Australia poszukuje nowych mistrzów i wciąż nie może się ich doczekać. W 2003 roku ekipa z antypodów święciła 28. triumf w Pucharze Davisa. Wtedy też po raz ostatni wystąpiła w finale tych odbywających się od 1900 roku drużynowych rozgrywek w męskim tenisie. Tym razem na ich drodze stanęła mała Belgia, która znów udowodniła, że jest bogata w wielkich wojowników.
W półfinale w deblu Belgowie zostali rozbici i przegrywali 1-2, ale powstali z kolan. Dzięki dwóm punktom Davida Goffina i Steve'a Darcisa awansowali do finału. Nie będzie to dla nich pierwszy raz w walce o tytuł. Dw lata temu nie było im dane wznieść do góry trofeum dla mistrzów, czyli Srebrnej Salatery. Przegrali wtedy z Wielką Brytanią w Gandawie. W dniach 24-26 listopada Belgia znów zagra w finale, tym razem w Lille z Francją. Goffin i Darcis mogą ziścić sen o potędze.
Goffin na swoim koncie ma dwa wielkoszlemowe ćwierćfinały i był w Top 10 rankingu ATP. Darvis mocarzem belgijskiego tenisa został dzięki występom w reprezentacji. Wprawdzie, podobnie jak Goffin, ma w swoim dorobku dwa tytuły ATP w singlu, ale zdobył je dawno temu. (2007 i 2008). Odniósł też zwycięstwo nad Rafaelem Nadalem w Wimbledonie 2013. Jednak w wielkoszlemowych turniejach nie doszedł dalej niż do III rundy i nigdy nie był w czołowej "30" rankingu. To w Pucharze Davisa dał najwięcej radości swojemu narodowi. Dwa wygrane piąte pojedynki w półfinale w 2015 i 2017 roku mówią wszystko. Poza tym w lutym Darcis pokonał Philippa Kohlschreibera (blisko cztery godziny walki) i Alexandera Zvereva. Bez niego kolejnego finału by nie było. W meczu z Niemcami znakomicie wywiązał się z roli lidera pod nieobecność Goffina.
Bohaterem jest nie tylko człowiek, nad którym unosi się aura magii i gloryfikacji. Bohater to zwykła osoba, której czasami przytrafiają się niezwykłe rzeczy. Nawet boski Roger Federer potrafi się zagubić, jak niedawno w starciu z Juanem Martinem del Potro w ćwierćfinale US Open. Maestro tworzenie niepowtarzalnych dzieł zdarza się częściej niż tylko czasami. Czy to jednak powód, aby zapominać o innych bohaterach, dających swoim kibicom chwile euforii i wzruszeń? O wygrywanych bitwach i zdobywanych skalpach przez tych będących zazwyczaj w cieniu wywyższanych gigantów?
ZOBACZ WIDEO Mariusz Fyrstenberg: Mogłem tylko o tym pomarzyć
Każdy kraj może mieć swojego Rogera Federera. Belgia posiada Steve'a Darcisa, a Węgry Martona Fucsovicsa. 25-latek z miejscowości Nyiregyhaza, który najwyżej w rankingu ATP był na 99. miejscu, zdobył trzy punkty i doprowadził do wyrzucenia Rosji z Grupy Światowej. Kazachstan ma Michaiła Kukuszkina, który Argentynę, triumfatora Pucharu Davisa 2016, skazał na zesłanie do Grupy I Strefy Amerykańskiej. Bohaterami Holandii zostali Robin Haase i Thiemo de Bakker, którzy zdegradowali Czechy, mistrzów rozgrywek z 2012 i 2013 roku, do Grupy I Strefy Euroafrykańskiej.
Warto tutaj wrócić do czasów nieodległych, które jednak wydają się zamierzchłą przeszłością. Polska ma Michała Przysiężnego, nomen omen nazywanego polskim Federerem. To on w 2015 roku zdobył punkt dający naszej drużynie historyczny awans do złożonej z 16 drużyn Grupy Światowej. Patrząc na to, gdzie teraz są Biało-czerwoni (przegrali cztery mecze z rzędu i wylądowali w Grupie II Strefy Euroafrykańskiej) i gdzie jest Michał (przez problemy zdrowotne nie gra od marca, aktualnie notowany na 410. miejscu w rankingu) można o tym łatwo zapomnieć. Absolutnie nie wolno tego robić. Trzeba pamiętać również o innych twórcach tego dzieła: Jerzym Janowiczu, Łukaszu Kubocie i Marcinie Matkowskim.
W Pradze zakończyła się pierwsza edycja Pucharu Lavera. Elita męskiego tenisa, z Federerem i Nadalem na czele, tworzyła fundamenty pod nowoczesny tenis, z kadłubowym trzecim setem, bez fizycznych bitew. Tymczasem Puchar Davisa, okopany w twierdzy romantyzmu, wciąż daje liczne powody do prawdziwej dumy i wzruszeń wiernym entuzjastom tej formy drużynowego tenisa. Ta grupa tradycjonalistów (nie utożsamiać z zacofaniem!) zapewne nie ma nic przeciwko takiej rywalizacji Europy z resztą świata, jak w Pucharze Lavera, ale też sprzeciwia się rewolucji mogącej sprawić, że serce ich ukochanych rozgrywek przestanie bić.
Człowiek XXI wieku jest jak pająk, codziennie tkający swoją prywatną sieć lęków, złudzeń, powiązań i interesów, w którą sam wpada zagubiony między niezdegenerowaną tradycją a konsumpcyjną nowoczesnością. Zdarza mu się z niej uwolnić i choć przez chwilę poczuć się jak najpotężniejsza istota na kuli ziemskiej. Tak samo każdy tenisista na korcie może czasami być jak Superman albo Batman. Tak jak Steve Darcis, Marton Fucsovits czy Thiemo de Bakker. Nie tylko Roger Federer. Wszystko dzięki Pucharowi Davisa.
Łukasz Iwanek
Zobacz więcej tekstów Łukasza Iwanka ->