Grzegorz Panfil: We wszystkich innych krajach własna hala jest atutem

Najlepszy leworęczny polski tenisista w rozmowie z WP SportoweFakty opowiada o minionym sezonie i występach w lidze włoskiej. - To święto tenisa - powiedział Grzegorz Panfil.

Dominika Pawlik
Dominika Pawlik
Andrzej Szkocki / pekaoszczecinopenpl / Andrzej Szkocki / pekaoszczecinopen.pl

W 2015 roku Grzegorz Panfil wywalczył cztery tytuły w singlu oraz jeden w deblu w imprezach rangi ITF. Osiągnął najlepszy ranking w karierze, będąc na początku czerwca 238. rakietą świata. Sezon zakończył dwoma challengerami w Maroku. We wrześniu pomagał kadrze w meczu Pucharu Davisa ze Słowacją, w którym Polacy wywalczyli awans do Grupy Światowej.

WP SportoweFakty: Jaki był dla ciebie miniony rok?

Grzegorz Panfil: To trudne pytanie, bo teoretycznie miałem najlepszy sezon w karierze i najwyższy ranking, a końcówka - nie ma się czym chwalić. Wydaje mi się, że liga niemiecka mnie wykończyła, miałem wcześniej podpisaną umowę na wszystkie mecze. To było związane z tym, że mając dobry ranking grałem challengery, po grze w lidze jeździłem samochodem, byłem zmęczony. Trochę ranking i forma się posypały. Ta druga połowa sezonu była, nie ma co ukrywać, słaba. Miałem pojedyncze dobre mecze i przebłyski, ale ogólnie było słabo. Początek roku był bardzo dobry, bo byłem dobrze przygotowany fizycznie i tenisowo. Więc ta pierwsza część była dobra, a druga gorsza.

Najwyższy ranking w karierze, wygrane turnieje, ale wszystko w cyklu ITF. Zabrakło lepszego wyniku w imprezach wyższej rangi? 

- Wygrałem trzy turnieje w Gruzji, to był taki moment, kiedy nic nie spadało w rankingu, ugrywałem wszystko na plus. To spowodowało, że osiągnąłem najwyższy rezultat w karierze. Latem łapałem się do wszystkich challengerów, ale tego nie wykorzystałem. Mogę z perspektywy czasu powiedzieć, że nie wykorzystałem możliwości rankingu i gry w turniejach głównych. Teraz ranking poleci w dół, bo nie grałem przez ostatnie dwa miesiące. W ubiegłym tygodniu zacząłem przygotowania w Ustroniu: trening ogólnorozwojowy i tenis. Pod koniec grudnia wylatuję na turnieje, ale jeszcze nie wiem dokładnie gdzie: Tajlandia lub Argentyna challengery albo futuresy, bo teraz nastąpiły zmiany i będą takie z pulą 25 tys. dolarów. Byłem w Krakowie po wizę, otrzymałem ją i czekam aż wyjdą listy zgłoszeń, wtedy będę decydował.

Który mecz, z tych, które rozegrałeś w tym sezonie, był najlepszy? W Polsce publiczność była zachwycona twoim zwycięstwem nad Maxime'em Teixeirą w Szczecinie.

- Na pewno dobrze zagrałem tamto spotkanie, ale wydaje mi się, że dobre mecze zagrałem w Gruzji z Thiago Monteiro czy Pedro Sakamoto. To były dobre i ciężkie występy, siedziałem tam ponad 3 tygodnie. Na pewno nieźle zaprezentowałem się w Hiszpanii. Był to bardzo mocno obsadzony futures, praktycznie jak challenger, w finale z Maxime'em Hamou czy wcześniej z Rubenem Ramirezem-Hidalgo zagrałem dobre spotkania.

Sezon zakończyłeś stosunkowo szybko, jaki był tego powód?

- Grałem ligę dwa miesiące we Włoszech. Sponsora nie mam, więc to mi pozwoli na grę w przyszłym roku.

To nie jest częsty kierunek polskich tenisistów. Zazwyczaj wybierają ligi niemieckie, czeskie, czasami słyszy się o francuskich. Skąd ten wybór?

- Miałem dwie możliwości: po Maroku polecieć do Ameryki Południowej, jak w zeszłym roku. Zszedłem z kortu ze słabą formą, zadzwoniłem do trenera we Włoszech i zapytałem czy mi zagwarantuje, że rozegram wszystkie mecze w lidze włoskiej. Powiedział, że porozmawia z menadżerem klubu, okazało się, że tak, więc podpisałem kontrakt - skupiłem się na tej lidze i opuściłem turnieje. Tak jak mówię - potrzebuję pieniędzy, żeby dalej grać, bo kolejny sezon jest decydujący.

Masz porównanie z innymi ligami. Jak to wszystko wygląda w Italii? 

- Grałem różne ligi: w Szwajcarii, w Polsce, w Niemczech i we Włoszech. Ogólnie liga włoska dla kibiców jest świętem tenisa. Przychodzą członkowie klubu, dopingują, jest feta. Teraz graliśmy w finale, może to jest przykre, ale było więcej ludzi na finale drużynowych mistrzostw Włoch niż na Pucharze Davisa u nas. Jest impreza, ludzie się bawią, tańczą, śpiewają. Telewizja transmitowała wszystkie mecze na żywo: mężczyzn i kobiet, single i deble. To jest zupełnie inna kultura, inne podejście. Dla nich to priorytet, tam jest mecz u siebie i na wyjeździe, jedzie cała drużyna ze sztabem. Po każdym spotkaniu jest kolacja, wszyscy są zżyci, jest fantastyczna atmosfera, niezapomniane chwile. Szkoda, że przegraliśmy w finale, bo trochę nam się skład posypał. Bolelli był kontuzjowany, nie mógł zagrać, a myślę, że z nim zdobylibyśmy po raz trzeci tytuł mistrza Włoch.

Jakich zawodników można podziwiać w lidze włoskiej?

- Filipo Volandri, Simone Bolelli, Matteo Viola, Matteo Trevisan, Fabio Fognini, Andrea Arnaboldi, Gerald Melzer, Jan Mertl, Adrian Ungur. W większości są zawodnicy z Top 200, naprawdę dobrze grający. To dwa miesiące wyjazdów, wspólnych treningów, wspólnie spędzony czas i fajna atmosfera. W mojej drużynie grali Simone Boleli, Flavio Cipolla czy Vincenzo Santopadre - zięć Zbigniewa Bońka.

Czy Grzegorz Panfil w kolejnym sezonie poprawi swój najlepszy ranking?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×