Węgierski tenis przy całej swojej infrastrukturze wydaje się być kopalnią talentów, ale od lat Madziarzy czekają na wielką gwiazdę. Było kilka mniej i bardziej znanych postaci, takich jak chociażby Greta Arn i Melinda Czink, była też jedna wielka nadzieja, Agnes Szavay. Jednak zawodniczka z Kiskunhalas pokładanych w niej oczekiwań nigdy nie spełniła. Głównie przez problemy ze zdrowiem - pomimo młodego wieku (kończąc karierę miała tylko 25 lat), szwankowały już plecy, łokieć i biodro.
Dlatego, aby znaleźć czołową postać tenisa pochodzącą z Węgier, trzeba się cofnąć aż do początku lat 80., kiedy do pierwszej „10” rankingu WTA przebiła się Andrea Temesvari. To ona zdobyła premierowy dla swojego kraju seniorski tytuł wielkoszlemowy - wygrała Rolanda Garrosa w grze podwójnej. Ale nie tylko sukcesy kazały zwrócić na nią uwagę. W końcu to o tej wysokiej blondynce z Budapesztu napisała o niej w swojej autobiografii Martina Navratilova, że "z całym swoim makijażem i fryzurą, nawet na korcie wygląda jakby szła prosto na Bal Węgrów".
Niestety, dalszy rozwój kariery Temesvari zahamowały kontuzje, które trapiły ją aż do 1997 roku, kiedy oficjalnie zakończyła występy na kortach. Ale Węgierkę wciąż można zobaczyć na korcie, a praktycznie tuż obok niego, bo w boksie Dalmy Galfi, najlepszej juniorki świata w 2015 roku, notabene także blondynki mierzącej 178 cm.
Gálfi urodziła się w sierpniu 1998 w małym mieście położonym na brzegu urokliwego Balatonu, największego jeziora Europy Środkowej. Po rakietę sięgnęła za namową ojca jako 4-latka, choć już jako dwa lata wcześniej siedziała w wózku i obserwowała jak grają inni. Szybko zrozumiała o co w tym wszystkim chodzi – już cztery lata później wygrywała seryjnie w minitenisie (rozgrywanym na korcie o połowie mniejszym, specjalnie dla dzieci rozpoczynających przygodę z tym sportem). Stąd też decyzja o przejściu na obiekty pełnowymiarowe. I tutaj dominacja Gálfi trwała, od jednej kategorii wiekowej do drugiej. W każdej z nich była liderką rankingu europejskiego, coś co nigdy wcześniej nie udało się żadnej Węgierce.
Dla rozwoju kariery córki, rodzina Gálfich przeprowadziła się do Budapesztu, gdzie Dalmą zaopiekował się Csaba Babos, ojciec Tímei Babos, aktualnie najlepszej węgierskiej tenisistki. Ich współpraca trwała blisko 3 lata.
- Bez pieniędzy nie ma szans na wielką karierę – przyznał szczerze Thomas Gálfi, ojciec Dalmy. – Trzeba mieć na wyjazdy, sprzęt, za co zapłacić za korty i trenerom, ale na szczęście pomógł nam Węgierski Związek Tenisowy – dodał.
We wspomnianym Tomaszewski Cup Dalma wystartowała już jako sprawdzona marka, z triumfem w zawodach dla zawodniczek do lat 18 na koncie. W Warszawie straciła dwa sety, a tydzień później już zdobywała cenne punkty do rankingu juniorskiego, bo ambicji nigdy jej nie brakowało, podobnie jak temperamentu.
Dlaczego? Gálfi potrafi rzucić rakietą na korcie, krzyknąć po nieudanym uderzeniu, ale co istotne nie wybija jej to z rytmu. W kolejnej akcji znów spokojnie rozgrywa piłkę, aby na zakończenie uplasować ją w okolicach linii końcowej za pomocą swojego płaskiego bekhendu czy forhendu, który niekiedy bez obawy zastępuje slajsowanym. O ile ostatnie metry kortu są obszarem, gdzie Węgierka czuje się najlepiej, o tyle okolice siatki są jej bolączką. Szwankuje głównie poruszanie się do przodu, przez które traci cenne sekundy na odpowiednie ustawienie się i zamach. Brakuje kończącego woleja, zamiast niego jest zazwyczaj miękkie uderzenie w połowę kortu, które pozwala powrócić do gry rywalce.
Kiedy w lutym 2014 po dwóch latach walki w mniejszych turniejach awansowała do pierwszej „100” rankingu juniorek, w końcu mogła pozwolić sobie na regularne starty w największych zawodach. Szybko się w tych warunkach odnalazła. Zadebiutowała w Wielkim Szlemie, na razie bez sukcesu. Efekt przyniósł wyjazd do Meksyku, gdzie zwyciężyła w zawodach rangi GA (najwyższej wśród juniorek), a w turnieju niewiele mniejszym doszła do półfinału. Najbardziej imponujący był jednak triumf w Eddie Herr Championships w Bradenton, gdzie po sześciu wygranych bez straty seta odbierała gratulacje od Nicka Bollettieriego. Te wyniki kazały myśleć o Gálfi jako o jednej z głównych faworytek w turniejach wielkoszlemowych w kolejnym sezonie.
Ale w tych Węgierka zawodziła. W Melbourne zameldowała się w półfinale, gdzie po dramatycznym pojedynku i trzech niewykorzystanych meczbolach przegrała z swoją najlepszą przyjaciółką, Katie Swan. W Paryżu odpadła już w II rundzie, a z Wimbledonem pożegnała się niespodziewanie już po pierwszym meczu. Blisko sensacji było także na otwarcie US Open, gdzie cudem wybroniła się przed porażką w I rundzie. To odniesione z wielkim trudem zwycięstwo dało Gálfi kopniaka na resztę turnieju. Wygrała kolejne 10 rozegranych setów, dzięki czemu wzniosła w górę szklane trofeum. Skromne, ale jak istotne.
Zwykle po upragnionym sukcesie w turnieju wielkoszlemowym, juniorzy kończą swoje występy w tej kategorii wiekowej i skupiają się na zawodach seniorskich. Jednak na celowniku Gálfi był jeszcze jeden cel – pozycja numer jeden na koniec sezonu. Dlaczego to tak istotne? Najlepsza zawodniczka sezonu ma prawo do trzech dzikich kart w zawodach ITF o puli nagród 75 i 100 tys. dolarów w kolejnym sezonie. I to się Węgierce udało. Po dwóch półfinałach w Orange Bowl i na Florydzie wyprzedziła drugą w klasyfikacji Marketę Vondrousovą o 13 punktów.
Ale dzikie karty mogą okazać się nieprzydatne, pomiędzy występami wśród rówieśniczek 17-latka budowała ranking seniorski. Spoza pierwszego „1000” przesunęła się w ciągu roku na pozycję w okolicach 300. miejsca. Zadebiutowała też w Pucharze Federacji, wraz z koleżankami walczyła w Grupie I Euroafrykańskiej. W tym roku nie udało im się awansować, ale patrząc na rozwój Gálfi i stabilizację formy Babos, może być to kwestią kilku lat.
Pomimo, że cała drużyna jest zaskoczona tegorocznymi rezultatami Dalmy, nie spuszczają z tonu. – Byłoby dobrze, gdyby w pierwszej połowie przyszłego sezonu awansować do pierwszej „200” rankingu. To pozwoliłoby już na występy w największych turniejach ITF bez dzikich kart, skąd w 2017 chcielibyśmy przeskoczyć jeszcze wyżej – zapowiedział drugi trener Węgierki, Levente Baratosi.
Na razie Gálfi musiała wstrzymać przygotowania do kolejnego sezonu. Dopadło ją zapalenie migdałków. W połowie grudnia przeszła operację ich usunięcia, ale na kort wróci dopiero w styczniu.
Kacper Kowalczyk
Zobacz więcej komentarzy Kacpra Kowalczyka ->
Celem walka o igrzyska! Za trzy miesiące Biało-Czerwone powalczą o Rio
Natomiast w deblu wraz ze swoja rodaczka Fanni Stollár wygraly Wimbledon oraz wywal Czytaj całość