Poprzedni oficjalny mecz Roger Federer rozegrał 30 stycznia 2020 roku, gdy w półfinale Australian Open przegrał z Novakiem Djokoviciem. Następnie przeszedł dwie operacje kolana i do końca minionego sezonu nie pojawił się w rozgrywkach. W tym tygodniu wreszcie wraca. W środę, w II rundzie turnieju w Dosze, zmierzy się z Danielem Evansem i będzie to jego pierwszy mecz od prawie 14 miesięcy.
Część druga, trudniejsza
Dla Federera to druga w karierze długa absencja wynikająca z kontuzji kolana. Poprzednią miał przed pięcioma laty, gdy również przeszedł operację i stracił całe drugie półrocze sezonu 2016. Wrócił w spektakularnym stylu. W 2017 roku zdobył dwa tytuły wielkoszlemowe (Australian Open i Wimbledon), wygrał trzy turnieje Masters 1000 (w Indian Wells, Miami i Szanghaju) oraz ponownie znalazł się na szczycie rankingu ATP. Tamte wydarzenia opisywał słowem: "bajka".
Trzymając się tego sformułowania, w środę rozpocznie pisanie jej drugiej części. Czy będzie tak samo piękna jak pierwsza? Okoliczności są zdecydowanie mniej sprzyjające. Szwajcar jest starszy i w związku z tym ma bardziej wyeksploatowany organizm. Tym razem pauzował nie przez sześć miesięcy, a ponad dwa razy dłużej. Przeszedł też dwie, a nie jedną operację. Fachowo opisał to Pierre Paganini, trener przygotowania fizycznego tenisisty z Bazylei, podkreślając, że sam fakt powrotu Federera do tenisa jest jego "wielkim zwycięstwem".
Maestrii się nie traci
Z trudności doskonale zdaje sobie sprawę również sam Federer. Szwajcar tonuje oczekiwania, zaznacza, że najważniejsze jest, iż doszedł do zdrowia. Podkreśla też, że początkowe występy będą etapem odbudowy, sprawdzianem dyspozycji i procesem odzyskiwania rytmu turniejowego.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ana Ivanović w nowej dla siebie roli. Internauci zachwyceni
Czego więc spodziewać się po Federerze? Przede wszystkim tego, do czego przyzwyczaił od dwóch dekad - maestrii w grze, wirtuozerii, finezji, wzbudzania zachwytu umiejętnościami, harmonią ruchów i swobodą wykonywania najtrudniejszych zagrań. Tego się nie traci, nawet gdy przez 14 miesięcy jest się poza rozgrywkami. A dla tych, którzy na grę w tenisa patrzą z tej perspektywy, oglądanie w akcji Szwajcara jest dużą przyjemnością.
Już nic nie musi, ale chce
Widok 39-letniego tenisisty, zdobywcy wszystkich najważniejszych trofeów i człowieka będącego zabezpieczonym finansowo do końca życia, który odczuwa radość, że może odbijać piłkę na korcie, spakować sprzęt do torby i wylecieć na turniej, pozwala sądzić, że jest to powrót wynikający z pasji i z miłości do tenisa.
Federer już nie nic musi. Twierdzi, że nie myśli o rekordach, choć zapewne marzy jeszcze o wielkoszlemowym triumfie, zwłaszcza w Wimbledonie. Federer wraca, bo chce. Wciąż ma w sobie chęć rywalizacji i entuzjazm. I to jest najważniejsze.
Marcin Motyka