Tokio 2020. Poziom rzutu młotem idzie w górę. Szczere słowa Pawła Fajdka: Zniknęli ci, którzy się nie nadają

- Poziom młota się poprawił, bo nie ma w nim już grubasów i dopingowiczów - mówi Paweł Fajdek. - Na mityngach wciąż nas jednak nie chcą. Może nie jesteśmy tak atrakcyjni, jak dziewczyny w majtkach - drwi brązowy medalista igrzysk w Tokio.

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski
Paweł Fajdek i Wojciech Nowicki PAP / Na zdjęciu: Paweł Fajdek i Wojciech Nowicki
Z Tokio - Grzegorz Wojnarowski, WP SportoweFakty Konkurs rzutu młotem na XXXII Letnich Igrzyskach Olimpijskich był jednym z najbardziej atrakcyjnych w tej konkurencji w ostatnich kilku latach. Złoty medalista Wojciech Nowicki w swoim najlepszym rzucie uzyskał 82 metry i 52 centymetry, a w każdej próbie przekraczał 80 metrów. Norweg Eivind Henriksen, który był drugi, też rzucał świetnie. Skończył z wynikiem 81,58, lepszym o ponad dwa metry od swojego rekordu życiowego sprzed finału.

Fajdek poza 80. metr posłał młot tylko raz. W zdecydowanej większości zawodów, które odbył się w ostatnich kilku sezonach, 81,53 dałoby mu pewne zwycięstwo. Tym razem wystarczyło tylko do brązu.

ZOBACZ WIDEO: Tokio 2020. "Anita mogła już nie trenować". Wszystko ułożyło się idealnie dla polskiej mistrzyni

- Razem ze stresem trochę uciekła mi energia. Nie ma się jednak co tłumaczyć. Cieszę się, że daliśmy piękny show - powiedział czterokrotny mistrz świata dzień po wywalczeniu medalu.

Zdaniem Nowickiego ten konkurs pokazał, że po kilku słabszych latach w najbardziej polskiej z lekkoatletycznych dyscyplin wreszcie coś się ruszyło. - Jest teraz wielu zawodników z dużymi możliwościami i w przyszłości trzeba się spodziewać więcej wyników w okolicach 80 metrów. Lubię taką rywalizację. Poziom był wysoki jak nigdy, żeby zdobyć medal trzeba było rzucić 81,5 metra. A przecież na poprzednich igrzyskach niecałe 79 metrów dało złoto, a ja byłem trzeci z wynikiem 77,73 - przypomniał nowy mistrz olimpijski.

- Poziom się poprawił, bo z młota zniknęli ludzie, którzy się do niego nie nadawali, czyli grubasy - bez owijania w bawełnę wypalił Fajdek. - 10 lat temu najczęściej głównie tacy zawodnicy startowali w tej konkurencji. Teraz nikogo z nich już nie ma. Zostali ci, którzy się nadają, więc konkurencja się rozwija. No i fajnie, że wyczyszczono rzut młotem z dopingowiczów. Mam nadzieję, że zasady jeszcze się zmienią i osoby po wpadkach nie będą mogły w ogóle startować - dodał.

- Miejmy nadzieję, że ktoś w końcu doceni powrót rzutu młotem na wysoki poziom i ludzie będą chcieli oglądać nasze boje. Oby już nie było tak, jak pięć lat temu, kiedy Fajdek wchodził do koła, nie robił rozgrzewki, rzucał 82 metry, a drugi zawodnik w konkursie miał wynik o pięć metrów gorszy. Słabo się to oglądało - przyznał brązowy medalista igrzysk w Tokio. - Teraz przed nami kilka bardzo mocnych sezonów. Będzie taka rywalizacja, od której ja zaczynałem. Wtedy biłem się głównie z Węgrem Kristianem Parsem.

Zdaniem Fajdka i Nowickiego bardzo wysokiego poziom rzutu młotem należy się spodziewać w przyszłorocznych mistrzostwach świata w amerykańskim Eugene. - Myślę, że Amerykanie będą tam bardzo dobrze przygotowani. Zapowiada się niesamowita walka o medale. Śmiem twierdzić, że poziom będzie jeszcze wyższy, niż na igrzyskach - powiedział Nowicki. - Na pewno będzie - stwierdził Fajdek.

32-letni młociarz nie spodziewa się jednak, żeby za sprawą mocnych amerykańskich zawodników jego dyscyplina wreszcie zaczęła być traktowana z szacunkiem przez organizatorów lekkoatletycznych mityngów. - W Polsce zawody są, ale za granicą wystartowaliśmy w tym sezonie dwa, może trzy razy. Nikt nie chce tego robić. Amerykanie póki co też nie.

Nowicki bardzo by chciał, żeby w jego konkurencji doszło do rywalizacji amerykańskich młociarzy z europejskimi. Żeby Amerykanie przyjeżdżali na zawody do Europy i zapraszali do siebie czołowych młociarzy z innych krajów. - Chętnie bym u nich postartował. Ale jeżeli oni nie chcą, to co możemy zrobić? Do nas też mieli zaproszenie, z tego co wiem, wszystko było opłacone, a oni zrezygnowali w ostatniej chwili, bo się rzekomo rozchorowali - opowiada złoty medalista IO w Tokio. - Dopóki oni nie będą chcieli z nami rywalizować i nie ustabilizują się na wysokim poziomie, bo rzucanie daleko tylko u siebie to jeszcze za mało, to ich wyniki nic nie znaczą.

Póki co zarówno w USA, jak i we wszystkich innych krajach poza Polską, rzut młotem jest konkurencją niemile widzianą przez organizatorów mityngów lekkoatletycznych. - Od 10 lat spychają nas coraz niżej w hierarchii, zabierają kolejne imprezy. Dlaczego tak jest? Nie mam pojęcia. Może nie jesteśmy tak atrakcyjni, jak dziewczyny w majtkach. Dołóżmy jeszcze ze 14 sztafet i będzie fajnie - drwi Fajdek.

Czytaj także:
Tokio 2020. Niesamowity pech Marcina Lewandowskiego. "Muszę to wziąć na klatę"
Walczyła o życie. Trenerka Wojciecha Nowickiego wspominała koszmarne chwile

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×