Dwa tygodnie przed startem igrzysk olimpijskich Tokio 2020 podjęto decyzję, że odbędą się one bez udziału kibiców, nawet lokalnych. Obostrzenia panujące na arenach zmagań i w wiosce olimpijskiej wielu uważa za przesadzone i absurdalne. Organizatorzy cały czas ostrzegają, że igrzyska mogą odwołać w każdej chwili, co byłoby porażką ruchu olimpijskiego. Problem pandemicznych igrzysk jest złożony i nie wynika tylko z obecności wirusa SARS-CoV-2.
Japończyków trzeba zrozumieć
Jak wynika z majowego badania przedstawionego przez Reuters, 70 proc. obywateli Japonii było i jest przeciwne organizacji igrzysk w obecnej sytuacji pandemicznej. Reklamowanie się na imprezie jest źle odbierane wizerunkowo. Co prawda Euro 2020 udało się zorganizować z kibicami na trybunach, ale trzeba jednak brać na poprawkę mentalność i styl życia Japończyków.
- Japończycy to bardzo świadome społeczeństwo, zdecydowanie inne niż w tych państwach, które najczęściej się zgłaszają po wielkie imprezy. One szukają uznania. W związku z tym Japończycy patrzyli na to chłodno - komentuje w rozmowie z WP SportoweFakty prof. Michał Lenartowicz, socjolog sportu z Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie. - Wydaje mi się też, że to jest taki lęk związany głównie z pandemią. Nie wynika z niechęci do sportu i imprez sportowych, to jest głównie sytuacyjne. Japonia przez większość swojej historii była państwem zamkniętym na otoczenie i ma w kulturze obawę przed napływem dużej liczby obcokrajowców, którzy są dzisiaj dla nich zagrożeniem - wyjaśnia.
ZOBACZ WIDEO: Restrykcje w Tokio wpłyną na formę zawodników? "Jedziemy tam wykonać dobrą robotę"
Japończycy dość specyficznie podchodzą do pandemii koronawirusa. Można powiedzieć, że szybko popadają w panikę. Wprowadzają spore ograniczenia już przy niewielkiej liczbie zakażeń. Obecnie liczba kolejnych dziennych przypadków przekracza 3000. W Kraju Kwitnącej Wiśni sytuację określa się mianem kolejnej fali. Do tego proces szczepień zaczyna zwalniać, na szczepienie decyduje się coraz mniej osób. Przez długi czas Japończycy dopuszczali do użytku jedynie preparat od Pfizera. Mimo to kwarantanna i izolacja nie omijają nikogo.
- Każda izolacja ma jakiś sens, jeśli grupy nie są mieszane. Izolowanie zabezpieczonych osób, czyli tych po przechorowaniu lub zabezpieczeniu, mija się trochę z celem. Jest to działanie na szkodę całego systemu szczepień - ocenia specjalnie dla nas Włodzimierz Gut, wirusolog.
Jako kraj wyspiarski Japonia chciałaby być jak najdalej od pandemii, żeby przetrwać ją w miarę spokojnie, tak jak np. Australia i Nowa Zelandia.
Ruch olimpijski bezpieczny?
Igrzyska odbędzie się bez udziału publiczności, przez co są obawy, że to znacząco wpłynie na zainteresowanie imprezą i ruchem olimpijskim na świecie. Aby do tego nie doszło, solidnie muszą na to zapracować oficjalny zespół odpowiedzialny za transmisję z igrzysk oraz krajowe telewizje, które będą odpowiadać za oprawę.
- Wielkie imprezy sportowe stały się w dużym stopniu "niezlokalizowane", w socjologii używa się pojęcia placeless. Dla większości odbiorców na świecie na ma specjalnego znaczenia, czy to jest Tokio, czy inne miasto, ponieważ areny sportowe są zestandaryzowane. Na ekranie ta rywalizacja na każdych igrzyskach wygląda bardzo podobnie. Takie same są boiska, korty, zmienia się jedynie logotyp igrzysk, sponsorów i ich log nie można prezentować. Jedynie zmienia się to, że telewidzowie nie będą widzieć innych widzów, uczestników spektaklu. Dla nich to będzie inne doświadczenie - mówi prof. Lenartowicz.
Swoje robi też bogata historia olimpizmu - ta starożytna, kiedy igrzyska regularnie się odbywały na terenie starożytnej Grecji czy Rzymu przez kilkaset lat oraz nowożytna od 1896 r.
- Historia igrzysk jest tak długa i zapotrzebowanie ze strony mediów na kontent sportowy jest tak wielkie, że nic negatywnego się nie wydarzy. Zbyt wielu interesariuszom zależy na tym, żeby ta impreza się rozgrywała - dodaje.
A jeśli odwołają?
Organizatorzy przestrzegają, że ze względu na wzrost zakażeń mogą odwołać imprezę nawet tuż przed ceremonią otwarcia. Na ponowne przełożenie zawodów nie ma już szans. Zrobiono to już raz, w zeszłym roku, z powodu pandemii koronawirusa, ale wiosną 2020 r. mało wiedzieliśmy o tym zagrożeniu. Dzisiaj krzywa zakażeń nie wskazuje jednak, by miało dojść do gwałtownego wzrostu liczby chorych.
- W sytuacji, gdyby nagle zaczęli padać jak muchy i zachorowałoby 40-50 tys. osób, mogliby to zrobić. Nie istnieją jednak tutaj podstawy. To musiałby być gwałtowny skok, który byłby zagrożeniem dla populacji - stwierdza Gut.
Gdyby igrzyska odwołano, działanie byłoby sprzeczne z pierwotną ideą olimpizmu barona Pierre'a de Coubertina. Impreza, która miała nieść światło pokoju i nadziei na lepsze, przegrałaby z globalną katastrofą, którą jest trwająca pandemia.
- Żaden odbiorca takiego komunikatu nie byłby zadowolony, bo to by wskazało na porażkę świata sportu i organizacji sportowych. Po zeszłorocznym okresie, kiedy większość imprez była odwołana lub przenoszona na późniejszy termin, jakoś świat sobie z pandemią poradził. Byłoby to bardzo dziwne, gdyby igrzyska olimpijskie, które są pod względem liczby uczestników największą imprezą, nie zostałyby przeprowadzone. Świadczyłoby to o słabości organizacyjnej i podatności na presję wewnętrzną. Gdyby odwołano, to wszyscy, łącznie z MKOl-em, uznaliby to za porażkę ruchu olimpijskiego. Nie wyobrażam sobie tego, choć te igrzyska coraz bardziej przypominają ruletkę - podsumowuje prof. Lenartowicz w rozmowie z nami.
Igrzyska olimpijskie w Tokio potrwają do niedzieli 8 sierpnia.
Czytaj też:
Igrzyska nie były po myśli Polaków
Heynen ocenił, który mecz będzie kluczowy