Wielka Trójka…
Lider rankingu męskich rozgrywek, Hiszpan Rafael Nadal, to bez wątpienia najjaśniejsza postać zeszłego sezonu. Zapierające dech w piersiach popisy zawodnika rodem z Majorki na kortach ziemnych, czwarte z rzędu zwycięstwo w Roland Garros, pokonanie Rogera Federera w epickim finale Wimbledonu czy też wreszcie detronizacja Szwajcara z pozycji najlepszego zawodnika ATP każą wskazać Nadala jako faworyta do triumfu w tegorocznym Australian Open.
Jednak jak pokazuje historia jego startów w australijskim turnieju o końcowe zwycięstwo może być naprawdę trudno. Rok temu Hiszpan dotarł do półfinału, gdzie musiał uznać wyższość rewelacyjnego Jo-Wielfrieda Tsongi, w 2007 swą przygodę z zawodami zakończył w ćwierćfinale, a w 2005 roku i 2004 roku żegnał się z imprezą odpowiednio już w czwartej i trzeciej rundzie (w 2006 roku nie startował). Trzeba jednak podkreślić, iż Nadal poczynił ogromne postępy w grze na twardych kortach i będzie stanowić duże zagrożenie dla goniącej go stawki.
Na czele owej stawki stoi niedawno zdetronizowany mistrz - Roger Federer (nr. 2 ATP). „Król Roger” w zeszłym sezonie przełknął naprawdę gorzką pigułkę, wygrywając „zaledwie” jeden wielkoszlemowy tytuł (US Open). Szwajcar zapewnia, że wszelkie niepowodzenia ma już dawno za sobą, a dodatkowo zaistniała sytuacja dała mu nowy impuls do dalszej walki o sukcesy.
Federer to trzykrotny zwycięzca Australian Open - triumfował w 2004, 2006 oraz 2007 roku. W obecnym sezonie szwajcarski zawodnik pokazał się z dobrej strony dochodząc między innymi do półfinału imprezy ATP w Dausze oraz wygrywając turniej pokazowy Kooyong Classic, czym zgłasza poważne aspiracje do końcowego triumfu.
Wysoko należy także upatrywać szanse obrońcy tytułu z zeszłego roku - Novaka Djokovica (3. ATP). Był to pierwszy w karierze wielkoszlemowy tytuł Serba i jest pewnym, że dołoży starań, ażeby już teraz powiększyć ten dorobek..
Aczkolwiek w obecnym sezonie rezultaty osiągane przez Djokovica nie powalają na kolana. Rok 2009 rozpoczął od falstartu w imprezie ATP w Brisbane, gdzie w pierwszej rundzie dość gładko przegrał z Ernestem Gulbisem. W kolejnym turnieju ATP w Sydney (z pulą nagród 484 750 tys. dol.) było już znacznie lepiej, gdyż Serb przegrał dopiero w półfinale z Jarkko Nieminenem. Jednak jak wiadomo imprezy Wielkiego Szlema rządzą się swoimi prawami i Djokovic jest kandydatem do minimum półfinału.
…Murray…
Co ciekawe bukmacherzy zupełnie w kim innym widzą głównego faworyta Australian Open. Chodzi mianowicie o Andy’ego Murraya (4. ATP). Czwarty zawodnik rankingu ATP fenomenalnie prezentuje się w nowym roku i póki co nie znalazł godnego siebie rywala. Pokonał zarówno Nadala (w finale pokazowego turnieju w Abu Zabi), jak i Federera (w półfinale turnieju ATP w Dausze oraz w półfinale w Abu Zabi). Wygrał imprezę ATP w Dausze (z pulą nagród 1,110 mln dolarów) oraz turniej pokazowy w Abu Zabi.
Na uwagę zasługuje też styl w jakim ogrywał swoich rywali. Momentami wszyscy rywale wykazywali się ogromna bezradnością przy odbieraniu zagrań Murraya. Komentatorzy stacji sportowych zgodnie twierdzili, że Szkot gra „tenis z kosmosu” i dawno nie widzieli większego „tenisowego spryciarza”.
Jednakże jest coś, co każe troszkę powątpiewać w ten optymizm. Murray nigdy nie odniósł spektakularnego sukcesu w odsłonach Wielkiego Szlema. Co więcej jego występy w Australii kończyły się zazwyczaj bardzo szybko - w 2008 i 2006 roku odpadł już w pierwszej rundzie, zaś najlepszy występ zanotował w 2007 roku, gdzie dotarł do czwartej rundy.
Głos w tej sprawie zabrał nawet Roger Federer: - Murray zdobył doskonałą pozycję. Świetnie zaczął sezon, choćby w turnieju w Dausze. Rok też zakończył udanie. Jednak wciąż zaskakuje mnie to, co mówią bukmacherzy. On przecież nie wygrał żadnego turnieju wielkoszlemowego. Novak jest obrońcą tytułu. Rafa miał niewiarygodnie udany sezon. Ja wygrałem ostatni turniej wielkoszlemowy. To, co słyszę o typach bukmacherów stanowi dla mnie niespodziankę - stwierdził zaskoczony wytypowaniem Szkota jako faworyta Australian Open .
Występ w Melbourne Park albo zamknie usta krytykom, albo potwierdzi niegotowość Szkota do wygrywania najważniejszych imprez tenisowego sezonu.
…i cała reszta.
Kto może namieszać w turnieju i włączyć się do walki o laury zwycięstwa? Jedną z takich postaci może okazać się Juan Martin Del Potro (9. ATP). Argentyńczyk będący odkryciem zeszłego sezonu prezentuje dość solidną dyspozycję, wygrywając w tym sezonie zawody ATP w Auckland (z pulą nagród 480 750 dolarów). Także Jo Wielfried Tsonga, finalista Australian Open w 2008 roku, będzie miał szansę pokazać, że nie jest bohaterem tylko jednego turnieju. Ponadto może liczyć na wsparcie australijskiej publiczności, która rok temu zachwycała się wręcz magicznymi stop-volleyami i niesamowitym luzem, jaki Francuz pokazywał odprawiając z kwitkiem kolejnych rywali.
Przy wymienianiu tenisistów mogących odegrać ważne role w tej imprezie nie można zapomnieć o Amerykanach: Andy’m Roddicku (8. ATP) oraz Jamesie Blake’u (nr 10. ATP) oraz Francuzach: Simonie Gillesie (nr 7. ATP) oraz dojrzewającemu do wielkich występów Gaelu Monfilsie (13. ATP). Wielkim nieobecnym tegorocznej edycji turnieju w „kraju kangurów” będzie Nikołaj Dawidenko (5. ATP), zaś największą nadzieją gospodarzy będzie powracający po kontuzji Lleyton Hewitt (74. ATP). Bo gdzież indziej można odnieść bardziej spektakularny sukces, aniżeli we własnych „czterech ścianach”?
Jedno jest pewne: wszyscy wspomniani zawodnicy sprawią, że emocji w turnieju Australian Open nie zabraknie. A kto wie, może będziemy świadkami narodzin zupełnie nowej gwiazdy…
A gdzie Polacy?
Niestety w tegorocznych singlowych rozgrywkach Australian Open nie zobaczymy Polaków. Najlepszy z naszych reprezentantów – Łukasz Kubot - poległ w trzeciej rundzie eliminacji do turnieju głównego. Przyjdzie nam za to emocjonować się występami naszej eksportowej pary deblowej - Mariusz Fyrstenberg i Marcin Matkowski. Szanse Polaków są duże, gdyż nasi zawodnicy znajdują się w dobrej dyspozycji, o czym może poświadczyć występ w turnieju ATP Tour na twardych kortach w Sydney, gdzie odpadli dopiero w półfinale po meczu z najlepszą parą świata - Daniel Nestor/Nenad Zimonjic.