Z Tokio - Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty
Niewiarygodne, ale prawdziwe. Jeszcze trzy lata temu Dawid Tomala aż wzdrygał się na pytanie o chód na 50 kilometrów. Mówił wprost, że nie chce o tym myśleć, że ma uraz. - Nie wiem, może jeszcze kiedyś spróbuję - przyznawał wielokrotny mistrz Polski, ale na dystansie 20 km.
Nigdy też nie ukrywał, że nie jest fanem wysokich temperatur. Że w ogóle zbliżanie się do rekordów życiowych w takich warunkach jest dla niego karkołomnym zadaniem, wręcz niemożliwym.
Ale to były tylko słowa. W piątek 31-latek wywalczył sensacyjne złoto na igrzyskach olimpijskich w Tokio! Na dystansie, o którym nie chciał kiedyś słyszeć. Startując na nim po raz trzeci w karierze! Na dodatek zrobił to w temperaturze wynoszącej około 34 stopnie Celsjusza.
ZOBACZ WIDEO Tokio 2020. "To pewniak". Sofia Ennaoui przekonana, że dojdzie do zmiany w sztafecie 4x400
Komentujący dla stacji Eurosport jego gigantyczny wyczyn Robert Korzeniowski nawet nie starał się opanować wzruszenia, na finiszowych metrach niemal popłakał się ze szczęścia. A to w dużej mierze też on stoi za czwartym złotym medalem dla Polski na tych igrzyskach.
To nasz czterokrotny mistrz olimpijski natchnął młodego chłopaka z Tychów do uprawiania chodu sportowego. Gdyby nie on, dziś Dawid Tomala prawdopodobnie nie byłby na ustach całej Polski.
Jakby tego było mało, złoto wywalczył w Sapporo, miejscu tak szczególnym dla polskiego sportu, do tej pory kojarzące się jednak w wielkimi sukcesami w skokach narciarskich dzięki Wojciechowi Fortunie i Adamowi Małyszowi. Dlaczego tam, nie w Tokio? Wszystko przez panujące w stolicy Japonii upały. I tak jednak w piątkowy poranek temperatura przekraczała 30 stopni, a wilgotność 80 procent.
Bo swoją karierę rozpoczynał w klubie UKS Maraton Korzeniowski Bieruń, którego wybitny chodziarz był patronem. Gdy Tomala był nastolatkiem, w odwiedziny do jego gimnazjum przyjechał właśnie on. Tomala do dziś nie ukrywa, że to jedno spotkanie naznaczyło jego sportową karierę. Bo początkowo myślał o byciu biegaczem.
- Chód sportowy? Na początku to było dla mnie strasznie dziwne i nienaturalne - tak wspominał swoje początki. Ale pomoc taty, a jednocześnie trenera Grzegorza Tomali oraz Katarzyny Śledziony sprawiła, że konkurencja przestała być dziwna, a stała się jego życiem.
Do tej pory jego największym sukcesem był złoty medal Młodzieżowych Mistrzostw Europy w 2011 roku. I tak jednak nie mógł się w pełni poczuć zwycięzcą, ponieważ finiszował drugi a na pierwsze miejsce wskoczył dopiero po dyskwalifikacji za doping zawodnika z Rosji.
- Dostałem złoty medal, ale radość nie była już taka, jak mogła być tuż po zawodach - nie ukrywał.
W piątek wszystko potoczyło się perfekcyjnie. Tomala jako pierwszy, owinięty polską flagą, minął linię mety i mógł poczuć się najlepszy.