WP SportoweFakty: Jak się pani czuje, gdy porażek jest więcej, często kilka z rzędu? Czy potrafi pani podejść do tego z dystansem, czy raczej pojawia się smutek?
Alicja Rosolska: Niekiedy zgadzam się z niektórymi komentarzami. Ludzie czasem piszą, że po co wrzucać wyniki, że znowu przegrała czy jakieś inne. Zgadzam się z tym, ponieważ nawet osoby, które dobrze mi życzą i mnie wspierają, widząc, że znowu poniosłam porażkę, z pewnością nie czują się z tym dobrze. Wiadomo, że nie będę płakała z tego powodu. Przegrałam mecz, więc będę trenowała dalej i wiem, że niedługo się to odmieni. Cały czas jestem naprawdę blisko wygrywania. Gdy zaskoczę, to mam nadzieję, że od razu wejdę w rytm. Jeszcze się nie poddaję i nie wyglądam raczej na smutną osobę. Muszę podejść do tego z dystansem. Gdy wychodzę na kort, nie myślę o tym, czy poprzedni mecz przegrałam, czy wygrałam oraz ile mam porażek a ile zwycięstw w sezonie. Gdyby tak było, pewnie już bym odwiesiła rakietę na kołek, ponieważ w tym roku nie idzie mi zbyt dobrze. Za każdym razem skupiam się na obecnej chwili i gram kolejną piłkę najlepiej, jak potrafię. Właśnie dlatego cały czas jestem pozytywnie nastawiona.
Rozpoczęła pani profesjonalne starty w 2003 roku. Czy trudno jest wstawać każdego dnia i iść na trening. Jednym słowem podporządkować swoje życie tenisowi?
-
Jest łatwe i nie jest łatwe. Są osoby, które kochają swoją pracę i są tacy, którzy nie za bardzo. Ja akurat uwielbiam grać w tenisa i sprawia mi to ogromną radość. Wiadomo, że jest ciężej, gdy pada deszcz i nie wiadomo, co się dzieje albo nie wiem, na jakiej nawierzchni zagram i czy będę miała z kim zagrać. Czasami podróżuję bez trenera, więc muszę się sama zmotywować. Są momenty, gdy jest trudniej, ale dzięki moim celom i chęci ich realizacji nie muszę się martwić o motywację.
Co jakiś czas można panią zobaczyć również w grze pojedynczej.
- Gram w tenisa dla przyjemności i sprawia mi to radość. Gdy tylko mam okazję zagrać mecz w turnieju, to z chęcią się zapisuję. Każdy wie, że jestem deblistką, ale jeśli pojawia się wolne miejsce w drabince singlowej, korzystam z szansy i gram. Mam jakiś ranking w grze pojedynczej. Nie wiem, jaki dokładnie, ale na pewno czterocyfrowy. Jestem jednak skoncentrowana głównie na deblu. Ostatnio w lidze niemieckiej zagrałam w obu konkurencjach.
Gdyby mogła się pani cofnąć 10 lat wstecz. Zrobiłaby pani coś inaczej?
- Chciałabym mieć dziesięć żyć. Na świecie jest tyle ciekawych rzeczy do robienia. Czasami czuję, że nie starcza mi czasu na to wszystko.
ZOBACZ WIDEO Michał Probierz: jeśli tylko Pazdan jest zdrowy... (źródło: TVP)
{"id":"","title":""}
Jakie na przykład?
- Zaczynając od podstawówki. Chodziłam do klasy lekkoatletycznej. Bardzo lubiłam zawody lekkoatletyczne. Moi trenerzy chcieli, żebym trenowała właśnie tę dyscyplinę i może odpuściła sobie tenis na jeden rok. Czemu nie? Gdybym miała jedno dodatkowe życie, może wybrałabym właśnie lekkoatletykę. Tak samo kochałam grać w piłkę nożną. Śmiałam się, że jakby mi nie szło w tenisie, to przerzucę się na futbol. Za czasów liceum grałam w koszykówkę. Nie jestem jednak zbyt wysoka, więc każdy się śmiał, że raczej bym się nie nadawała, chociaż trenerzy stwierdzili, że mogę grać w środku [Rosolska mierzy 166 centymetrów wzrostu - przyp. red.]. Uwielbiam różne sporty. Cieszę się, że wybrałam tenis, ponieważ dzięki temu mam świetną pracę. Początkowo nie myślałam, że będę grała profesjonalnie. Wszystko zaczęło się od mojej pasji. Jestem zadowolona, że poszłam właśnie tą ścieżką. Gdybym mogła cofnąć czas, może grałabym więcej singli i miała lepszy ranking, dzięki któremu kwalifikowałabym się do turniejów. Mogłabym występować w obu konkurencjach w tym samym czasie. Kiedyś nie myślałam jednak o zarobkach, tylko grałam dla pasji. Jest wiele decyzji, które podejmujemy nagle, nawet na korcie. Są piłki setowe czy meczowe i serwuję na forhend. Przegrałam pojedynek, więc może mogłam zaserwować na bekhend? Na pewno bym coś zmieniła, mając to doświadczenie, które mam, grając te turnieje, które były 10 lat temu. Myślę, że bym trochę więcej wygrała.
Miała pani tym sezonie już wiele partnerek. Czy trudno znaleźć tę odpowiednią?
Mój ranking spada, więc raczej nie liczy się to, z kim chcę grać, ale to, kto ma wysoki ranking. Początkowo umówiłam się z Nicole Melichar, z którą grałam w kilku wcześniejszych turniejach. Miałyśmy występować razem do Wimbledonu, ale w Nottingham zaprezentowałyśmy się słabo, więc uznałyśmy, że może jednak lepiej się rozstać, ponieważ możemy się nie zakwalifikować do Wimbledonu. Zaczęłyśmy więc szukać innych partnerek. Przyjechałam do Birmingham bez partnerki, a większość dziewczyn już się z kimś umówiła. Zapytałam Laury Robson, czy by chciała ze mną zagrać. Powiedziała, że nie myślała o tym, ale możemy stworzyć parę. Niestety jej pozycja nie pozwoliła na to, abyśmy się dostały. Choć ma zamrożony ranking, byłybyśmy pewnie pierwszą parą bez kwalifikacji. Musiałam się przepisać w ostatniej chwili i zapytałam Aleks Krunić. Zgodziła się i zagrałyśmy razem. Czasami znajduję partnerki dosłownie w ostatniej chwili. Czasami niełatwo się zgrać. Podam przykład z meczu I rundy w Birmingham. Obie się z [Aleksandrą Krunić] lubimy i panuje świetna atmosfera, ale niekiedy napotykamy na kłopoty z komunikacją. Ja coś powiedziałam, ona inaczej to zrozumiała. Dla niej dane słowo oznaczało coś innego niż dla mnie. Raczej się uczymy siebie na korcie. To był nasz pierwszy mecz, ale jak na pierwszy pojedynek to dobrze nam poszło.
Chciałabym się zapytać o rozgrywki Pucharu Federacji. Znów zaczynamy od zera, od samego początku. Być może będzie trzeba wrócić do Izraela.
- Pamiętam, ile lat potrzebowałyśmy, aby wyjść z tych grup. Ile lat spędzałyśmy w Izraelu i jak nam tam było ciężko. Drużyny, które teraz grają, są naprawdę wymagające. Myślę, że Polska cały czas jest w stanie awansować do elity. W naszych szeregach są dobrze grające dziewczyny i jeśli pojechalibyśmy w najmocniejszym składzie, na pewno miałybyśmy szansę na wejście do Grupy Światowej Pucharu Federacji. Później jednak trzeba wziąć pod uwagę dyspozycję dziewczyn podczas tych spotkań.
Pewnie niejeden raz słyszała już pani to pytanie. Chciałabym się zapytać o Marię Szarapową. Jaka była pani pierwsza reakcja?
- Podchodzę do tego z dystansem. Z jednej strony dobrze, że łapią na stosowaniu niedozwolonych środków, z drugiej jednak szkoda mi jej kariery. Po prostu przechodzę obok tego. Nie byłam z nią na tyle zaprzyjaźniona w tourze, abym teraz tęskniła, albo pisała do niej wiadomości. Przykro mi jednak, że to się tak skończyło. Jeśli faktycznie było tak, jak tłumaczyła, mogę jej współczuć, że tak się stało. Nie jestem jednak w jej zespole, więc nie wiem, jak było.
Rozmawiała Karolina Konstańczak