Przed rozpoczęciem ćwierćfinałowego meczu Jo-Wilfrieda Tsongi z Rogerem Federerem wybitni znawcy białego sportu toczyli dyskusje czy Francuzowi uda się pokonać Szwajcara. Powoływano się na ubiegłoroczny mecz 1/4 finału paryskiego turnieju, w którym Tsonga miał na wyciągnięcie ręki zwycięstwo z Novakiem Djokoviciem, lecz nie wykorzystał czterech piłek meczowych w czwartym secie i ostatecznie uległ w pięciu partiach. Przypominano także, że w dotychczasowych pięciu występach w Roland Garros, 28-latek z Le Mans nigdy nie pokonał tenisisty z czołowej "dziesiątki" rankingu.
Francuscy fani pokładali wielkie nadzieję przed tym pojedynkiem w osobie ich zawodnika, który przez tegoroczną edycję międzynarodowych mknął niczym superszybki pociąg TGV, nie tracąc w czterech poprzednich spotkaniach ani jednego seta. Natomiast Federer po pewnych zwycięstwach w trzech początkowych rundach, w 1/8 finału był o krok od porażki z Gillesem Simonem.
Tsonga, bój o pierwszy w karierze awans do półfinału paryskiej lewy Wielkiego Szlema, rozpoczął bardzo skoncentrowany. Wygrał bez straty punktu swoje dwa początkowe gemy serwisowe, a w piątym przełamał podanie Federera. Po wyjściu na 4:2 (znów gem wygrany "na sucho") w grę Francuza wkradły się niewielkie problemy, czego Szwajcar nie omieszkał się wykorzystać, w ósmym gemie niwelując stratę przełamania.
Gdy wydawało się, że o losach partii otwarcia zadecyduje tie break, szwajcarski Maestro nagle zaczął popełniać całą masę niewymuszonych błędów, co poskutkowało trzema piłkami setowymi w 12. gemie dla reprezentanta gospodarzy. Federer wyszedł z tarapatów, doprowadził do równowagi, ale w następnym punkcie Tsonga znów wywalczył sobie setbola. Chcąc zagrać mocno z forhendu, Federer trafił w piłkę ramą rakiety, która wyleciała daleko w trybuny i pierwszy set padł łupem Francuza 7:5.
Premierowe trzy gemy partii drugiej były koszmarem w wykonaniu 17-krotnego mistrza wielkoszlemowego. Federer mylił się z najprostszych sytuacji, nie trafiał czysto w piłkę, słabo serwował, a bardzo dobrze grający Tsonga wywalczył breaka, po czym szybko wyszedł na 3:0. Po błyskawicznym uzyskaniu komfortowej przewagi, najlepszy obecnie francuski tenisista mógł skupić się na wygrywaniu własnych gemów serwisowych, bo to Federer stanął pod ścianą, on musiał gonić, by nie przegrać tego seta.
Wraz z upływem czasu gry bazylejczyk stawał się coraz bardziej nerwowy, nie mógł sobie poradzić z przeciwnikiem, a także z własną grą. Laserowy forhend Szwajcara, którym nie raz potrafił zagrać piłkę kończącą z nieprawdopodobnej pozycji, nie działał tak jak zwykle, serwis nie przynosił łatwo zdobytych punktów, zaś uderzenie bekhendowe służyło tylko i wyłącznie do podtrzymywania wymiany, bowiem gdy Federer próbował atakować ze swojej lewej strony, bardzo często kończyło się to błędem, bądź utraceniem inicjatywy w wymianie.
Tymczasem Tsonga robił swoje. Znakomitym serwisem ustawiał sobie wymianę i zdobywał wiele łatwych punktów, tradycyjnie popisywał się świetną grą przy siatce, a granym po krosie bekhendem spychał Federera do defensywy, by następnie z chirurgiczną dokładnością zagrać wygrywający forhend po linii. Taka postawa Francuza znalazła swoje odzwierciedlenie na tablicy wyników. Tsonga wygrał drugiego seta 6:3, czym postawił Federera pod ścianą.
W trzeciej odsłonie obraz gry nie uległ zmianie. Wszyscy, którzy liczyli na przebudzenie Maestro, srogo zawiedli się już w pierwszym gemie, gdy przy piłce na przełamanie, Federer popełnił podwójny błąd serwisowy. Szybki break na tyle rozluźnił tenisistę z Le Mans, iż ten natychmiast uzyskaną przewagę roztrwonił. Szwajcar wyszedł na 2:1, co było jego pierwszym prowadzeniem w meczu od stanu 4:2 w partii otwarcia!
Kibice Federera ciągle czekali na zryw swojego idola, lecz ten nie następował. Co więcej, sfrustrowany mistrz coraz częściej dawał upust swojej złości, negując decyzje sędziów. Gem wygrany na 3:2 przez Maestro, w którym obronił trzy piłki na przełamanie, jak się później okazało, był jego ostatnim wygranym w tym pojedynku.
Publiczność zgromadzona na korcie im. Philippe'a Chatriera oszalała w siódmym gemie decydującego seta. Przy break poincie dla Tsongi, Francuz wygrał spięcie przy siatce ze Szwajcarem, uderzając go przypadkowo piłką w twarz. Turniejowa "szóstka" objęła prowadzenie 4:3, a następnie 5:3. Pojedynek dobiegł końca w dziewiątym gemie, Tsonga przy podaniu przeciwnika za drugim meczbolem zakończył całe spotkanie, czym sprawił sobie i wszystkim swoim kibicom niesamowitą radość. Został bowiem pierwszym od pięciu lat francuskim półfinalistą Rolanda Garrosa.
-Mocno, bardzo mocno trenowałem przed tym turniejem i cieszę się, że to procentuje. Wygrałem w trzech setach, ale był to bardzo trudny mecz. Na korcie nie myślałem o tym, iż mogę zwyciężyć bez straty seta, byłem skoncentrowany tylko na grze. Jestem szczęśliwy z tego zwycięstwa- mówił zaraz po zakończeniu meczu ósmy obecnie gracz świata.
Rywalem Tsongi w walce o finał będzie David Ferrer. Hiszpan bardzo gładko pokonał 6:2, 6:1, 6:1 zmęczonego poprzednimi pojedynkami Tommy'ego Robredo, tracąc w 85 minut tylko cztery gemy. 31-latek z Walencji w starciu ze swoim rodakiem ani razu nie został przełamany, sam siedmiokrotnie zanotował breaka. Zagrał 26 piłek kończących, popełnił 18 niewymuszonych błędów oraz łącznie wygrał 38 punktów więcej.
Program i wyniki turnieju mężczyzn
Polub i komentuj profil działu tenis na Facebooku, czytaj nas także na Twitterze!