Po raz piąty Agnieszka Radwańska przegrała w IV rundzie nowojorskiego turnieju, za każdym razem jej mecze w tej fazie kończyły się w dwóch setach. Tym razem krakowianka ugrała osiem gemów z Aną Konjuh, dla której był to pierwszy występ w drugim tygodniu zawodów wielkoszlemowych.
- Moja rywalka zagrała naprawdę dobrze, świetnie serwowała. Nic więcej nie mogłam zrobić. Próbowałam, ale byłam stanowczo za wolna - oceniła Polka.
W swoim szóstym meczu na Arthur Ashe Stadium krakowianka poniosła drugą porażkę, poprzednio w 2008 roku z Venus Williams. - Starałam się mieszać tempo i kierunki zagrań, by wybić ją z rytmu, ale czasem jest to bardzo trudne, kiedy piłki lecą z tak dużą prędkością. Traci się nad nimi kontrolę i nie można ich uplasować tam, gdzie się chce. Próbowałam swoich sił, ale Ana była zbyt solidna - wyjaśniła czwarta rakieta świata.
Radwańska zapytana, czy widziała dla siebie szanse w tym pojedynku, odpowiedziała: - Zawsze jest sposób na odwrócenie wyniku. To tenis, tutaj wszystko może się zdarzyć. Po tym jak przełamałam na samym początku, do końca nie mogłam nawet się zbliżyć do kolejnego breaka. Miałam może jedną albo dwie okazje, a później sama straciłam podanie. Nie serwowałam zbyt dobrze i przegrałam.
Polka nie unikała komplementów pod adresem 18-latki z Dubrownika, dla której to rzecz jasna pierwszy ćwierćfinał wielkoszlemowy w karierze seniorskiej.
- Potrafi zagrać bardzo dobrze kątowo, szczególnie w wymianach. Musisz wtedy cofnąć się za linię końcową, jednocześnie otwierając jej cały kort. To bardzo groźna sytuacja. Oczywiście, oprócz tego jest ten świetny serwis, co robi z niej bardzo trudną przeciwniczkę - przyznała krakowianka.
ZOBACZ WIDEO: Kowalczyk pomaga... "Biegiem po oddech" (źródło TVP)
{"id":"","title":""}