To była historia jak z bajki. Marcus Willis w ostatniej chwili dostał się do prekwalifikacji, przeszedł je i mógł wystartować w eliminacjach. W Roehampton wygrał trzy mecze, dzięki czemu uzyskał przepustkę do głównej drabinki Wimbledonu 2016. W I rundzie pokonał Ricardasa Berankisa, by w kolejnej fazie przegrać w trzech setach z Rogerem Federerem w "świątyni tenisa", czyli na korcie centralnym.
Po sukcesie w Londynie utrzymujący się przede wszystkim z udzielania lekcji tenisa Willis nie narzekał na brak klientów. Na korty zawodowe powrócił dopiero w październiku, gdy dzięki pomocy Andy'ego Murraya uzyskał dziką kartę do halowej imprezy ATP World Tour 500 w Wiedniu. Później wygrał futuresa rozgrywanego w Kuwejcie.
Aktualnie Willis zajmuje 386. miejsce w rankingu ATP, a to nie gwarantuje mu nawet startu w eliminacjach do Wimbledonu 2017. Tenisista liczy jednak, że zeszłoroczny występ w londyńskim turnieju przekona organizatorów do przyznania mu dzikiej karty.
- Nie jestem tego pewny, ale mam taką nadzieję. Naprawdę byłbym wdzięczny za taki gest - przyznał Willis. - W zeszłym roku to była ciekawa historia, którą zainteresowały się światowe media, więc być może organizatorzy przyznają mi dziką kartę. Uważam, że jestem w stanie wygrać parę meczów. Ewentualnie mógłbym spróbować jeszcze raz przejść przez eliminacje - dodał Brytyjczyk.
Komitet organizacyjny poinformuje o przyznaniu wszystkich dzikich kart 20 czerwca. Pierwsze mecze głównej drabinki Wimbledonu 2017 odbędą się 3 lipca.
ZOBACZ WIDEO: Ekstremalny wyścig z udziałem Polaka. "Ścigając się nad Alpami, przekraczamy własne bariery"