Uparta baba może płakać. Maria Andrejczyk spełniła marzenie!

PAP/EPA / Na zdjęciu: Maria Andrejczyk
PAP/EPA / Na zdjęciu: Maria Andrejczyk

Niejeden sportowiec miałby już dość i zakończył karierę. Maria Andrejczyk, która sama nazywa siebie upartą babą, nie odpuściła. I w nagrodę zdobyła właśnie srebrny medal igrzysk olimpijskich w rzucie oszczepem!

Z Tokio - Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty

- Nie będę czarować, jest ciężko. Mam problem i nie wiem, jak go rozwiązać - mówiła zaledwie kilka dni przed wylotem do Tokio, a kibice byli pełni najgorszych obaw. Że zdrowie po raz kolejny przeszkodzi Marii Andrejczyk w odniesieniu wielkiego sukcesu.

W Tokio przełamała jednak niemoc i stanęła na podium igrzysk olimpijskich, zdobywając srebrny medal!Osiągnęła największy sukces w karierze, pokazując cierpliwość i determinację, choć nie jeden sportowiec mógłby powiedzieć "dość". Uparta baba z Suwałk nie zrezygnowała i może płakać ze szczęścia.

A dotąd igrzyska kojarzyły się jej z łzami rozpaczy i poczuciem niewykorzystanej szansy.

ZOBACZ WIDEO: Patryk Dobek zachwycił lekkoatletyczny świat. "Już po pierwszym okrążeniu krzyczałam, że to będzie medal olimpijski"

Pięć lat temu w Rio de Janeiro przedstawiła się światu w eliminacjach, które wygrała ustanawiając nowy rekord Polski - 67,11 m. Nagle 20-latka stała się kandydatką do medalu. I była go bardzo bliska - w finale zabrakło jej do podium zaledwie dwóch centymetrów!

Jej łzy przed kamerami TVP Sport widziała cała Polska. Choć była na początku drogi, wyglądała jak sportowiec, który stracił ostatnią szansę w życiu na olimpijski medal. I przez kilka kolejnych lat wydawało się, że wiedziała więcej od nas.

Wszystko przez wracające problemy z barkiem, nie pomogła nawet operacja. Z tego powodu nie była w stanie walczyć o medal na mistrzostwach świata w Londynie, nie było jej na mistrzostwach Europy w Berlinie. Na kolejnych MŚ w Dosze przepadła z kretesem w eliminacjach. - Ten start złamał mi serce - przekonywała.

Na dodatek u młodej oszczepniczki zdiagnozowano kostniakomięsaka, łagodną formę nowotworu zatok. Na szczęście zabieg usunięcia zakończył się pełnym sukcesem.

Wydaje się, że przełomem był już ubiegły rok, gdy Andrejczyk nareszcie zaczęła być powtarzalna, regularnie rzucając w okolicach 65 metra. Odwołanie igrzysk też działało na jej korzyść. - Przełożenie igrzysk to dla mnie świetny bonus i szansa na poprawienie swoich słabości - mówiła.

I po raz pierwszy w karierze udało się jej bez kontuzji przepracować cały okres przygotowawczy. Efekty przyszły szybciej niż ktokolwiek mógł przypuszczać.

Już w pierwszym starcie w sezonie olimpijskim Maria Andrejczyk osiągnęła kosmiczny rezultat - w maju na Pucharze Europy w Splicie posłała oszczep na odległość 71,40 m. To był nie tylko nowy rekord Polski, ale też najlepszy wynik sezonu na świecie i trzeci wynik w całej historii ten konkurencji! - Nie mogłam w to uwierzyć - przekonywała.

Niestety, za wielki wynik musiała zapłacić. Jeden fantastyczny rzut sprawił, że znów odezwał się bark. Andrejczyk straciła kilka tygodni, nie startowała, niepokojąc kibiców. Na dobre wróciła dopiero w lipcu na zawody Diamentowej Ligi, gdzie oszczep nie latał już tak daleko.

- Jest ciężko. Dobrze by było zapytać lekarza, jak wygląda rehabilitacja barku - to jeden z najtrudniejszych stawów do rehabilitacji, z moim dzieje się tak samo. Bardzo źle reaguje na każdy siłowy trening, pojawia się spięcie i ból, nie wiem, jak to ugryźć, z której strony, a tylko ja mogę to zrobić. Cały czas kombinuję i szukam rozwiązań - mówiła nam na krótko przed wylotem do Japonii.

Wydaje się jednak, że znalazła pewne rozwiązanie problemu. Już po eliminacjach, w których spisała się znakomicie i już w pierwszym rzucie osiągnęła wymaganą do kwalifikacji odległość, ujawniła, że nowy sprzęt do fizjoterapii działa na jej organizm doskonale.

- Poprawia krążenie krwi, dzięki czemu regeneracja jest znacznie lepsza. Pierwszy raz użyłam go w Monako na Diamentowej Lidze. Tylko dzięki niemu tam wystartowałam, bo na treningu rzucałam co najwyżej 25 metrów. Tu jest podobnie. Boli, ale gdy zaczyna się walka, kable mi się zmieniają i oszczep leci daleko. Tak też będzie w finale - zapowiadała.

I dotrzymała słowa! W finale nie uzyskała wprawdzie wyniku tak dobrego jak w eliminacjach, ale 64,61 m zapewniło jej drugie miejsce i pierwszy medal wielkiej światowej imprezy w karierze.

Lata cierpienia, bólu, zabiegów, walki. Ale chyba było warto, co Majka?

Niesamowita sensacja! Jest kolejne złoto dla Polski! Czytaj więcej--->>>

Źródło artykułu: