Raonić odpadł z Australian Open. Kanadyjski tenis ma się jednak znakomicie

Mimo że Milos Raonić nie sprostał Andy'emu Murray'owi w półfinale Australian Open, to Kanadyjczycy mogą być ostatnio dumni ze swoich tenisistów i tenisistek. Jaki jest sekret ich sukcesu?

Pozytywne zmiany w bagatelizowanej przez Kanadyjczyków dyscyplinie zaczęły się już przed dekadą, po zatrudnieniu Louisa Borfigi, byłego trenera francuskich juniorów, m.in Gaela Monfilsa i Jo-Wilfrieda Tsongi. Nowy szef wyszkolenia był jednak sceptyczny. - No cóż, powiedziano mi, że w Kanadzie nie ma żadnych utalentowanych chłopców poniżej 18 roku życia. Nie mogłem więc spodziewać się łatwej pracy. Pojechałem na krajowe mistrzostwa i zobaczyłem tylko jednego interesującego 16-latka. Reszta kompletnie nie rokowała - powiedział Borfiga. Tym ciekawym chłopcem był Milos Raonić.

Co za szczęście

Już dziś półfinalista Australian Open jest najlepszym tenisistą w historii swojego kraju. Wcześniej nieźle spisywał się naturalizowany przez Wielką Brytanię Greg Rusedski, zwycięzca 15 turniejów rangi ATP, czwarty zawodnik światowego rankingu w szczytowym momencie kariery. Ale to - z całym szacunkiem - nie ta skala talentu co u Raonicia. Dziś Milos wraz z Vaskiem Pospisilem i Eugenie Bouchard uosabia błyskawiczny rozwój tenisa w kraju hokeja na lodzie. Kanadyjczycy są wrażliwi na piękno żółtej piłki, ale nigdy nie mieli wiedzy, fachowców i infrastruktury, by rzucić wyzwanie potężnym federacjom: amerykańskiej czy francuskiej. W piątek Raonić przegrał szansę awansu do finału Australian Open z Andym Murrayem. Byłby pierwszym zawodnikiem urodzonym po 1990 roku, który tego dokonał. Musi być cierpliwy, do finału dotrze prędzej czy później.

Prawdopodobnie jednak prędzej

Borfiga, odpowiadający za szkolenie w kanadyjskim tenisie, zauważył bardzo ważną rzecz. - Dzięki Milosowi i Eugenie w kraju pojawiły się lokomotywy. To sportowcy, którzy dają nadzieję kibicom na wielki sukces i są wzorami do naśladowania dla dzieci. Ich obecność to podwójna korzyść. Pierwsza - popularyzatorska, druga -czysto szkoleniowa. Według badań 51 proc. Kanadyjczyków jest zainteresowanych tenisem. To wzrost o 13 proc. w porównaniu do ankiety z 2012 roku. Grupa ludzi, którzy co najmniej raz do roku wyszli na kort, wynosi 6,5 mln. W trzy lata zanotowano wzrost aż 19 proc.

Celem Kanadyjczyków jest posiadania 6-8 tenisistów i tenisistek w najlepszej setce rankingów ATP i WTA. Dziś mają trzech, a to stanowczo za mało. System produkcji wymaga czasu. Dzięki znakomitym występom Raonicia i Bouchard, żółta piłka przeżywa boom, ale przegrywa walkę o talenty z innymi dyscyplinami. Nie da się oszukać tradycji, przyzwyczajeń ludzi i naturalnego zainteresowania. Kanada nigdy nie będzie krajem tenisa, ale może mieć znakomitych reprezentantów. I to jest celem federacji kierowanej przez Borfigę. Klonowy liść ma kojarzyć się także z kortami. Nie tylko z lodem.

Kiedy Francuz przejmował stery w federacji, krajowy tenis przeżywał kryzys. Zagrożone było rozgrywanie turniejów w Montrealu i Toronto, ATP chciało zdegradować Rogers Cup, z którego zyski stanowią 80 proc. kosztów związanych z rozwojem dyscypliny w Kanadzie. Aby tego uniknąć wyremontowano obiekty Rexall Centrum i Stade Uniprix za 18 mln dolarów. Na szkolenie przeznaczono zaledwie 3 mln, ale dzięki temu uratowano trzeci najstarszy turniej tenisowy na świecie, rozgrywany od 1881 roku.

Kanadyjczycy uciekli spod topora

Decyzję o zatrudnieniu Borfigi podjął wraz z zespołem zarządzającym Michael Downey (od grudnia 2013 roku szef Federacji Brytyjskiej), który zrezygnował z lokalnych trenerów i postawił na Francuza. - Potrzebowałem świeżego spojrzenia, człowieka nieuwikłanego w układy i nieskażonego stereotypami - powiedział po latach. W latach 2005 - 2014 zespół grupa ludzi dowodzona przez Downeya czterokrotnie powiększyła dochody z rozgrywania Rogers Cup (z 3 mln dolarów do 12 mln). To uruchomiło lawinę zmian. Pieniądze odegrały w nich najważniejszą rolę.

Borfiga zaczął zajmować się nie tylko wyławianiem talentów i monitorowaniem ich rozwoju. Był odpowiedzialny za powstanie krajowego ośrodka treningowego w Montrealu, a następnie dwóch innych w Vancouver i Toronto. - Zerwaliśmy z przeszłością, inaczej podzieliliśmy fundusze. Ograniczyliśmy rozdrobnienia pieniędzy na wiele ośrodków regionalnych - powiedział Francuz w rozmowie z "L'Equipe". W miarę upływu czasu zaczął sięgać po trenerów znad Sekwany. Doskonale wiedział, że aby wyszkolić nowych tenisistów, potrzebuje znakomitych fachowców.

W 2007 roku pozyskał Guillaume'a Marxa. - Kiedy przyjechałem do Kanady, nie wiedziałem, że pracuje tam na pełnym etacie tylko jeden szkoleniowiec, Sylvain Bruneau. Nie wszystko było dopięte na ostatni guzik, ale kusząca okazała się perspektywa tworzenia struktur od podstaw. Spodobało mi się to - powiedział Marx.

To on był pierwszym trenerem Milosa Raonicia

Dzięki narodowemu centrum treningowemu w Montrealu, w wieku 14 lat pod skrzydła francuskich trenerów trafiła Eugenie Bouchard. Wcześniej trenowała na Florydzie w akademii Nicka Saviano. Razem z Raoniciem tworzy dziś najlepszy duet w historii kanadyjskiego tenisa. Milos to ćwierćfinalista turnieju Rolanda Garrosa, półfinalista Wimbledonu i Australian Open. Eugenie - finalistka Wimbledonu, półfinalistka Australian Open i Rolanda Garrosa. Oboje są z pokolenia urodzonego po 1990 roku i oboje mają wielką przeszłość przed sobą.

Raonić i Bouchard to lokomotywy. Zachęcają do uprawiania tenisa w kraju, w którym warunku do uprawiania tej dyscypliny nie są łatwe i w którym rządzi hokej. Zimą większość zawodników wyjeżdża za granicę w poszukiwaniu lepszego klimatu. To generuje koszty zdecydowanie wyższe niż w Europie. Ale tenis ma tę przewagę nad hokejem, że jest zdecydowanie mniej kontuzjogenny. Wielu rodziców w obawie przed urazami wysyła swoje dzieci na korty. To mniej bolesne rozwiązanie.

Kanadyjczycy odnoszą sukcesy w tenisie głównie dzięki imigrantom. Raonić (Czarnogóra), Pospisil (Czechy), Nestor (Serbia), Peliwo (Polska) to najlepsze przykłady roli, jaką odgrywają oni w krajowym sporcie. W wielu mniejszych turniejach niemal wszyscy młodzi ludzie mają nazwiska charakterystyczne dla krajów Europy Wschodniej. Kanada jest drugim krajem na świecie po Stanach Zjednoczonych o tak wielkim współczynniku imigracji. To daje gwarancję niemal nieograniczonych zasobów ludzkich.

Kolejne wschodnioeuropejskie nazwiska, które będą występować pod flagą z klonowym liściem, poznamy już niebawem. Zanim to jednak nastąpi, Milos Raonić pewnie wygra turniej wielkoszlemowy. Według ekspertów to tylko kwestia czasu.

Mateusz Święcicki 

Źródło artykułu: