[b]
Z Tokio - Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty[/b]
Było trochę obaw wśród polskich kibiców przed eliminacjami rzutu oszczepem kobiet w Tokio. Wprawdzie na światowych listach Maria Andrejczyk prowadzi zdecydowanie, jednak jej problemy z barkiem są powszechnie znane. Jeszcze niedługo przed wylotem do Japonii zawodniczka nie ukrywała, że problem istnieje (WIĘCEJ TUTAJ).
We wtorek zaprezentowała się jednak jak pani profesor rzutni. Już w pierwszej swojej próbie osiągnęła 65,26 m, czyli odległość wymaganą do automatycznego awansu do finału.
- Czuję się naprawdę super, widać że trafiliśmy z formą. Bark trochę boli, ale w sumie moje mięśnie tam są ponadrywane. Już na to nic nie poradzę, mam teraz trzy dni, żeby się zregenerować - cieszyła się po eliminacjach.
Teraz Polkę czeka odpoczynek i praca nad barkiem, który sprawia jej tyle kłopotów.
- Jak ocenię ten rzut? Nie wiem! Trafiłam i poleciało. Najważniejsze, że szybko awansowałam. Teraz na pewno zajęcia z fizjoterapii, mam nawet ze sobą swój sprzęt, który bardzo mi pomaga. Moja walka o to, żeby tutaj rzucać daleko, trwała do ostatniej chwili. Jestem szczęśliwa, że w końcu coś udało się wypracować i to działa.
Finał rzutu oszczepem kobiet odbędzie się 6 sierpnia o godz. 13:50 czasu polskiego.
- Finał to zupełnie inna bajka, będę walczyć. Warunki? W ogóle na to nie zwracałam uwagi, chciałam pokazać że jestem gotowa rzucać w każdych i to się udało - zakończyła nasza nadzieja na olimpijski medal w Tokio.
ZOBACZ WIDEO: Tokio 2020. Złoto sztafety "gamechangerem" dla Polski? "My też jesteśmy zdolni do wielkich rzeczy!"