Andora stolicą motorsportu. Czym kraj przyciąga gwiazdy?

Materiały prasowe / Kawasaki / Andora jest świetnym miejscem do treningów
Materiały prasowe / Kawasaki / Andora jest świetnym miejscem do treningów

Andora ma szansę być takim miejscem dla motocyklistów i żużlowców, jakim stało się Monako dla kierowców Formuły 1. Na przeprowadzkę do tego małego państewka zdecydowało się już wielu przedstawicieli dwóch kółek.

Andora położona jest w południowo-zachodniej części Europy. Leży w Pirenejach, od północy graniczy z Francją, zaś od południa z Hiszpanią. Powierzchnia kraju, w którym żyje ok. 80 tys. ludzi, wynosi ledwie 467,6 km2. Na ulicach tego małego państwa coraz częściej można jednak spotkać gwiazdy motorsportu. Mieszkają tam motocykliści z MotoGP, żużlowcy oraz przedstawiciele rajdów terenowych. W Andorze sporą część swojego życia spędza również Tadeusz Błażusiak.

Biurokracja w Andorze

Osoby chcące na stałe zamieszkać w Andorze mają do wyboru dwie opcje - czynną lub bierną rezydencję. Ta pierwsza obejmuje zezwolenie na prowadzenie działalności gospodarczej i zawodowej. Jest to o tyle ważne, że wszyscy obywatele zagraniczni muszą posiadać zezwolenie na pracę. Władze Andory reglamentują liczbę udzielonych pozwoleń, co nie ułatwia zadania. Zgody wydawane są na okres czasowy. Prawo lepiej traktuje pod tym względem obywateli Francji, Hiszpanii i Portugalii, dla których zezwalania wydawane są na dłuższy okres.

Część sportowców wybiera jednak bierną rezydencję. Obcokrajowcy zobowiązują się wtedy do tego, że co najmniej 90 dni w ciągu roku spędzą w Andorze. Osoby z takim statusem nie mogą jednak podejmować pracy w kraju. Muszą za to zainwestować co najmniej 400 tys. euro w aktywa w Andorze. Może to być zakup nieruchomości albo lokata w jednym z banków w Andorze. Należy również złożyć depozyt o wysokości 50 tys. euro w kasie państwowej agencji finansowej. Za każdą osobę towarzyszącą należy dopłacić 10 tys. euro.

Raj podatkowy dla wybranych

Gra jest jednak warta świeczki. Kto już upora się z biurokracją w Andorze, może liczyć na znaczne ulgi podatkowe. Tak jak kierowcy Formuły 1 upodobali sobie na miejsce swojego zamieszkania Monako, tak Andora zyskuje u motocyklistów. Szczególnie dotyczy to Hiszpanów. Infrastruktura torowa najmocniej rozwinięta jest w rejonie Katalonii i to właśnie stamtąd pochodzi większość zawodników rywalizujących obecnie w MotoGP. Tymczasem z Andory do Barcelony jest niecałe 200 km. To właśnie w Andorze swoje muzeum otworzył Jorge Lorenzo, choć pochodzi on z Majorki. Zadecydowały oczywiście względy podatkowe. Od dość dawna żyją tam też m. in. Dani Pedrosa, bracia Pol i Aleix Espargaro.

ZOBACZ WIDEO Pogoda zrobiła rozgardiasz w żużlowym kalendarzu

Pod koniec 2014 roku również Marc Marquez ogłosił, że zamierza przeprowadzić się do Andory. Hiszpan miał wtedy na swoim koncie dwa tytuły mistrza świata królewskiej kategorii i wyrastał na jedną z gwiazd MotoGP. Lawina krytyki jaka na niego spadła sprawiła, że nadal płaci podatki w Hiszpanii. - Jestem młody i całe życie mieszkałem z rodzicami. Postanowiłem w końcu stworzyć własną przestrzeń. Wybrałem Andorę, bo często tam bywam i trenuję. Spędzam tam każdą zimę. Nie wiem co będzie w przyszłości, ale płacę podatki w Hiszpanii i nadal będę to robić - ogłaszał na początku 2015 roku Marquez.

Dobre miejsce do treningów

To właśnie warunki panujące w Andorze są kolejnym czynnikiem, który przemawia za przeprowadzką. W niższych partiach Pirenejów można liczyć na dobrą pogodę przez niemal cały rok, co pozwala na odbywanie treningów. To właśnie przekonało Mavericka Vinalesa. 22-latek na początku roku zmienił miejsce zamieszkania, co łączyło się dla niego z inną poważną zmianą życiową. Zawodnik Movistar Yamaha MotoGP rozstał się z Kiarą Fontanesi. Włoszka, rywalizująca w motocrossie, była przeciwna przeprowadzce. Vinales postawił jednak na karierę i od paru tygodni może na rowerze pokonywać górskie szczyty, szlifując formę przed wyścigami MotoGP.

W przypadku niektórych sportowców Andora pozwoliła zapomnieć im o ojczyźnie. Tak jest chociażby w przypadku Cyrila Despresa, pięciokrotnego zwycięzcy Rajdu Dakar. On mieszka w tym państwie od niemal 20 lat. Czuje się w nim na tyle dobrze, że postanowił zorganizować coś dla lokalnej społeczności.

Po tym jak zakończył karierę w 2014 roku, wpadł na pomysł stworzenia wyścigów po krętych drogach Andory. W ten sposób powstały imprezy "Andora 500" oraz "Wyścig Dżentelmenów", przy których pomaga znany z Dakaru Stephane Peterhansel. Zgłaszają się do nich mieszkańcy Andory, którzy na co dzień jeżdżą na zabytkowych motocyklach czy cafe racerach. - Chcieliśmy coś zrobić dla tutejszych ludzi, by nie musieli jeździć do Barcelony, Saint-Tropez albo Tuluzy na takie wydarzenia - tłumaczy Despres na stronie poświęconej Andora 500.

Czas na żużlowców?

Ostatnio uroki Andory odkrywają też żużlowcy. Jako pierwszy przeprowadził się tam Joonas Kylmaekorpi, później w jego ślady poszedł Fredrik Lindgren. - Andora to idealne miejsce. Masz do dyspozycji góry, gdzie w każdej chwili możesz pojeździć na nartach. Wsiadasz do auta i za chwilę jesteś w Hiszpanii. Pogoda zazwyczaj jest dobra, a to sprzyja treningom na motocrossie, enduro czy torze flat-trackowym. Wszystko czego potrzebujesz masz pod ręką - tłumaczy swoją decyzję o przeprowadzce Lindgren.

O ile motocykliści latają na wyścigi co kilka tygodni, o tyle żużlowcy potrafią odbyć kilka zawodów w ciągu tygodnia. Nie jest to jednak problemem ze względu na bliskie połączenie Andory z lotniskiem El Prat w Barcelonie. - Z Barcelony można polecieć w wielu kierunkach, szczególnie jeśli chodzi o Wielką Brytanią. Nie ma z tym najmniejszego problemu - dodaje Lindgren.

Lindgren w świetnym stylu rozpoczął nowy sezon żużlowy. Wygrał Grand Prix Polski w Warszawie, jest liderem klasyfikacji generalnej SGP. Być może jest w tym spora zasługa zimowych treningów w Andorze. Jeśli Szwed utrzyma formę, z pewnością kolejni żużlowcy spojrzą przychylnym okiem na ten kraj. Ostatnio gościnnie przebywał tam Max Fricke i również był pod wrażeniem możliwości jakie on oferuje.

Łukasz Kuczera

Źródło artykułu: