było tylko gołym okiem niezauważalną rysą na na tym gwiezdnym pojedynku. W ostatnim starcie w sezonie Radwańska rozegrała jeden z najlepszych meczów w karierze, ale wyczerpała już wszystkie pokłady energii i w walce o finał szans nie dała jej wypoczęta Serena Williams, która rywalizację w grupie zakończyła bez przegranego seta dwa dni przed zaplanowanymi na sobotę półfinałami.