W rywalizacji we wspinaczce na czas Aleksandra Mirosław była wielką faworytką do złota. Zdominowała niemal cały sezon. Tymczasem w finale Igrzysk Europejskich musiała sensacyjnie uznać wyższość Natalii Kałuckiej (6,57s). Mirosław uzyskała czas gorszy o 0,06s.
- Zrobiłam dwa błędy, jeden na samym początku, drugi w połowie. Starałam się nadrobić, ale nie wystarczyło. Nie ujmuję Natalii, bardzo szybko pobiegła, pobiła życiówkę. To był bardzo dobry bieg w wykonaniu Natalii, a bardzo słaby w moim wykonaniu - opowiada Mirosław.
- Jest we mnie duża sportowa złość - twierdzi. - Nie lubię uczucia bycia drugą. Na bardzo długo to zapamiętam i nie będę chciała się po raz drugi tu znaleźć. Mam zamiar coś dobrego z tego wyciągnąć - dodaje.
ZOBACZ WIDEO: Ludzie Królowej #1. Zaskakujące wyznanie Adrianny Sułek. "Nie chciałam już trenować"
Złoto i srebro Biało-Czerwonych świętowały setki kibiców w Tarnowie. Publiczność szczelnie wypełniła trybuny. - Kibice dopisali i bardzo się cieszę. Dlatego dobrze, że złoto zostało w Polsce i został odegrany Mazurek Dąbrowskiego - przyznaje rekordzistka świata.
Dla Mirosław start na Igrzyskach Europejskich nie jest jednak najważniejszym wydarzeniem sezonu. Kluczem są mistrzostwa świata w Bernie, które odbędą się w dniach 1-12 sierpnia.
- To był start czysto treningowy. Nie przygotowaliśmy się do niego specjalnie, nie robiliśmy odpuszczenia. Jestem w drugim tygodniu cyklu przygotowań do mistrzostw świata w Bernie i to jest najważniejszy start - kończy Aleksandra Mirosław.
Czytaj więcej:
Niespodzianka w finale. Złoto i srebro dla Polski