- Gdyby 12 miesięcy temu ktoś mi powiedział, że będę w III rundzie Australian Open 2017, to od razu stwierdziłabym, że żartuje. Jestem oczywiście zawiedziona tym, iż nie zdołałam w piątkowy wieczór zrealizować pewnych założeń. Mimo wszystko to był dla mnie wspaniały tydzień - powiedziała Ashleigh Barty.
Tenisistka z Ipswich miała swoje szanse na pokonanie Mony Barthel. W decydującej odsłonie prowadziła z przewagą przełamania, lecz Niemka wygrała od stanu 2:3 cztery gemy z rzędu. - Nie czułam wtedy, aby wszystko było pod moją kontrolą. Miałam problemy z wywieraniem na niej presji i tak naprawdę to nie wiem, jak udało mi się wcześniej wygrać tego drugiego seta - przyznała Australijka.
W 2011 roku Barty wygrała juniorski Wimbledon. Po zakończeniu US Open 2014 postanowiła jednak zawiesić występy na zawodowych kortach i grała w kobiecej lidze krykieta. Powrót do rywalizacji nastąpił w sezonie 2016. Aktualnie zdolna Australijka zajmuje 223. miejsce w rankingu WTA, ale 30 stycznia czeka ją awans w okolice 150. pozycji.
Barty nie ma jeszcze określonych planów startowych na najbliższe tygodnie. Bardzo chciałaby zagrać w spotkaniu z Ukrainą w ramach I rundy Grupy Światowej II Pucharu Federacji. W sobotę czeka ją jeszcze i Casey Dellacquę pojedynek w turnieju debla Australian Open 2017, w którym zmierzą się z Coco Vandeweghe i Martiną Hingis. - To jest właśnie piękno tenisa, że nazajutrz można dostać drugą szansę. Rano pójdę na trening ze swoją przyjaciółką i zobaczymy, co się wydarzy - stwierdziła Australijka.
ZOBACZ WIDEO To dlatego Maja Włoszczowska odniosła życiowy sukces na igrzyskach