W związku z zawieszeniem rozgrywek spowodowanym pandemią koronawirusa powstał fundusz pomocy dla tenisistów. Do około 800 nisko notowanych zawodników i zawodniczek trafi kwota sześciu milionów dolarów. Złożą się na nią m.in. tenisowe organizacje oraz gracze z czołowej "100" rankingu ATP.
Projekt podzielił środowisko. Skrytykowali go byli tenisiści, Lleyton Hewitt i Michaił Jużny, czy aktualnie trzeci zawodnik świata, Dominic Thiem. Jednak nikt otwarcie nie powiedział, że nie wpłaci pieniędzy na rzecz funduszu. Pierwszym, który to zrobił, jest Matteo Berrettini.
- Udział w funduszu nie jest obowiązkowy. Wolę pomagać w trudniejszych sytuacjach, rodzinom czy szpitalom, które bardziej potrzebują wsparcia niż zawodowy tenisista - powiedział Włoch, cytowany przez ubitennis.net.
ZOBACZ WIDEO: Koronawirus. Minister sportu opowiada o planach odmrażania sportu. Kiedy wrócimy na siłownie i sale gimnastyczne?
Jednocześnie Berrettini pozytywnie odniósł się do założeń funduszu. - Zawieszenie rozgrywek jest bardzo trudne dla niżej notowanych tenisistów, którzy nie mogą przetrwać bez zarabiania pieniędzy. W tej chwili wielu graczy potrzebuje dochodów. Projekt jest dobry i pokazuje, że najlepsi tenisiści świata dbają o tych będących niżej w hierarchii - podkreślił.
Rzymianin nie jest też optymistą co do szybkiego wznowienia sezonu. - Tenis to globalny sport i może być ostatnim, który wróci. Mam nadzieję, że sezon nie zostanie zakończony, choć mam wątpliwości. Bardzo chcę wrócić do gry, ale najważniejszą sprawą jest powstrzymanie pandemii. Jeśli sytuacja się nie zmieni, w tym roku może już nie być tenisa - stwierdził.