Wielka tragedia w Tatrach. "To była fantastyczna osoba"

Wyprawa w Tatry po słowackiej stronie źle skończyła się dla dwójki Polaków. W lawinie pod Kopą Kondracką zginęli triathloniści. - Nigdy nie odpuszczała, nie odmawiała pomocy - wspomina jedną z tragicznie zmarłych osób Grzegorz Sudoł, były chodziarz.

Dominika Pawlik
Dominika Pawlik
akcja ratownicza pod Kopą Kondracką Facebook / Horská záchranná služba / Na zdjęciu: akcja ratownicza pod Kopą Kondracką
W sobotę w godzinach wczesno-popołudniowych pod Kopą Kondracką zeszła lawina. Porwała trzech skialpinistów. Jeden z nich wydostał się spod śniegu, wezwał pomoc. Pozostali nie zdołali się uratować.

Jedną z ofiar żywiołu był Krzysztof Ślęzak, triathlonista. Natomiast drugą podopieczna Grzegorza Sudoła, byłego chodziarza i trzykrotnego olimpijczyka. Małgorzata trenowała triathlon, od kilku lat jednak do zawodów przygotowywała się pod okiem kogoś innego, kompleksowo przygotowując się również do części pływackiej zawodów. - Była ciepłą i życzliwą osobą. Nie odpuszczała treningów, była bardzo zaangażowana. Profesjonalnie podchodziła do wszystkiego, co robiła - wspominał Sudoł w rozmowie z WP SportoweFakty.

- Zawsze była pomocna, nigdy nie odmawiała, o cokolwiek by się jej nie poprosiło. Otwarta dla wszystkich, fantastyczna osoba. Szkoda, że tak to się skończyło - dodał.

ZOBACZ WIDEO: Sven Hannawald w Zakopanem poznał niezwykłą osobę. "To było genialne!"

Sport był jedną z pasji zawodniczki. Drugą było projektowanie. Miała swoją firmę, a na koncie kolekcję odzieżową związaną z bieganiem. - Miała zmysł artystyczny. Zwróciłem się z pomocą czy zaprojektowałaby nam łazienkę i pomogła dobrać kolory w mieszkaniu. Byliśmy bardzo zadowoleni z jej wskazówek i efektu końcowego - wspomina Sudoł.

W sieci zawrzało. Internauci uważają, że wyjścia w góry zimą to lekkomyślność. - Każdy sport niesie za sobą ryzyko. Oczywiście są zachowania nieodpowiedzialne, ale w tym wypadku trzeba poczekać na opinie, to mogła być kwestia była pecha. Lawina zawsze może zejść. Ludzie jeżdżą na nartach w takiej odmianie (skitour - przyp. red.). To też jest rodzaj aktywności fizycznej, ruchu i obcowania bliżej z naturą - wyjaśnił nasz rozmówca.

Takie sytuacje mogą przydarzyć się każdemu, niekoniecznie na nartach. - Kilkanaście lat temu grupa chodziarzy poszła na zwykłą wycieczkę biegową, tak jak każdy. Ubrani na sportowo. Trzy osoby zamarzły na śmierć, bo załamała się pogoda. Wypadki w sporcie się zdarzają. Nie uważam tego za lekkomyślność, ale nie znamy faktów, są tylko częściowe informacje, nie jestem kompetentny, żeby konkretnie w tej sprawie się wypowiadać. Po prostu nie było zagrożenia, żeby nie wychodzić, nie złamali żadnych zasad, znajdując się w miejscu, w którym byli - podkreślił.

Czasami dochodzi po prostu do nieszczęśliwych wypadków. Sudoł przywołał przykłady sportowców związanych z Formułą 1. - Michael Schumacher jechał na nartach i uderzył w kamień. Fernando Alonso - ktoś mógł powiedzieć, że po co poszedł na rower, skoro jest kierowcą F1? Te osoby m.in. w taki sposób dbają o kondycję, o to, by mieć formę - podkreślił.

- Zimą robimy pewne elementy związane z elementem siłowym. Taka aktywność jak narty, skitoury, czyli aktywności związane z daną porą roku, są uzupełnieniem lub zastępczą formą treningu. Można np. zrobić 2-3 podejścia pod Kasprowy Wierch i zjechać na dół i mieć bardzo fajny trening. Tutaj to pewnie też był element aktywności, którą w danym okresie się robi - zakończył.

Ze statystyk wynika, że osoby wyciągnięte w ciągu 15-18 minut po zejściu lawiny maja 90 proc. szans na przeżycie. Po około 35 minutach maleją one do 25 procent.

Czytaj też:
"Patrzę, a tu leci człowiek". Wstrząsające wspomnienie Polaka z wyprawy na K2
Nirmal Purja rzucił pracę Jamesa Bonda, by zdobywać szczyty. Powiedział, jak na jego pasję reaguje żona

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×