Miniony sezon była dla Daniła Miedwiediewa jednym z najlepszych w karierze. Rosjanin wygrał wielkoszlemowy US Open i ponadto zakończył rok na 2. miejscu w rankingu ATP. Wyprzedza go tylko Novak Djoković. Miedwiediew miał jeszcze chrapkę na zwycięstwo w turnieju ATP Finals w Turynie. Przegrał jednak z Alexandrem Zverevem. Jak się później okazało, nie było to jego największe zmartwienie.
Rosjanin poszedł do szatni i dostrzegł, że nie ma tam jego zegarka. Włoskie media od razu doniosły, że chodziło o model marki Bovet 86. Jego wartość to około 200 tysięcy euro, co przy rosnącym kursie euro daje niemal milion złotych.
Miedwiediew natychmiast zgłosił kradzież na policję. Jak poinformował dziennik "La Stampa", sprawa wyjaśniła się w dość niecodzienny sposób.
Wszystko przez to, że najpewniej zegarek nie został skradziony. Prokurator Livia Loccia przyjęła taką tezę i jakiś czas później sprawa się wyjaśniła. Osoba z obsługi turnieju wysłana po odbiór ręczników z szatni znalazła zegarek na kaloryferze.
Co ciekawe przy pierwszej próbie oddania zegarka, działacz ATP został zatrzymany przez policję, która... widząc go na lotnisku, stwierdziła, że sama zwróci czasomierz Rosjaninowi.
Czytaj także:
Przedświąteczne granie polskich tenisistów. Biało-Czerwoni wybrali się do Indii i Tunezji
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zobacz, co fanka hokeja zrobiła swoim telefonem!