Marzyliśmy, wierzyliśmy, że Jerzy Janowicz może tego dokonać, że sprawi psikusa dumnym Brytyjczykom, pokona Andy'ego Murraya i zagra w finale Wimbledonu. W ten historyczny dla polskiego tenisa wieczór 5 lipca 2013 roku wszyscy byliśmy sercem za naszym tenisistą.
I wydawało się, iż te nasze pragnienia staną się rzeczywistość. 22-latek z Łodzi walczył na korcie centralnym Wimbledonu o finał najsłynniejszego turnieju tenisowego na świecie jak równy z równym z reprezentantem Zjednoczonego Królestwa, tenisistą, który ma sprawić, że po 77 latach tytuł na kortach All England Clubu trafi w ręce ich zawodnika. Przez moment Janowicz był nawet bliżej zwycięstwa niż słynny Szkot, ale niestety tylko przez moment.
Polak wyszedł na kort bez presji, był świadom czego już dokonał, że jako pierwszy Polak zagra w 1/2 finału Wimbledonu. Janowicz nic nie musiał, on tylko mógł. To Murray musiał zmierzyć się z wielkimi oczekiwaniami w swojej ojczyźnie. Obaj zaczęli spokojnie, jakby nie chcieli od początku rzucić na szalę wszystkich swoich atutów.
Jako pierwszy w tarapatach znalazł się Janowicz, ale w czwartym gemie obronił break pointa. Łodzianin nie wyglądał na sparaliżowanego stawką spotkania. Grał swój tenis, starał się wywierać presję na przeciwniku, grać kreatywnie i nie dać się zdominować. Murray uwijał się jak w ukropie w defensywie i niemal nie popełniał błędów.
W dziesiątym gemie Szkot stanął przed szansą na wygranie partii otwarcia, lecz Janowicz wygrywającymi podaniami oddalił dwa setbole. Polak pozytywnie przebrnął przez pierwszą próbę charakteru w tym pojedynku. O losach seta ostatecznie rozstrzygał tie break. W decydującej rozgrywce Murray popełniał błąd za błędem, czego nie zawahał się wykorzystać Janowicz. Polak błyskawicznie wyszedł na 4-0, po chwili było już 6-2, a po podwójnym błędzie serwisowym Szkota Janowicz zakończył pierwszą partię zwycięsko.
Wygrana partia otwarcia był dla naszego tenisisty wielkim kapitałem. Po przegraniu seta Murray z wielkim impetem ruszył na Janowicza i wykorzystując słabszy moment łodzianina uzyskał przełamanie w gemie otwarcia. Polak od początku drugiej odsłony musiał gonić, miał szanse na odrobienie strat, ale Szkot za każdym razem ratował się podaniem, serwując asa, bądź popisując się wygrywającym podaniem przy break pointach dla Janowicza. Polak strat nie zdołał odrobić i drugi set padł łupem Murraya.
Po pięciu gemach trzeciego seta byliśmy w siódmym niebie. Janowicz w końcu znalazł receptę na podanie przeciwnika, uzyskał przełamanie i objął prowadzenie 4:1. Murray jednak wrócił do gry. Chwila nonszalancji, zły wybór uderzeń Polaka oraz nieco szczęścia po stronie Szkota i z przewagi łodzianina pozostały już tylko wspomnienia.
Reprezentant gospodarzy nie poprzestał tylko na przełamaniu powrotnym. Niesiony dopingiem swoich fanów w dziewiątym gemie pokusił się o kolejnego breaka, a w następnym zapisał na swoje konto piątego gema z rzędu i całego seta.
Przerwa pomiędzy trzecim a czwartym gemem była dłuższa niż zwykle, trwała ponad 20 minut, ponieważ organizatorzy turnieju podjęli decyzję o zasunięciu dachu nad kortem centralnym z powodu zapadających ciemności. Ucieszyło to bardzo Janowicza, który od dłuższego czasu w rozmowach z głównym arbitrem narzekał na ciemności i prosił o zasunięcie zadaszenia nad kortem i włączenie sztucznego oświetlenie, natomiast będący na fali Murray przyjął tę decyzję z dezaprobatą.
Dłuższa przerwa nic nie zmieniła w obrazie pojedynku. Murray wciąż posiadał inicjatywę, zachwycał sposobem serwowania i selekcją uderzeń, a Janowicz grał zrywami, miał zapaści, które rywal bezwzględnie wykorzystywał. W trzecim gemie Polak stanął pod ścianą, musiał bronić dwóch piłek na przełamanie. Pierwszą oddalił efektownym smeczem, ale przy drugiej uderzył z forhendu w siatkę. W tym momencie Szkot był o cztery gemy od finału.
Murray z każdym gemem zbliżał się do zwycięstwa. Perfekcyjnie w całym meczu serwujący tenisista z Dunblane nie pozwolił sobie na najmniejszą chwilę rozluźnienia. Janowicz walczył z całych sił, ale nie mógł się nawet zbliżyć do przełamania. Mecz dobiegł końca w dziewiątym gemie. Po dwóch pod rząd podwójnych błędach serwisowych Polaka, Murray wywalczył sobie meczbola, którego wykorzystał fantastycznym returnem z forhendu. Wielka Brytania mogła odetchnąć z ulgą, ich reprezentant zagra w niedzielnym finale Wimbledonu z Novakiem Djokoviciem.
Tak zakończyła się piękna polska baśń pisana w tegorocznym Wimbledonie przez naszych tenisistów. Turnieju, który przyniósł największy sukces w historii męskiego tenisa w Polsce. Droga do 1/2 finału Jerzego Janowicza i sam mecz o finał to coś, co zapamiętamy na bardzo długo. To były złote chwile polskiego tenisa.
- Jeśli triumf i niepowodzenie z jednym męstwem zniesiesz i odwagą - ten wers z wiersza brytyjskiego poety Josepha Kipplinga jest zamieszczony w korytarzu prowadzącym na kort centralnym Wimbledonu. Za sprawą Janowicza mieliśmy swoje chwile szczęścia podczas 127. edycji londyńskiej lewy Wielkiego Szlema, ale porażkę z Murrayem sam Janowicz, jak i wszyscy fani tenisa znad Wisły, muszą przyjąć godnie i z klasą, co jak się okazuje w dzisiejszych czasach wcale nie jest na porządku dziennym.
The Championships, Wimbledon (Wielka Brytania)
Wielki Szlem, kort trawiasty, pula nagród w singlu mężczyzn - 8,588 mln funtów
piątek, 5 lipca
półfinał gry pojedynczej:
Andy Murray (Wielka Brytania, 2) - Jerzy Janowicz (Polska, 24) 6:7(2), 6:4, 6:4, 6:3
Program i wyniki turnieju mężczyzn
Polub i komentuj profil działu tenis na Facebooku, czytaj nas także na Twitterze!