W lutym Kraków znalazł się w centrum tenisowego świata. Wszystko to w dużej mierze dzięki Agnieszce Radwańskiej, która w Pucharze Federacji gra od 2006 roku. Przeszła przez izraelskie piekło, a w kwietniu 2014 roku na Stadionie Olimpijskim w Barcelonie wprowadziła Polskę do tenisowego nieba. W latach 2012-2014 Radwańska miała serię 14 z rzędu zwycięskich gier w singlu. Od 2006 roku Polska rozegrała 85 pojedynków w grze pojedynczej i wygrała 51, z czego 34 Agnieszka Radwańska. Widać zatem wyraźnie, że o obliczu naszej drużyny decyduje jedna tenisistka, choć nie można zapominać, że w 2014 roku o wyniku meczów decydował debel i w obu przypadkach partnerką krakowianki była Alicja Rosolska.
Liderka drużyny nie może liczyć na wsparcie. Na poziomie Grup Światowych i barażów w 2009, 2010, 2013, 2014 i 2015 roku Polska zdobyła w singlu 13 punktów: Agnieszka 11, a jej młodsza siostra Urszula Radwańska dwa. W takiej sytuacji już sam awans do elity był wielkim wyczynem, nie oszukujmy się, ponad stan polskiego tenisa. Oczywiście nie ma co się smucić po spadku do Grupy Światowej II, szczególnie, gdy weźmie się pod uwagę fakt, że teraz polskie drużyny są w najlepszej "16" Pucharu Federacji i Pucharu Dvisa. Uważam, że przy awansach naszych panów (2015) i pań (2014) do elity drużynowych mistrzostw świata należy postawić znak równości, oba są gigantycznymi osiągnięciami.
W Krakowie Polska przegrała 0-4 z Rosją w meczu, który był głównym daniem I rundy Grupy Światowej z uwagi na starcie Agnieszki Radwańskiej z Marią Szarapową. W kwietniu w Zielonej Górze nasza drużyna uległa 2-3 Szwajcarii po jednym z najbardziej dramatycznych meczów sezonu. Szczególnie szalona była niedziela, 19 kwietnia. Najpierw Urszula Radwańska wróciła z 4:6, 2:5 i pokonując Martinę Hingis wyrównała stan całego spotkania na 2-2. W deblu Timea Bacsinszky i Viktorija Golubić wygrały po dreszczowcu z Agnieszką Radwańską i Alicją Rosolską 2:6, 6:4, 9:7. To był jeden z najpiękniejszych i najbardziej dramatycznych deblowych meczów, jaki widziałem w Pucharze Federacji. Bardziej emocjonujący był tylko pojedynek sprzed czterech lat, gdy Jelena Janković i Aleksandra Krunić wróciły z 2:6, 1:5 oraz obroniły trzy piłki meczowe i pokonały Daniele Hantuchovą i Magdalenę Rybarikovą 2:6, 7:5, 9:7.
Starcie Radwańskiej i Rosolskiej z Bacsinszky i Golubić było naprawdę wspaniałą promocją gry podwójnej kobiet. Jednak z czysto kibicowskiego punktu widzenia był to dla mnie najsmutniejszy moment 2015 roku. Indywidualnie sezon zawsze można uratować i najlepsza polska tenisistka zrobiła to z wielką klasą. Niestety podczas dwóch meczów Pucharu Federacji przeżywała najsłabszy okres w swojej karierze od wielu lat, brakowało jej pewności siebie. Z Radwańską w formie z azjatyckiej końcówki sezonu mecze z Rosją, z którą pewnie i tak by nie udało się wygrać, a przede wszystkim ze Szwajcarią bez wątpienia wyglądałyby inaczej. Nie ma co jednak rozdzierać szat, bo nasza obecność w najlepszej ósemce była zaciemnieniem stanu faktycznego polskiego tenisa kobiecego. Mieliśmy efekt zaskoczenia, gdy jedna tenisistka dźwigała na swoich barkach ciężar odpowiedzialności i wprowadziła Polskę do elity. Przyszedł czas na efekt cienia, czyli gorsza dyspozycja Radwańskiej oznacza pewną porażkę całej ekipy. Nie ma tutaj mowy o równowadze, dopóki Polsce nie przybędzie druga solidna singlistka, przynajmniej na miarę Top 50 rankingu.
Tomasz Wiktorowski kapitanem polskiej drużyny kobiecej był od 2009 roku. Po przegranej batalii ze Szwajcarią zrezygnował z tej funkcji. W grudniu Polski Związek Tenisowy poinformował, że na tym stanowisku trenera Agnieszki Radwańskiej zastąpi Klaudia Jans-Ignacik. Moja pierwsza myśl była następująca: pewnie nie było innych chętnych, skoro powierzono dodatkowe obowiązki jeszcze czynnej tenisistce. Wiem, że jest to złośliwe. Jednak po dokładnym przemyśleniu stwierdzam, że to wybór polegający na pójściu na kompromis. Jans-Ignacik wyzwań się nie boi, a poza tym koleżanki z kortu ją szanują, więc nie powinno być sytuacji, że ktoś nie będzie chciał z nią współpracować. Większe ryzyko PZT podejmował powierzając męską drużynę Radosławowi Szymanik. Jak wiemy okazał się człowiekiem, który bardzo szybko się nauczył, o co w tej pracy chodzi. Zjednał sobie tenisistów i jest efekt w postaci historycznego awansu do grona "16" najlepszych drużyn świata.
Dwa punkty Agnieszki Radwańskiej były gwarancją zwycięstw polskiej drużyny. Tak było w meczach z Japonią (2009), Belgią (2013) oraz ze Szwecją i Hiszpanią (2014). Gdy krakowianka się potknie nie ma przejąć ciężaru odpowiedzialności na swoje barki. Był tylko jeden mecz, w którym Agnieszka nie zdobyła punktu, a mimo to Polska odniosła zwycięstwo. Miało to jednak miejsce w fazie kontynentalnej podczas turnieju, w którym rozgrywa się kilka meczów w ciągu tygodnia, każdy do dwóch wygranych pojedynków. W 2009 roku w konfrontacji z Bośnią i Hercegowiną Katarzyna Piter oddała dwa gemy Dijanie Stojović, a Agnieszka Radwańska przegrała w tie breaku III seta z Mervaną Jugić-Salkić. W decydującym deblu punkt zdobyły Klaudia Jans i Piter.
Po dwóch meczach domowych w 2015 roku, w kolejnym sezonie przyjdzie czas na trudny wyjazd. W meczu z USA Polska teoretycznie stoi na straconej pozycji, ale Holandia bez tenisistek w Top 100 rankingu na papierze nie miała najmniejszych szans w starciu z Australią. Ekipa z Antypodów wydawała się zdecydowanym faworytem nawet, gdy przyszło jej grać bez kontuzjowanej Samanthy Stosur. Jednak Kiki Bertens i Arantxa Rus przypomniały sobie swoje najlepsze czasy i dały Holandii awans do Grupy Światowej. W rozgrywkach drużynowych niespodzianek nigdy nie brakuje, bo nie wszystkie czołowe tenisistki świata czują tego specyficznego ducha i albo grają w tych rozgrywkach słabo albo rzadko. Agnieszka Radwańska grała dla drużyny zawsze i wszędzie, więc bądźmy gotowi na to, że zabraknie jej w wyjazdowym meczu z USA, tak jak w 2015 roku Rumunia musiała polecieć do Kanady bez Simony Halep. Mimo to Rumunki sobie poradziły w Montrealu. USA to jednak drużyna o nieporównywalnie większym potencjale, więc Klaudię Jans-Ignacik czeka w debiucie poważny test. Przy takim pechowym losowaniu celem na sezon 2016 powinno być utrzymanie w Grupie Światowej II.
Przykłady Czech (Tomas Berdych i Radek Stepanek) oraz Szwajcarii (Roger Federer i Stan Wawrinka) w Pucharze Davisa pokazują, że można zdobyć tytuł mając tylko dwóch solidnych singlistów. W Pucharze Federacji jest jednak inny system. Przede wszystkim mecz trwa dwa dni, a nie trzy, a debel rozgrywany jest przy stanie 2-2, a nie jako trzeci pojedynek. Gra podwójna jest zatem albo nic nie znaczącym dodatkiem albo decyduje o wszystkim. Dla Pucharu Federacji charakterystyczne jest to, że nie sposób utrzymywać się w elicie przez kilka lat mając tylko jedną wysokiej klasy singlistkę. W Pucharze Davisa jedna gwiazda w grze pojedynczej oraz jeden świetny deblista mogą zapewnić triumf, tak jak było w tym roku z Wielką Brytanią (bracia Murrayowie). W Pucharze Federacji też mogłoby to inaczej wyglądać, gdyby debel nie był rozgrywany na samym końcu. Da się awansować na najwyższy poziom z jedną singlistką i nawet dwoma niezłymi deblistkami, ale później jest balansowanie pomiędzy pierwszą i drugą ósemką. Tak właśnie jest z Polską, która ma jedną gwiazdę światowego formatu.
Polskiej drużynie potrzebna jest druga singlistka, która będzie w stanie zdobywać cenne punkty. Wtedy będzie szansa nawet na wygranie Pucharu Federacji. Największe nadzieje pokładam w Magdzie Linette, która metodą drobnych kroczków buduje swoją pozycję w kobiecym tenisie. Wciąż wierzę, że Urszula Radwańska, była 29. rakieta globu, wróci na poziom sprzed kontuzji. Niewykluczone, że już w lutym 2016 roku będziemy się mogli przekonać ile jest warta polska drużyna bez Agnieszki Radwańskiej. Proszę nie mieć żadnych pretensji do krakowianki, jeśli zdecyduje się nie uwzględnić w swoim kalendarzu meczu z USA. Dzięki niej w ogóle możemy się emocjonować takimi meczami w Grupach Światowych. Ona jest już dojrzałą tenisistką, chce zdobyć upragniony wielkoszlemowy tytuł, a do tego w 2016 roku są też igrzyska olimpijskie. Przez to co wydarzyło się w Londynie Radwańskiej przypięto łatkę dziewczyny, która dba tylko o własne interesy i ma w nosie reprezentowanie ojczyzny. Przeciwko takim poglądom będę protestował zawsze i wszędzie. Mówimy o tenisistce, która w Pucharze Federacji ma bilans gier 42-11.
Sezon 2016 będzie niezwykle intensywny. Jak pamiętamy, cztery lata temu igrzyska były w Europie, na trawiastych kortach Wimbledonu. Tym razem rozegrane zostaną w Ameryce Południowej już po rozpoczęciu cyklu US Open Series. Turniej olimpijski rozpocznie się niespełna tydzień po Rogers Cup, a po nim tenisistki wyruszą do Cincinnati. Może nawet lepiej, by Agnieszka nie poleciała na Hawaje. To jest bardzo dobry pretekst, by po tylu lat wiernego służenia drużynie, krakowianka odpuściła sobie taki wyjazd tuż po Australian Open. Wtedy zobaczymy za czym będą tęsknić polscy sympatycy tenisa, gdy jej już nie będzie na zawodowych kortach.
Łukasz Iwanek
Redaktorze, po co to krygowanie, pr Czytaj całość