Łukasz Iwanek: Trudno ścigać się z gepardem (komentarz)

PAP/EPA / MADE NAGI
PAP/EPA / MADE NAGI

Agnieszka Radwańska po raz dziewiąty nie dała rady Serenie Williams. Polka odpadła w półfinale Australian Open, ale ten wynik to dobry prognostyk na resztę sezonu.

Potrzeba było żywej legendy kobiecego tenisa, by zwycięska seria Agnieszki Radwańskiej została przerwana. Polka wygrała 13 meczów z rzędu, w tym nad trzema tenisistkami z czołowej piątki rankingu, w drodze po słodki triumf w Mistrzostwach WTA, który był nagrodą za ciernistą pierwszą fazę sezonu. Te 13 meczów to wyrównanie rekordowej serii krakowianki z Auckland, Sydney i Australian Open (początek sezonu 2013).

Podobno to była noc klęski polskiego sportu. Szczypiorniści faktycznie polegli z kretesem, co oczywiście nikogo nie upoważnia do krzykliwych tytułów "wstyd" czy "patałachy", bo sportowcy też są ludźmi, a nie niezniszczalnymi cyborgami i nawet największym z nich zdarzają się dotkliwe porażki. Sport to najpiękniejsza dziedzina życia, która też powinna być w szczególny sposób relacjonowana. Wystarczy, że na innych gruntach przychodzi nam czytać i słuchać różnych złośliwości, drwin i upokarzających określeń. Radwańska nie załamała się i w drugiej partii podjęła walkę. Pokazała kilka wirtuozerskich zagrań, a po jednej akcji brawami nagrodziła ją sama Serena Williams. Oczywiście trzeba dodać, że w tym momencie Amerykanka lekko spuściła z tonu, popełniła parę błędów i miała kilka słabszych serwisów. Nie ma jednak przecież tenisistki, która byłaby w stanie z nią nawiązać walkę, gdy jedna z najwybitniejszych tenisistek w historii gra swoje 100 proc.

W pierwszym secie mieliśmy gigantyczny tenis liderki rankingu. Łatwo w takiej sytuacji mówić, że Polce zabrakło pomysłowości, lecz gdy z drugiej strony nadlatują ogniste kule, zgaszenie ich wymaga od tenisistki stawiającej na tenis finezyjny wyjątkowej precyzji. Gdy Serena sieje spustoszenie serwisem i returnem można tylko przeczekać. Gdy przychodzi do starcia z potężną Amerykanką większość tenisistek ma po prostu za słaby serwis. To problem nie tylko Radwańskiej. Oczywiście potrafi ona to robić lepiej niż to miało miejsce w czwartek w nocy polskiego czasu w półfinale w Melbourne. Przede wszystkim za mało było trafionych pierwszych serwisów, a Williams nie wybacza nawet tylko odrobinę słabszego podania. To dodatkowo wzmacnia siłę mentalną Amerykanki, która tak się rozochociła, że returnowała nawet naprawdę dobre serwisy Polki. Na tle liderki rankingu mogło wyglądać, że są one słabe, ale Serena to inna tenisowa galaktyka.

Gdy Serena gra swój najlepszy tenis jest po prostu gladiatorem tenisa. Może ją pokonać tylko własna kontuzja, utrata koncentracji albo spadek motywacji do poziomu niemal zerowego. Choć jeśli ma miejsce ten ostatni przypadek to najczęściej wycofuje się z turnieju, jak z ubiegłorocznych Mistrzostw WTA. Czasem odbywa spacer po chmurach, przekonana o własnej nieomylności i w meczach z niżej klasyfikowanymi tenisistkami męczy się, ale rywalkom z elity na ogół nie pozostawia złudzeń, bo wtedy jest na korcie ciałem i duchem. Williams jest tak naprawdę jednoosobową czołówką kobiecego tenisa. Z Marią Szarapową wygrywa przy każdej nadarzającej się okazji, a w finale igrzysk olimpijskich w Londynie rozbiła Rosjankę 6:0, 6:1. Z Petrą Kvitovą przegrała raz na sześć meczów. Jedynie gdy dochodzi do starć Williams z Wiktorią Azarenką można mieć nadzieję, że skończy się to porażką Amerykanki. Białorusinka potrafi z nią walczyć, ale i tak bilans to 17:3 dla Sereny. Również Simona Halep umie się mocniej postawić liderce rankingu.

W ubiegłym sezonie Roberta Vinci zrujnowała marzenie Sereny o Klasycznym Wielkim Szlemie. W półfinale US Open Amerykanka była misiem zapadającym w sen zimowy i pozwoliła, by Włoszka obudziła w sobie tygrysa. Jednak takie mecze w wielkoszlemowych turniejach zdarzają się młodszej z sióstr Williams niesłychanie rzadko, a szczególnie w Melbourne. Bilans jej spotkań w Australian Open, w którym zadebiutowała w 1998 roku, to 74:9!

Radwańska jest jak dawny "Maluch", czyli Fiat 126p, którego ciężarówki próbują wypchnąć z trasy. Ten nasz krakowski "Maluch" ciągle jest niezniszczalny. Trzyma się dzielnie na tej autostradzie, czasem się trochę porysuje, ale nikt nie jest w stanie go staranować. Od 2007 roku Polka na finiszu rozgrywek nie wypadła z Top 30 rankingu, a w tym czasie siedem razy zakończyła sezon w czołowej "10". Są tacy, którzy powiedzą, że to wynik słabości kobiecego tenisa. Niech tak sobie myślą, a Radwańska dalej będzie konsekwentnie robić swoje i jeszcze nie raz ucieszy miłośników swojego talentu oraz zasmuci wielkim wynikiem malkontentów.

Radwańska lubi wyzwania i na pewno się nie podda do samego końca swojej kariery. Jeszcze niedawno kibice krakowianki drżeli o każdy pojedynczy wygrany przez nią mecz. Później przyszedł półfinał Wimbledonu i triumf w Mistrzostwach WTA, a teraz jest półfinał Australian Open. To chyba dobry prognostyk na przyszłość, tę bliższą i trochę dalszą, bo Polka udowadnia, że wielkoszlemowy tytuł wciąż jest w jej zasięgu. To nie była noc klęski w przypadku krakowianki, tylko nie pierwsza już noc wysysania z tenisa różnorodności przez obsesyjnie siłowy styl gry. Tak jak człowiekowi trudno ścigać się z gepardem, tak polskiemu "Maluchowi" zawsze będzie trudniej wyprowadzić w pole amerykańską ciężarówkę, lecz ewentualne powodzenie takiej misji miałoby wyjątkowo romantyczny smak.

Łukasz Iwanek

Zobacz więcej komentarzy Łukasza Iwanka ->

Jacek Jońca: Serena Williams może w tym roku pobić wszystkie rekordy Graf

{"id":"","title":""}

Źródło artykułu: