Z Tokio - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty
Po sześciu rundach spotkań Biało-Czerwoni mieli w dorobku dwa zwycięstwa i cztery porażki i aby awansować do ćwierćfinału musieli wygrać z Belgią. Mecz o wszystko zaczęli bardzo źle. W pewnym momencie przegrywali 2:8 i dopiero wtedy wzięli się do pracy. Odrobili straty, a nawet wyszli na prowadzenie 14:11, jednak ostatnie minuty należały do ich rywali.
Najpierw Rafael Bogaerts wyrównał na 14:14, choć oddawał rzut stojąc tyłem do kosza. Potem szczęścia próbował jeszcze Michael Hicks. Nie trafił i wydawało się, że będzie dogrywka. Okazało się jednak, że Belgowie mają 0,7 sekundy na wykonanie ostatniej akcji.
Piłkę wziął w ręce Vervoort. Choć rzucał praktycznie z końcowej linii boiska, a przed sobą miał Hicksa, czysto trafił do kosza i zakończył mecz.
ZOBACZ WIDEO: Ile sprzętu potrzebuje dziesięcioboista? "Jedenasta konkurencja to noszenie sprzętu z lotniska"
- Niby w obronie zrobiliśmy wszystko jak trzeba, Vervoort rzucał z siedmiu metrów, z odchylenia, z biodra, a jednak piłka wpadła, nie dotykając nawet obręczy. To najgorszy sposób, w jaki można przegrać mecz. Na pewno ten rzut długo będzie nas prześladował - mówił po spotkaniu Zamojski.
- Czujemy wielki smutek. Przykro nam, że w takich okolicznościach kończymy występ na igrzyskach. Nasza dyscyplina taka już jest. Nieobliczalna. Czasami po prostu potrzeba trochę szczęścia. Czasami musisz trafić rzut stojąc tyłem do kosza, albo z bardzo trudnej pozycji z odchylenia na 0,7 sekundy przed końcem - dodał 10-krotny mistrz Polski w tradycyjnej odmianie koszykówki.
34-letni gracz stwierdził, że pretensje do samych siebie Polacy mogą mieć tylko za zbyt szybko łapane przewinienia - po siedmiu faulach każdy kolejny oznacza rzut osobisty dla rywala. - Przeciwko Belgii mieliśmy pięć przewinień już po trzech minutach. Myśleliśmy, że możemy grać trochę agresywniej, ale sędziowie nam na to nie pozwalali. Z drugiej strony kiedy my wchodziliśmy pod kosz i mieliśmy kontakt z rywalami, gwizdków często nie było.
Biało-Czerwoni kończą turniej smutni, ale dostrzegają również sporo pozytywów swojego występu na igrzyskach w Tokio.
- Cieszymy się, że w ogóle tutaj byliśmy, w debiucie koszykówki 3x3 na igrzyskach, wśród ośmiu najlepszych drużyn na świecie. To wielki honor i zaszczyt dla nas i dla wszystkich, którzy nam pomagali. Chcielibyśmy, żeby dzieciaki, które obejrzały nasze mecze, zainteresowały się tym sportem i chciały go uprawiać. Mamy nadzieję, że zarazimy wszystkich tą wspaniałą odmianą koszykówki, a Polska reprezentacja będzie w niej walczyć o olimpijskie medale co cztery lata. Sam mam nadzieję, że będę na tyle zdrowy i w na tyle dobrej formie, żeby za trzy lata pojawić się na igrzyskach w Paryżu - podkreślił Zamojski.
Szybka, dynamiczna i pełna zwrotów akcji dyscyplina to jeden z hitów XXXII Letnich Igrzysk Olimpijskich. Mecze naszej drużyny były w Polsce bardzo chętnie oglądane, a zespół w składzie Przemysław Zamojski, Michael Hicks, Paweł Pawłowski i Szymon Rduch zdobył wielu nowych kibiców. - W naszym turnieju wszystkie mecze są bardzo zacięte. Emocji i adrenaliny jest mnóstwo. Czego chcieć więcej? - mówił Zamojski.
Na koniec dodał, że teraz Biało-Czerwoni będą trzymać kciuki za Łotyszy. - To nasi dobrzy znajomi. Życzę im w tym turnieju jak najlepiej.
Czytaj także:
Belgia - Polska. To się nie mogło wydarzyć... Koszmar Polaków!
"Po prostu niepojęte...". Internauci mocno przeżyli kolejną porażkę Polaków