Przeskok z Moto3 do MotoGP to dla Millera ogromne wyzwanie. Do tej pory nikt nie odważył się na pominięcie klasy Moto2. Australijczyk zdaje sobie sprawę z tego, że nadchodzący rok będzie dla niego niezwykle trudny. - Przeskok do królewskiej klasy z najmniejszej kategorii to ogromna zmiana. Mentalnie czuje się przygotowany, jednak fizycznie muszę pracować bardzo ciężko, żeby sprostać wymaganiom maszyny z MotoGP. Do tej pory, trenując przed sezonami w Moto3, tak naprawdę w ogóle nie dotykałem ciężarów. Teraz walczę ze sztangami i hantlami, żeby odpowiednio przygotować ciało - powiedział Jack Miller.
[ad=rectangle]
Australijczyk w wyścigowym padoku znany jest z szalonej natury. Miller przyznaje, że od dziecka miał niekonwencjonalne pomysły. - Mając 3 lata zobaczyłem, że przed domem jest mokry beton. Wjechałem na niego swoim malutkim motorkiem, żeby się poślizgać. Zabawa trwała długo, ale skończyła się upadkiem i złamaniem kości udowej. Spędziłem wtedy 1,5 miesiąca w szpitalu - wspomina z uśmiechem tegoroczny debiutant w królewskiej klasie.
Dla Millera i jego ekipy, CWM LCR Honda, nadchodzący sezon będzie niezwykle trudny. Australijczyk dosiądzie motocykla produkcyjnego, który jest zdecydowanie słabszy niż maszyny fabryczne. Ponadto w MotoGP pojawiły się dwa nowe zespoły fabryczne - Suzuki oraz Aprilia, które z pewnością za punkt honoru mają pokonanie chociaż produkcyjnych maszyn Hondy i Yamahy. Ponadto Miller przenosi się do MotoGP z Moto3, gdzie motocykle są nieporównywalnie mniejsze, lżejsze i wolniejsze. Z pewnością zmiana stylu jazdy zajmie mu trochę czasu, a rywale są niezwykle wymagający.