Sobotni półfinał turnieju ATP w Montpellier przeciw Lucaspwi Pouille'owi układał się dla Jo-Wilfrieda Tsongi znakomicie. Francuz dominował na korcie i wygrał pierwszego seta 6:1. Z kolei w drugiej partii prowadził już 5:3, a w dziesiątym gemie miał dwie piłki meczowe. Obu jednak nie wykorzystał, a gdy Pouille utrzymał serwis i wyrównał na 5:5, Tsonga poddał mecz.
- Po raz pierwszy poczułem ból przy stanie 3:2 w drugim secie - mówił po meczu tenisista z Beziers. - To było takie uczucie, jakby ktoś trafił mnie kamieniem w udo. Szybko poczułem się trochę lepiej i kontynuowałem grę. Ale przy stanie 5:3, po jednym ze sprintów, poczułem się, jakbym został dźgnięty nożem. Musiałem błyskawicznie przemyśleć pewne sprawy. Czy mam grać dalej, aby zdobyć punkty do rankingu? Czy może powinienem skreczować, bo i tak nie będę zdolny, aby zagrać w finale?
- Według lekarza mam problem z mięśniem - wyjaśniał. - Najprawdopodobniej to rozdarcie na lewej nodze. Zmagam się z tym od wielu lat. I za każdym przytrafia mi się wtedy, kiedy jestem w dobrej formie.
Tsonga już wycofał się z przyszłotygodniowego turnieju ATP World Tour 500 w Rotterdamie, gdzie miał bronić tytułu. Będzie go to kosztować spadek z czołowej "25" rankingu ATP. Pod znakiem zapytanie stoi również jego występ w rozpoczynającej się 19 lutego imprezie ATP World Tour 250 w Marsylii.
- Najwyraźniej dochodzę do takiego momentu kariery, w którym będę muszę podejmować rozważne decyzje. Może inaczej planować kalendarz, może grać mniej, może być bardziej ostrożny. Moje mięśnie są dobrze wytrenowane, ale przytrafiają mi się urazy, bo jestem dość ciężki - dodał Francuz.
ZOBACZ WIDEO Jagna Marczułajtis: Czwarte miejsce na igrzyskach to największy ból