Nicky Hayden zmarł 22 maja w szpitalu we włoskiej Cesenie. Amerykański motocyklista przebywał tam przez kilka dni. Lekarze walczyli o jego życie, po tym jak został potrącony przez samochód w trakcie wycieczki rowerowej. Pomimo ich wysiłku, mistrza świata MotoGP z 2006 roku nie udało się uratować.
Podczas poniedziałkowej ceremonii pogrzebowej w katedrze św. Szczepana Haydena żegnało ponad trzy tysiące osób. Nie tylko najbliżsi, ale też przedstawiciele świata motorsportu oraz lokalna społeczność. - Marzę o twoim uśmiechu. Nie tylko gdy śpię, ale gdy tylko się przebudzę. Poranek 17 maja był dla mnie jednym z bardziej wyjątkowych. Teraz, gdy popatrzę wstecz, to widzę. Myślę, że Bóg uważnie obserwował z góry jak spędzasz ze mną ostatnie godziny. Chciałeś mi pokazać, jak bardzo mnie kochasz. Nasz pocałunek, zanim wyjechałeś na swoją ostatnią wycieczkę na rowerze, zostanie ze mną do końca życia - napisała po pogrzebie w mediach społecznościowych Jackie Martin, narzeczona Haydena.
Hayden i Martin zaręczyli się w maju 2016 roku we Włoszech. Na kilka dni przed wypadkiem świętowali pierwszą rocznicę zaręczyn. - Nicky, jesteś moją bratnią duszą i twoje odejście z tego świata zabrało moje serce. Możesz je trzymać, ale kiedy spotkamy się ponownie, weź mnie za rękę i poprowadź do domu. Tęsknię za tobą i czekam na nasze kolejne spotkanie - dodała Martin.
ZOBACZ WIDEO Marek Daćko najlepszym zawodnikiem sezonu. "Nie spocznę na laurach