Dominik Czaja od lat jest czołowym polskim wioślarzem, a w swoim dorobku ma choćby dwa medale mistrzostw świata i dwa medale mistrzostw Europy. Rok temu w Paryżu spełnił swój największy cel, zostając brązowym medalistą olimpijskim w czwórce podwójnej. Wioślarz może odczuwać dużą satysfakcję, aby gonić za marzeniami zrezygnował ze studiów na najbardziej prestiżowych uczelniach na świecie. W tym roku kontynuuje swoją medalową serię i będąc liderem polskiej osady, zdobył brązowy medal mistrzostw świata w Szanghaju.
Po latach studiów Czaja ostatecznie uzyskał tytuł magistra zarządzania na... Uniwersytecie Jagiellońskim.
Mateusz Puka, WP SportoweFakty: W Paryżu spełniłeś największe swoje życiowe marzenie, zdobywając brązowy medal olimpijski w wioślarskiej czwórce podwójnej. Czy to prawda, że byłeś tak zdeterminowany, by dążyć do tego sukcesu, że w trakcie kariery odrzuciłeś hojną ofertę z Harvardu?
Dominik Czaja, brązowy medalista olimpijski we wioślarstwie: Faktycznie miałem wiele ofert z najlepszych amerykańskich uczelni, jak choćby Harvard, Yale, Berkeley, Washington i kilku innych. Każdy z tych uniwersytetów proponował mi naprawdę znakomite warunki. Mogłem studiować za darmo wybrany przez siebie kierunek, miałbym opiekę trenera, pomoc w nauce, a także darmowe zakwaterowanie, a nawet wyżywienie. Można nawet zażartować, że to były gwiazdorskie warunki. Jedyne za co musiałbym płacić, to loty do Polski.
ZOBACZ WIDEO: Szymon Kołecki skomentował Tomasza Adamka we freak fightach. "Było mi przykro"
Brzmi to jak marzenie wielu milionów ludzi na całym świecie.
Długo się nad tym zastanawiałem, ale uznałem, że bardziej niż o studiach w USA, marzę o medalu olimpijskim. Gdybym zdecydował się na wyjazd za ocean, to pewnie dzisiaj miałbym skończone prestiżowe studia i miał fajną pracę, ale medalu olimpijskiego raczej bym nie zdobył.
Dlaczego?
Kwalifikacje olimpijskie odbywają się wiosną, a wtedy jako student przebywałbym w USA i nawet nie miałbym fizycznie możliwości walki o miejsce w kadrze. Inna sprawa, że studia i inny tryb treningów też odbiłyby się negatywnie na mojej formie. Odrzucenie tych ofert nie było łatwe, ale uznałem, że lepiej podążać za marzeniami. W mojej ocenie zdobycie medalu na igrzyskach jest bardziej prestiżowe i trudniejsze niż skończenie studiów w USA.
Był moment, że żałowałeś tej decyzji?
Chyba tylko raz miałem duże wątpliwości, gdy w 2016 roku nie zdołałem zakwalifikować się na igrzyska w Rio. Zabrakło mi jednego miejsca. To był naprawdę kiepski czas, bo sezon miałem ratować na młodzieżowych mistrzostwach świata, a nawet tam nie osiągnąłem sukcesu i zająłem zaledwie czwarte miejsce. Zakończyłem rok z poczuciem porażki i naprawdę marnymi zarobkami. Jednocześnie przyjaciel, który wcześniej skorzystał z oferty Uniwersytetu Berkeley, pojechał na igrzyska. To więc normalne, że zastanawiałem się, czy nie lepiej było wybrać się na test week do jednego z amerykańskich uniwersytetów i skupić się na poszukiwaniu stabilniejszego zajęcia. Dzisiaj mogę powiedzieć z pełnym przekonaniem, że dokonałem wtedy właściwego wyboru i dobrze, że zostałem w Polsce.
Gdzie byłbyś dzisiaj, gdybyś ostatecznie zdecydował się na studia w USA?
Na podstawie doświadczeń mojego przyjaciela, który otrzymywał dokładnie takie same oferty, jak ja, mogę powiedzieć, że pewnie skończyłbym prestiżowe studia, znalazł sobie ciekawą pracę i żonę w USA. Z wioślarstwem już od dawna nie miałbym nic wspólnego. Pewnie byłbym szczęśliwy, ale jednak wolę swoje życie. Zwłaszcza, że właśnie skończyłem studia.
Jaki kierunek wybrałeś?
Studiowałem zarządzanie na Uniwersytecie Jagiellońskim, a w tym tygodniu obroniłem pracę magisterską. Udało mi się więc zdobyć w trakcie kariery odpowiednie wykształcenie, które przyda się później, a jednocześnie spełniłem marzenie o medalu olimpijskim.
Zanim jednak do tego doszło przeszedłeś długą drogę i pokazałeś sporą determinację.
W naszej dyscyplinie trudno liczyć na znaczące wsparcie sponsorów, dlatego finansowanie kolejnych sezonów zależy głównie od wyników. Jeśli nie uda się stanąć na podium międzynarodowej imprezy, pojawia się problem. Od 2022 roku nie mam jednak powodów do narzekań. Kiedyś bywało różnie, ale ostatni rok, w którym faktycznie mogłem narzekać na skromne wsparcie, to był wspomniany 2016 rok. Od tamtej pory regularnie udaje się osiągać dobre rezultaty i zapewniać sobie stabilne zaplecze finansowe.
Jesteś jedynym członkiem olimpijskiej osady, który pozostał w czwórce i zdobył w tym roku medal mistrzostw świata. Skąd taka decyzja?
Składy poszczególnych osad zależą od decyzji trenera. Ja od 2017 roku startuję w czwórce i jestem z tego powodu bardzo zadowolony, choć ten rok nie był łatwy. Podczas mistrzostw Europy mieliśmy eksperymentalny skład i musieliśmy się szybko siebie nauczyć. Potem przez kolejne Puchary Świata testowaliśmy inne składy, ale ostatecznie tuż przed mistrzostwami świata wróciliśmy do ustawienia sprawdzonego podczas ME. Dla mnie nowi koledzy w osadzie, to było wyjście ze strefy komfortu, dlatego tym bardziej cieszę się, że zakończyliśmy ten sezon z dwoma medalami głównych imprez.
Głównym trenerem polskich wioślarzy wciąż pozostaje 75-letni Aleksander Wojciechowski. Na czym polega jego sekret sukcesu?
Mimo wielu, to najbardziej innowacyjny trener jakiego znam. Trenujemy razem od 2015 roku, a ja prowadząc dzienniczki treningowe, widzę jak mocno zmieniają się treningi każdego roku. Trener jest na bieżąco ze wszystkimi światowymi trendami, cały czas modyfikuje plany i ulepsza je. Nikt nie widzi na wodzie, tyle co on. Sukcesy naszych osad nie są przypadkiem.
W tym roku obchodziłeś 30. urodziny. Jesteś gotowy na kolejne lata katorżniczych treningów?
Jak na wioślarza, to naprawdę nie jestem aż taki stary. Wielu najbardziej utytułowanych wioślarzy dopiero po 30. urodzinach osiągało najlepszą formę. Choćby nasz prezes Adam Korol został mistrzem olimpijskim, gdy miał 34 lata. Przede mną więc całkiem długa kariera, jeśli oczywiście zdrowie na to pozwoli.
Rozmawiał Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty