"Małyszomania" dotykała nawet te osoby w naszym kraju, które zbytnio nie interesowały się sportem. Wystarczył choćby najmniejszy odbiornik radiowy czy telewizyjny. Gdy polski skoczek odbierał trofea, a dookoła rozbrzmiewał Mazurek Dąbrowskiego, trudno było sobie wyobrazić, że ktokolwiek kiedyś zastąpi niepozornego chłopaka z wąsem. Oglądalność podczas piłkarskiego Euro w 2012 roku mogła wywołać zawrót głowy, ponieważ pojedynki naszych piłkarzy w fazie grupowej w telewizji oglądało średnio ponad 14 milionów ludzi! A gdy w 2014 roku Mariusz Wlazły skończył ostatnią piłkę finałowego spotkania z Brazylią, nie dało się oprzeć wrażeniu, że na te kilka dni to siatkówka stała się sportem narodowym.
Myślę, że nie skłamię, jeśli napiszę, że tenis ziemny wcześniej nie był sportem popularnym w Polsce i próżno byłoby szukać podobnych przykładów. Z pewnością nigdy nie dorówna piłce nożnej, ale jeszcze kilka lat temu informacje z kortów niknęły na szybko przesuwającym się telewizyjnym pasku, a zauważali je raczej zagorzali koneserzy. Niczym legendy przewijały się zawsze wspomnienia o Jadwidze Jędrzejowskiej, zmarłej w 1980 roku finalistce Wimbledonu, oraz Wojciechu Fibaku, czterokrotnym ćwierćfinaliście turniejów wielkoszlemowych, który niedawno obchodził swoje 63. urodziny.
Nie da się ukryć, że Polska była niemal niewidoczna na tenisowej mapie świata, a pojedyncze zrywy nie mogły wypchnąć białego sportu przed szereg dziesiątek innych dyscyplin. W latach 90. XX wieku na światowych arenach prezentowały się Katarzyna Nowak i Magdalena Grzybowska, ale tak naprawdę żadna z nich nigdy nie awansowała do najlepszej "20" światowego rankingu, ani też nie dotrwała do drugiego tygodnia zmagań wielkoszlemowych. W późniejszych latach dyscyplina istniała w ludzkich świadomościach dzięki takim tenisistom jak Łukasz Kubot, Michał Przysiężny, Marcin Matkowski, Mariusz Fyrstenberg czy Marta Domachowska, ale przypominało to raczej osobę w śpiączce, utrzymywaną przy życiu za pomocą respiratora, która potrzebuje jakiegoś silnego wstrząsu, aby wybudzić się ze snu i zacząć funkcjonować o własnych siłach.
W 2006 roku światu ukazała się Agnieszka Radwańska, 17-letnia dziewczyna z Krakowa, krucha, niepozorna, która już w swoim wielkoszlemowym debiucie awansowała do IV rundy. Jak się okazało, nie była tylko pojedynczym impulsem dającym nadzieję osłabionemu polskiemu tenisowi. W sezonie 2007 została pierwszą Polką, która wygrała turniej WTA, a rok później awansowała do elitarnego grona dziesięciu najlepszych tenisistek świata.
- Na początku była zwykła radość z pierwszego tak dużego zwycięstwa w karierze, ale dopiero jak zaczęli do mnie dzwonić dziennikarze, to dotarło do mnie, że jestem pierwszą Polką, która wygrała turniej WTA. Wcześniej nie przykładałam do tego wagi - powiedziała Radwańska Polskiej Agencji Prasowej po zdobyciu pierwszego tytułu.
Dokładnie pamiętam sobotni poranek 7 lipca 2012 roku i dochodzące z każdej strony informacje o tym, że Polka, nasza rodaczka zagra w finale Wimbledonu. Wydarzenia z londyńskich trawników śledziły wówczas miliony ludzi, a cała sytuacja skojarzyła mi się przede wszystkim z wcześniej wspomnianym "Leć Adam, leć"! Choć krakowianka przegrała z być może najwybitniejszą tenisistką chodzącą po planecie, osiągnęła coś wręcz niewyobrażalnego, rysując biało-czerwonym flamastrem wielkie smugi na tenisowej mapie świata. W tamtym czasie z pewnością nie jedna osoba odkurzyła swoją rakietę i zachęcała młodsze pokolenie do naśladowania Radwańskiej. Między słowami Polska i tenis można było postawić wreszcie znak równości.
Do krakowianki po jakimś czasie dołączył również Jerzy Janowicz, rosły łodzianin. To ta dwójka i Łukasz Kubot sprawili, że Wimbledon 2013 był polski. Z pewnością wielu z was pamięta symboliczne wymienianie się koszulkami po męskim ćwierćfinale oraz elektryzujący bój Radwańskiej z Sabiną Lisicką. Kiedy ostatni raz tenis w naszym kraju tak porywał i powodował wypieki na twarzy?
Agnieszka Radwańska nigdy nie była i nie będzie Sereną Williams i raczej nie zdobędzie 21 tytułów wielkoszlemowych. Ale co, gdyby uciąć połowę zdania i pozostawić "nigdy nie była..." ? Z pewnością polski tenis nadal byłby pogrążony w głębokim śnie i czekał na cud, który go z niego wybudzi. Można niekiedy odnieść wrażenie, że w naszym kraju przestało się doceniać 26-latkę, która tak naprawdę jako jedyna ze wszystkich polskich singlistów regularnie prezentuje swoje umiejętności w starciach z najlepszymi na świecie, zdobywa trofea i gra w drugim tygodniu imprez wielkoszlemowych. Apetyt jednak rośnie w miarę jedzenia i ludzie chcą się stołować w coraz lepszych restauracjach. Oby tylko nie przeżyli wstrząsu, gdy znów będą musieli wrócić do zwykłych barów.
- Powiem szczerze, że nie myślę o tym, czy jestem pod presją. Ja na pewno jej nie odczuwam - powiedziała Radwańska w wywiadzie dla Eurosportu w 2011 roku. - Od kilku lat jest przecież tak samo. Umówmy się. Nie ma przecież innej osoby w polskim tenisie, od której by tyle oczekiwano co ode mnie. Z tą samą presją gram więc od ładnych paru lat. Kiedy wychodzę na kort, myślę więc tylko o tym, by zrobić swoje.
Ludziom potrzeba chleba i igrzysk!
Karolina Konstańczak
Gwoli ścisłości - Małysz (nie jaram i nie jarałem się skokami) był promowany w niedzielne popołudnia na głównym kanale polskiej telewizji czyli niejako Czytaj całość
Fajny tekst, pani Karolina ciekawe artykuły pisze. Dziękuje pani redaktor i proszę o więcej!
Cala prawda o Adze a tego Wimbledonu 2013 nie zapomnę nigdy i czekam na p Czytaj całość