To piąty finał najsłynniejszego turnieju świata dla młodszej ze słynnych amerykańskich sióstr. W sobotnim meczu decydującym o tytule może zmierzyć się ze swoją siostrą Venus, która wygrała Wimbledon pięciokrotnie.
Jeżeli Venus pokona Dinarę Safinę, liderkę listy WTA, dojdzie do powtórki finał sprzed roku. Kończące rywalizację pań mecze między siostrami Williams to już cały rozdział historii turnieju na kortach klubu All England. W 2002 i 2003 roku, kiedy tytuł zdobyła Serena, w finale wygrywała z Venus.
Ten awans nie miał przyjść 27-letniej Serenie tak trudno. Wciąż szukająca swojego pierwszego wielkoszlemowego triumfu Dementiewa postawiła warunki nieoczekiwanie ciężkie, choć to ona obok Williamsówien miała drogę do półfinału opartą na najmniejszym poziomie zużytej energii.
Od początku Serena zdała sobie sprawę, że trafiła w końcu na kogoś prezentującego konkretne ambicję, a nie młodzieńczą radość kortowej improwizacji. Otwierająca partia zakończyła się tie-breakiem, a tam mini-break moskwianki na 5-3 utorował jej przewagę, której nie omieszkała wykorzystać.
Waleczna Amerykanka zaczęła drugą partię od przełamania. Asem w linię zapewniła sobie prowadzenie 2:0, ale rywalka powróciła na 3:3. Wydawało się, że Dementiewa gra nie przejmując się ogromną wagą spotkania, co tak bardzo ją blokowało w przeszłości.
W półfinale spotkały się w ostatnich miesiącach po raz czwarty. Praktycznie (walkower dla Rosjanki w Paryżu) zmierzyły się ze sobą dwukrotnie i bilans wychodził na równo, choć to znowu tylko teoria. Minimalistyczny cel w Sydney osiągnęła Dementiewa, która w Pekinie odarła wcześniej rywalkę z szans walki o olimpijski medal, ale to w Australian Open lepsza była krocząca po dziesiąty wielkoszlemowy tytuł Serena.
Rówieśniczki spotkały się ze sobą w Wimbledonie przed sześcioma laty. Serena była już na topie i to na samym szczycie. Dementiewa ugrała w ćwierćfinale cztery gemy i musiała poczekać aż do ubiegłego roku, by przebić się do najlepszej czwórki. W drugim podejściu do ubiegania się o finał była tak blisko - znów zatrzymał ją ród Williamsów, bo rok temu oparła się Venus.
Ta niepowtarzalna szansa się dla tej jednej z najbardziej doświadczonych, ale wciąż niespełnionej zawodniczki światowej czołówki narodziła się już w drugim secie. Broniąc breakpointa i potem tracąc szansę na 5:3 przy serwisie Williams straciła na chwilę rytm. Przy podaniu wróciła od stanu 0-40, a sytuacja po której przegrała piłkę na 5:6 mogła psychicznie zdołować, bo Serena decydujący punkt zdobyła po skorzystaniu z elektronicznego systemu Hawk Eye.
Pod ścianą Williams stanęła w decydującej partii. Tracąc serwis na 1:3 nerwowość ukazała się jednak nie na obliczach jej rodziców, ale Wiery, matki i trenerki Dementiewej. Ta nie wykorzystała ani tej, ani kolejnej korzystnej sytuacji. Po podwójnym błędzie serwisowym Sereny i jej niedokładnym woleju przy siatce była o dwie piłki od wygranej. Chwilę potem brakło jej tylko jednego punktu. Williams przełamała ją potem na 7:6.
To był 37. wygrany przez siostry Williams z 41 ogółem meczów przeciw Rosjankom w Wielkich Szlemach.
The Championships, Wimbledon
Wielki Szlem, pula nagród 12,55 mln funtów
czwartek, 2 lipca 2009
wynik, kobiety
półfinał gry pojedynczej:
Serena Williams (USA, 2) - Jelena Dementiewa (Rosja, 4) 7:6(4), 7:5, 8:6