"Ten, który zakończył karierę Andre Agassiego". Benjamin Becker pożegnał się z tenisem

PAP/EPA / ERIK S. LESSER / Benjamin Becker
PAP/EPA / ERIK S. LESSER / Benjamin Becker

Każdy tenisista ma swój jeden mecz chwały. Benjamin Becker taki rozegrał 3 września 2006 roku, gdy pokonał Andre Agassiego i zakończył piękną karierę Amerykanina. Przed kilkoma dniami Niemiec sam pożegnał się z wyczynowym tenisem.

"Będzie jak za dawnych lat: A. Agassi kontra B. Becker" pisały amerykańskie media we wrześniu 2006 roku. Nawiązanie było oczywiste - do wielkich konfrontacji Andre Agassiego z Borisem Beckerem. Tyle że wówczas, w III rundzie US Open 2006, rywalem wielkiego Amerykanina był wprawdzie niemiecki tenisista o nazwisku Becker, ale nie słynny Boris, lecz niewiele znany Benjamin.

Wysłał na emeryturę jednego wielkiego mistrza...

Mający wtedy 36 lat Agassi rozgrywał ostatni turniej w karierze. Kończył swoją wieloletnią przygodę z wyczynowym tenisem, naznaczoną ogromnymi sukcesami, ale też bólem i skandalami. Amerykanin miał za sobą dwa pojedynki, które kosztowały go mnóstwo energii. Najpierw w czterech setach wyeliminował Andreia Pavela, następnie wygrał pięciosetową bitwę z notowanym na ósmym miejscu w rankingu Marcosem Baghdatisem. To sporo jak na wyniszczony organizm weterana.

W normalnych okolicznościach zwycięstwo Agassiego nad Beckerem, który wówczas zajmował 112. miejsce w klasyfikacji singlistów, byłoby oczywistością. Ale w niedzielę 3 września 2006 roku w sesji dziennej (tak wymusiła amerykańska telewizja) Amerykanin okazał się słabszy. Przegrał 5:7, 7:6(4), 4:6, 5:7 i zakończył karierę. "Ostatni pocałunek Agassiego" - napisał po meczu "New York Times", nawiązując do słynnego gestu tenisisty, który po wygranych pojedynek rozsyłał całusy w cztery strony świata, ale także w przenośni odnosił się do asa serwisowego, jakim Becker przy meczbolu "pocałował" słynnego przeciwnika.

ZOBACZ WIDEO Znakomity nokaut! Ten cios dokonał dzieła zniszczenia

- Gdy dorastałem, podziwiałem Andre - mówił Niemiec na gorąco, kilka chwil po zakończeniu meczu, obserwując jak ponad 20 tys. ludzi na korcie Arthur Ashe Stadium oddaje hołd swojemu bohaterowi, żegnając go ośmiominutową owacją. Po latach wspominał: - Nie przypominam sobie wiele z tego meczu. Pamiętam, że usiłowałem wmówić sobie, że to tylko zwykły kolejny pojedynek. Pamiętam też, że na korcie nie było łatwo i że w ostatnim punkcie zaserwowałem asa.

Przygoda Beckera z US Open 2006 nie potrwała długo. W następnej rundzie został wyeliminowany przez kreowanego wówczas na kogoś, kto wypełni lukę po Agassim, Andy'ego Roddicka. To było bardzo symboliczne wydarzenie. Młody amerykański mistrz pokonał tego, który dwa dni wcześniej okazał się lepszy od legendy.

... i drugiego

Niespełna cztery lata później, w maju 2010 roku, historia się powtórzyła. Becker zakończył karierę innego czołowego tenisisty przełomu XX i XXI wieku oraz byłego lidera rankingu ATP. I to znów na terenie rywala. Tym razem był to Carlos Moya.

Moya był wówczas 33-latkiem. Wprawdzie dla współczesnych tenisistów nie jest to wiek emerytalny, ale po wielu problemach ze zdrowiem rywalizacja z młodszymi i sprawniejszymi rywalami przychodziła Hiszpanowi z trudem. Od początku sezonu 2009 rozegrał zaledwie 14 meczów, wygrywając tylko cztery. Na ostatni turniej wybrał rozgrywaną na początku maja imprezę ATP Masters 1000 w Madrycie.

W I rundzie trafił na Beckera. Był to bardzo jednostronny mecz. Moya przegrał 0:6, 2:6 i jak przyznał, "ostatecznie przekonał się, że decyzja o zaprzestaniu zawodowych występów jest słuszna". A Niemiec do swojego życiorysu mógł dopisać kolejne ważne wydarzenie - zakończył karierę wielkiego Carlosa Moyi, przed nastaniem ery Rafaela Nadala najsłynniejszego tenisisty pochodzącego z Majorki.

"Ten, który który zakończył karierę Agassiego"

Gdybyśmy zapytali sympatyków tenisa, z czym kojarzy im się osoba Benjamina Beckera, mało kto odparłby, że IV rundą US Open 2006 czy zwycięstwem w turnieju w Den Bosch w 2009 roku, czyli jego największymi sukcesami. Wszyscy z pewnością odpowiedzieliby, że to "ten, który który zakończył karierę Agassiego". Bo kariera Niemca to modelowy przykład tego, jaki wpływ na postrzeganie sportowca może mieć jedno wydarzenie.

Ale on sam tego zwycięstwa nie uznaje za najważniejszy moment swojej przygody z wyczynowym tenisem. Nie chce być postrzegany przez pryzmat spotkania z Agassim. Najbardziej dumny jest faktu, że pomimo ogromnych kłopotów zdrowotnych, trzykrotnie (sezony 2007, 2009 i 2014) wracał do czołowej "40" rankingu ATP. - To jest coś, co cenię najbardziej. Za każdym razem to było wyjątkowe - przyznał.

Nie każdy odchodzi w blasku fleszy

Becker swój najważniejszy mecz rozegrał 3 września 2006 roku. Większego już nie rozegra, bo przed kilkoma dniami sam zakończył karierę. Zrobił to nie w blasku fleszy jak Agassi i Moya, lecz po cichu. - Od dłuższego czasu miałem w głowie myśli, że ten rok będzie moim ostatnim - wyjaśniał. - Miałem coraz więcej kłopotów z kontuzjami, a po urazie, jaki odniosłem w październiku ubiegłego roku, nie byłem w stanie odpowiednio przygotować się do tego sezonu.

Jego ostatnim meczem był przegrany pojedynek II rundy kwalifikacji Wimbledonu z Ilją Marczenką. - Po kwalifikacjach Wimbledonu, kiedy dowiedziałem się, że nie będę mógł zagrać w eliminacjach US Open, uznałem, że to najwłaściwszy moment, aby zaprzestać grać - wyjawił.

Niemiec zakończył karierę mając 36 lat, czyli tyle, ile... Agassi, którego sam odesłał na sportową emeryturę w najsłynniejszym meczu w swojej karierze.

Marcin Motyka

Zobacz pozostałe teksty autora ->>

Komentarze (1)
avatar
Trzygrosz54
21.09.2017
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Fajnie ujęty temat.Przyznaję,że ja również zwracałem później uwagę na Be.Beckera ze względu na ten ostatni mecz Andre,który podekscytowany oglądałem,(a nawet nagrywałem) w bezpośredniej relacj Czytaj całość