Chciałbym wrócić do Australii - rozmowa z Błażejem Koniuszem, tenisistą

Osiem lat temu Błażej Koniusz sięgnął po tytuł z Grzegorzem Panfilem w juniorskim Australian Open. W 2011 roku zawiesił karierę, ale powrócił, bo... brakowało mu tenisa.

Dominika Pawlik
Dominika Pawlik

Dominika Pawlik: W 2011 roku przerwałeś swoją karierę, a od 2009 roku startowałeś praktycznie tylko w polskich turniejach. Co skłoniło cię do powrotu na zawodowe korty?

Błażej Koniusz: Po pierwsze - brak otoczki tenisowej, adrenaliny, wyjazdów, spotkań z kolegami - to jest dość uzależniające. Po drugie - skończyłem katowicki AWF, trenowałem na kortach Górnika Bytom grupkę dzieciaków i jest to na pewno świetna sprawa, ale myślę też, że jest jeszcze odpowiedni czas, abym zagrał. Mam osobę, która mi pomaga finansowo, więc w pewnym stopniu nie muszę się o to martwić. Można powiedzieć, że idiotyzmem byłoby nie skorzystać.

W takim razie, dlaczego wcześniej zawiesiłeś swoją karierę?

- Przerwałem, bo nie było możliwości rozwoju. Nie miałem bazy treningowej ani kogoś, kto pomagałby mi finansowo. Występowały także problemy z trenerem, a teraz to wszystko jest. Mam trenera, trenera od przygotowania fizycznego, sponsora, a przede wszystkim - chęci. Wtedy też były, ale nie było można ich wykorzystać.

Zdecydowałeś się na powrót i próbowałeś znaleźć sobie sztab i sponsorów czy odwrotnie, ktoś cię do tego namówił?

- Nie szukałem, kilka osób mówiło mi, żebym wrócił do tenisa. Tłumaczyłem, że mam uczelnię, swoje zajęcia, nie było mi to za bardzo potrzebne. Znalazła się odpowiednia osoba, zaoferowała pomoc i powiedziała, że mogę wrócić do tenisa, więc dlaczego nie? Wcześniej chodziłem i szukałem sponsorów, prosiłem o pieniądze, ale nikt nie był zainteresowany.

Ciężko było powrócić do treningów na pełnych obrotach po takiej przerwie?

- Na pewno nie jest to łatwe, pierwsze 3-4 miesiące polegały na podciągnięciu sprawności fizycznej. Wszystko idzie ku dobremu, bo mam motywację i sztab, są osoby, które wierzą w pewne rozwiązania i możliwości, to też daje wiarę w to, co się robi.

Skończyłeś studia, czy jakieś umiejętności nabyte na nich pomagają ci być lepszym w aspektach czysto tenisowych?

- Dodały mi pewności siebie spojrzenia na wiele rzeczy z boku. Zawsze można się zastanowić nad tym, co ma sens, a co nie. No i "chłodnej głowy". Mam 25 lat, jestem dojrzalszy, wcześniej wszystko było "na hurra", teraz warto się zastanowić, co się opłaca, a co nie. Myślę, że to się przydało. Pytanie, czy uczelnia w tym pomogła? Moim zdaniem tak.
W trakcie swojej absencji od zawodowego tenisa od dyscypliny się nie odsunąłeś, zająłeś się trenowaniem.

- Epizod trenerski był bardzo ciekawym rozwiązaniem z tego względu, że człowiek też się przez to uczy. Stałem na korcie, uczyłem grać zawodników, a wiele rzeczy musiałem sam wychwycić, przenieść na siebie. Tak naprawdę ten dziecięcy tenis różni się szybkością piłki czy dokładnością, ale schematy, zachowania w zasadzie się nie zmieniają. Kilka razy złapałem się na tym, że dziecko, które ma 13 lat, zachowuje się tak jak senior czy po prostu osoba dorosła. Jest to ciekawa przygoda, na pewno dała mi do myślenia.

Kiedy już ostatecznie zakończysz karierę, myślisz o tym, by jeszcze raz sprawdzić się w roli trenera?

- Chciałbym pójść w tym kierunku, ale zależałoby mi na tym, żeby mieć swoją grupę zawodników. Jeździć z nimi na turnieje, trenować i mieć dobrą bazę, żeby mieć odpowiednie warunki do treningów, pojedyncze lekcje mnie nie interesują. Widziałbym się w roli takiego "coacha", a nie osoby, która stoi z koszykiem i podaje piłki.

Cały czas broniłeś także barw klubu TC Bruckmühl-Feldkirchen w niemieckiej Bundeslidze.

- Było to dodatkowe źródło zarobku i możliwość gry z zawodnikami z czołówki. Oprócz tego miejscowość, w której gram, traktuję jako swój drugi dom, bo trenuję tam ósmy czy dziewiąty sezon. Niektórzy pytają, czemu nie szukam jakiegoś klubu za lepsze pieniądze? Tu się dobrze czuję, wszyscy mnie znają, mam też perspektywy rozwoju i wyjazdu gdzie indziej. Gram także w Bundeslidze austriackiej, stąd też mogę sobie pozwolić na występy w Niemczech za mniejsze pieniądze. Dobrze się tam czuję i na pewno nie będę niczego innego szukał.

Jeżeli zgromadzisz więcej punktów i awansujesz w rankingu, to zrezygnujesz z ligowych występów?

- Na pewno będę chciał zagrać trochę meczów, żeby nie zrywać całkowicie kontaktu i nie stracić tego wszystkiego. Mam nadzieję, że jak będę grał i miał wyższy ranking, to będę łapał się do głównych drabinek Challengerów, co umożliwiłoby mi grę w lidze i w imprezach ATP. Będę starał się to połączyć, a jeżeli nie, to z ligi będę musiał zrezygnować, bo tenis zawodowy na tę chwilę jest znowu ważniejszy niż zarabianie i szukanie pieniędzy.

W pierwszym turnieju po powrocie osiągnąłeś półfinał, a w trzecim występie zgarnąłeś od razu tytuł w singlu i deblu. Początek po wznowieniu kariery był z pewnością udany?

- Dość szybko się wdrożyłem, bo uważam, że mój tenis jest rozwojowy. Nie jestem defensorem i nie liczę na błędy, ale sam staram się rozwiązywać wymiany i rozstrzygać punkty na swoją korzyść.

Na razie łączysz rozgrywki singlowe i deblowe?

- Tak, na pewno nie będę chciał odpuszczać gry podwójnej. Chcę ciągnąć jedną rzecz i drugą, mam nawet propozycje dobrej gry. Można powiedzieć, że w debla gram lepiej niż w singla.

Miałeś problemy ze znalezieniem partnerów do gry podwójnej po powrocie do cyklu?

- Znajomości cały czas zostają, bo mimo tego, że nie grałem, to utrzymywałem kontakty i miałem ligę, przez którą dużo tenisistów się przewijało. W Polsce też zagrałem kilka turniejów, więc nie musiałem specjalnie szukać. Gram w debla dobrze, więc czasami proponowano mi wspólny występ i nie miałem z tym większych problemów.

W 2006 roku wraz z Grzegorzem Panfilem sięgnąłeś po deblowy tytuł w juniorskim Australian Open...

- Było, minęło i nie ma do czego wracać. Jesteśmy o osiem lat starsi, więc jest to dobry kawał historii i dobre wspomnienia. Każdy z nas idzie swoją ścieżką i robi to, co uważa za słuszne. On cały czas gra w tenisa, a ja poszedłem trochę inną drogą (uczelnia, trenowanie). To na pewno niezłe wspomnienia, może jeszcze coś uda się zrobić w tym kierunku.

Można więc określić, że celem jest powrót do Australii?

- Życzyłbym sobie tego. Na pewno nie będzie to łatwe do osiągnięcia, ale jeżeli ma się wsparcie ludzi, to wszystko jest możliwe.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×