Na Li: Moje serce nie ma granic

Po dwóch przegranych finałach, Na Li zdobyła Melbourne. Chinka pokonała w sobotę Dominikę Cibulkovą. - Po wygraniu I seta, zaczęłam grać dużo lepiej. Przynajmniej starałam się trafiać piłkę w kort.

W tym artykule dowiesz się o:

Na Li przez całego I seta, w wygranym 7;6(3), 6:0 spotkaniu z Dominiką Cibulkovą, zmagała się szczególnie ze swoim forhendem. - Nie trafiałam do celu wszystkich forhendów, prawda? - mówiła z uśmiechem. - Oczywiście na początku obie byłyśmy spięte i zdenerwowane. Nie sądzę również, bym miała bardzo dobry serwis. Ale jestem naprawdę szczęśliwa. Starałam się dać z siebie wszystko na korcie, nie poddawać się, robić na korcie wszystko, co mogę. Jednak po wygraniu I seta, zaczęłam grać dużo lepiej. Przynajmniej starałam się trafiać piłkę w kort.

Wygrany I set był niezwykle istotny, jednak Chinka nie pomyślała, że złamała już opór rywalki. - Nie chodzi o to, że ją złamałam. To jest tak, że gdy wygrywasz zaciętego I seta myślisz, że masz już jednego seta w kieszeni. To takie uczucie jakbyś dotykała jedną stopą trofeum. Oczywiście, jeśli wygrywasz jedną partię, w drugiej musisz grać bardziej agresywnie, atakować ją. Dzisiaj było na początku trochę ciężko, ponieważ byłam bardziej spięta. Przed wyjściem na kort mówiłam sobie: 'Nie myśl o tym, graj po prostu swój tenis. Nie myśl o finale'. Ale w takiej sytuacji nie da się myśleć, że to jest normalny mecz. Tak naprawdę zaczęłam grać w tie breaku.

W połowie I seta, gdy dała się dogonić, mimo że miała dwa break pointy na 3:0, czuła się zdenerwowana, ale starała się tego po sobie nie pokazać. - Próbowałam dać z siebie wszystko do końca I seta i do końca meczu, ponieważ nie chciałam jej tego pokazać. To jest tenis. Jeśli to przeciwnik dostrzeże może wykorzystać szansę. Więc starałam się zachować spokój i grać każdy kolejny punkt.

Dla Li był to trzeci finał w Melbourne. W 2011 roku przegrała z Kim Clijsters, a w ubiegłym sezonie nie dała rady Wiktorii Azarence. W obu meczach Chinka wygrała I seta. - Nie myślę o tym, że ta sama sytuacja może się powtórzyć. To był mój czwarty raz, gdy zagrałam w finale [wielkoszlemowym]. Mam więcej doświadczenia, muszę myśleć o tym, co należy robić na korcie, a nie o tym tym co działo się w przeszłości.

W wieku 31 lat i 334 dni Na Li została najstarszą w historii mistrzynią Australian Open. - Nie jestem stara - stwierdziła ze śmiechem. - Na początku każdego turnieju wszyscy mówią o wieku. Chciałabym powiedzieć, że wiek nic nie znaczy. Wciąż mogę zwyciężać w wielkoszlemowej imprezie. Więc jestem zadowolona z mojego wieku. Mam na korcie więcej doświadczenia.

Li znana jest z tego, że lubi sobie żartować w wywiadach. Czy jej mąż, który często jest obiektem tych żartów, nigdy nie powiedział, że już dość? - Jeśli by to zrobił myślę, że bym się z nim rozwiodła [śmiech]. Będę się trzymać mojej drogi. Właściwie, to nie czułam, że jestem zabawna, gdy mówiłam. Czułam, że to jest normalne, sposób podziękowania mojej drużynie. Ale, gdy skończyłam oni mówili, że kochają moje przemówienia. Więc może jestem zabawna.

Trzy lata temu Li wygrała Rolanda Garrosa, teraz w Melbourne wywalczyła swój drugi wielkoszlemowy tytuł. - W Paryżu nie myślałam o wygranej lub porażce. Tym razem naprawdę życzyłam sobie, bym mogła grać dobrze. I być może nie wiecie jak ciężką pracę wykonałam nad sferą mentalną.

- Naprawdę nie byłam przygotowana na wygranie Rolanda Garrosa. Nie wiedziałam co mam zrobić po tym zwycięstwie. I nikt mi nie powiedział co powinnam czynić. Myślę, że teraz jest inaczej, jestem przygotowana do wygrywania wielkoszlemowych turniejów. Również Carlos [Rodríguez] ma doświadczenie, ponieważ wcześniej był trenerem Justine Henin. I oczywiście będziemy rozmawiać o tym, co powinniśmy robić. Tym razem nie było myślenia o tym czy wygram czy przegram, tak jak to mam w życiu. Więc na pewno ostatnio jest inaczej.

Li w meczu III rundy z Lucie Safarovą obroniła meczbola. Chinka nie miałaby absolutnie nic do powiedzenia, gdyby bekhend Czeszki wpadł w kort (wylądował około pięć centymetrów poza nim). Wcześniej tylko trzy tenisistki sięgnęły po tytuł w Melbourne, odpierając wcześniej piłki meczowe: Monica Seles (1991), Jennifer Capriati (2002) i Serena Williams (2003, 2005). - Myślę, że powinnam wysłać maila do Šafářovej i przeprosić ją [za ten niezauważalny aut) i również wysłać jej uśmiech.

Chinka w najnowszym notowaniu rankingu WTA wróci na trzecie miejsce i będzie tracić tylko 11 punktów do Wiktorii Azarenki. Czy atak na drugie miejsce to jej kolejny cel? - Dlaczego nie? Oczywiście postaram się poprawić swój rankingu. Czy myśli o wygraniu Wimbledonu i US Open? - Oczywiście bardzo łatwo powiedzieć, że chcę zdobyć kolejne tytuły. Jednak jeśli jesteś tenisistą musisz wiedzieć jak wiele pracy cię czeka, aby wygrać wielkoszlemowy turniej. Oczywiście jeśli chcę wygrać jeden czy drugi muszę wrócić do ciężkiej pracy na korcie, jeszcze cięższej niż wcześniej, w przeciwnym razie nie mam szans.

Czy Chinka wierzyła od początku, że zatrudnienie Rodrígueza przyniesie efekt? - Kiedy mówiłam w zeszłym roku, że chcę tyć w Top 3, nikt nie uwierzył. Na początku tego roku mogę powiedzieć, że chcę zdobyć kolejny wielkoszlemowy tytuł. I nikt nie wierzy. Ważniejsze jest to, że ja wierzę, on wierzy i cała drużyna wierzy. To wszystko.

Zapytana o to, co oznaczają chińskie znaki na jej koszulce odpowiedziała: - Moje serce nie ma granic. Można powiedzieć, że tak samo jej tenis nie ma granic. Chinka chce ciągle zmieniać swoją grę, dokonywać pewnych modyfikacji, rozwijać się. Czy może dodać coś jeszcze więcej? - Oczywiście, myślę że mogę to zrobić. Wiele osób myśli, że może ona pozostanie na tej samej drodze na zawsze. Ale ja się zmieniam. Zasmakowałam tego, było całkiem dobrze, więc będę nadal próbować nowych rzeczy, jeśli mogą pomóc mojej grze.

To były dla niej dwa naprawdę trudne tygodnie. - Na koniec widzicie tylko, że ona ma tytuł, ale ludzie nie dostrzegają, jak ciężką pracę musiałam wykonać. Bardzo trudny był mecz z Šafářovą, w 43 stopniowym upale, a my grałyśmy trzy godziny. Bardzo ciężko było nie poddać się i ostatecznie wygrać mecz.

Na koniec Li jeszcze raz wróciła do swojego trenera, z którym pracuje od 2012 roku. - Kiedy miałam pierwszy trening z Carlosem pomyślałam: 'Nigdy więcej takiego roku'. W zeszłym roku, gdy z nim pracowałam pomyślałam: 'Nigdy więcej'. Jeśli udało mi się nie poddać się, próbuję z tego skorzystać. Gdy widzę teraz efekt myślę, że wiele w sobie poprawiłam.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!

Komentarze (0)