Polacy w dobrych nastrojach: Wciąż jesteśmy w grze!

Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski wykonali swoje zadanie, wygrali mecz i przedłużyli nadzieje Polski na triumf nad reprezentacją Chorwacji w Pucharze Davisa.

Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski nie zawiedli w sobotnim meczu. Grając pod presją, bowiem ich porażka oznaczałaby zwycięstwo Chorwatów w starciu na Torwarze, wytrzymali i w pięciu setach pokonali Mate Pavicia i Marina Draganję. - Wiedzieliśmy, że to młody debel, ale nie sądziłem, że grają na tak wysokim poziomie. Nie wiem jaki mieli procent pierwszego serwisu, w I secie grali fantastycznie, w tie breaku nie dali nam szans. Wszystko szło po ich myśli, a grali na luzie. Nie byli faworytami w tym spotkaniu, ale zagrali bardzo dobrze. Mieliśmy ciężkie momenty, ale staraliśmy się skupiać na każdej piłce z osobna. Kluczowe było przełamanie w piątym secie, pierwsze i zarazem jedyne - powiedział po meczu Matkowski.

Polacy mieli więcej okazji na to, by przełamać rywali, ale Chorwaci nie czuli się w takich momentach mniej pewnie. Cały czas grali swój tenis, ręka potrafiła im zadrżeć dopiero w dwóch ostatnich partiach. - To jest dosyć ciężka sytuacja. Szanse na przełamanie były nikłe, ciężko się grało. Obaj serwowali niesamowicie, a ta nawierzchnia im sprzyjała. Cieszymy się, że wygraliśmy, bo oni grają na wyższym poziomie, niż wskazują na to rankingi - przyznał Fyrstenberg. - Mieli dwa break pointy w IV secie przy podaniu "Fryty", obroniliśmy je i wygraliśmy tie break. Zobaczyli, że mecz nie jest wygrany. Czekaliśmy na swoją szansę, a rywale trochę pękli. Wiedzieliśmy przy stanie 4:3, że tego meczu nie puścimy - dodał Matkowski.

Niestety kibice nieco zawiedli. Maksymalnie połowa Torwaru była wypełniona. - Spodziewaliśmy się pełnych trybun, więc nie wiem jak to wyjaśnić. Może we wrześniu było więcej kibiców, dlatego, że graliśmy z Australią, w której grał Lleyton Hewitt? Dziś doping był super, nie mamy tradycji tenisowych, jak inne kraje. Uczymy się, mam nadzieję, że dzięki naszym występom to się zmieni - przyznał z nadzieją Fyrstenberg. - Kibice nie zawsze kibicują, ale teraz byli za nami. W momencie decydującym czuliśmy doping - dodał Matkowski.

W niedzielę jako pierwszy na korcie pojawi się Jerzy Janowicz, którego rywalem będzie Marin Cilić. - Wydaje mi się, że Jurek za swoją piątkową porażkę zrehabilituje się z Ciliciem. Jeśli tego dokona, to nikt nie będzie pamiętać o przegranej z Coriciem. Widać po Janowiczu, że jest pewny siebie. Przegrywa mecz, ale po nim to szybko spływa, więc rywal będzie mieć ciężką przeprawę. Przy pomocy publiki wyciągnie stan meczu na 2:2 - wyraził nadzieję Matkowski.

W piątym meczu Michał Przysiężny powinien zagrać z Borną Coriciem- Nie wybiegajmy do przodu, nie zastanawialiśmy się nad kolejnymi spotkaniami, teraz skupmy się na meczu Janowicza. Każde spotkanie powinno być rozpatrywany osobno. Michał jest doświadczonym zawodnikiem, a jeżeli 17-latek zagra w swoim trzecim występie w Pucharze Davisa, przy 2:2 w meczu, to też będzie odczuwać presję - wyjaśnił Matkowski.

We wrześniowym meczu w Warszawie scenariusz był podobny. Polacy po pierwszym dniu przegrywali 0:2, ale debel przedłużył nadzieję. - Jest jedna wielka różnica. Teraz zdrowy jest Jurek i od tego trzeba zacząć. Wystarczyło spojrzeć za moje plecy, jak oni (drużyna) się zachowywali i reagowali, głęboko wierzyli w zwycięstwo. Wczoraj bardzo długo rozmawialiśmy z Jurkiem i Michałem. Nie pospaliśmy za długo, może tej nocy uda się odespać. Singliści dziś mieli dzień wolny, więc mogli sobie pozwolić na dzień luzu. Wymienili między sobą informacje na temat przeciwników, a dzięki temu, że Mariusz z Marcinem wykonali 100 procent swojego zadania, wciąż jesteśmy w grze - powiedział Radosław Szymanik.

Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!

Źródło artykułu: