- Po tym turnieju czuję się dużo lepiej. Istotą sportu są zwycięstwa. Po zwycięstwie wiele rzeczy staje się dużo łatwiejszych. Mimo że zagrałem słabo w pierwszym secie, wygrałem finał. Wywalczyłem triumf w całym turnieju, co wiele dla mnie znaczy - powiedział po zwycięstwie w finale turnieju ATP w Madrycie Rafael Nadal.
[ad=rectangle]
Hiszpan stał się pierwszym tenisistą w historii Mutua Madrid Open, który ma na koncie cztery triumfy w tej imprezie oraz pierwszym, który obronił wywalczony rok wcześniej tytuł. - Nie myślę o procentach i statystykach, ja tylko gram w tenisa. Pierwszy set był niezwykle trudny. Zacząłem dobrze, ale potem wykonywałem rzeczy, które nie są dla mnie łatwe. Gdy znajdujesz się w takiej sytuacji, potrzebujesz jednego momentu, by odwrócić losy meczu. Myślę, że udało mi się to w drugiej partii - wyjaśniał lider rankingu ATP.
Przez długi czas wydawało się jednak, że faworyt gospodarzy przegra niedzielny pojedynek. Jego rywal, Kei Nishikori, grał zdumiewająco i prowadził już 6:2, 4:2, lecz wówczas zaczął odczuwać ból pleców, z którym zmagał się przez cały turniej, stracił siedem kolejnych gemów i skreczował, przegrywając 6:2, 4:6, 0:3. - To jest tenis, takie rzeczy się zdarzają. Żal mi go, bo grał świetnie i został powalony przez taki cios. Wiem, o czym mówię, bo coś takiego przydarzyło mi się w styczniu w Australian Open - przyznał 27-letni Hiszpan.
Tenisista z Majorki był pod wrażeniem postawy przeciwnika, który od poniedziałku jako pierwszy japoński tenisista w historii jest notowany w Top 10 rankingu ATP. Nishikori obecnie znajduje się na dziewiątej pozycji, ale Nadal sądzi, iż stać go na jeszcze wyższe lokaty. - Kei już kilka lat temu był bardzo obiecującym tenisistą, lecz kontuzje wyhamowały jego karierę. Nie jest łatwo podnieść się po czymś takim, ale jemu się udało. Nie wiem, czy on może być numerem jeden, bo to jest bardzo trudne. Jeżeli nadal będzie tak grał, nie mam wątpliwości, że znajdzie się w czołowej "ósemce" - ocenił.
Nadal jest jedną z najbardziej popularnych osób w Hiszpanii. W trakcie całego turnieju mógł więc liczyć na gorący doping publiczności, która zasiadała na trybunach kortu im. Manolo Santany. - Przez całe życie mam wrażenie, że publiczność bardziej wywiera na mnie presję niż mi pomaga. Ale w finale potrafiłem wrócić do gry właśnie dzięki wsparciu kibiców - zakończył.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas! Na Twitterze też nas znajdziesz!