W pierwszych latach swojej kariery Tiago Monteiro marzył o startach w Formule 1 i udało mu się je zrealizować. Na początku XXI wieku bronił barw takich ekip jak Minardi czy Jordan, ale nie miał przy tym szczęścia. Zmiany właścicielskie w Jordanie oraz pojawienie się pay-driverów wypchnęły go poza świat F1.
Monteiro przeniósł się do serii World Touring Car Championship, gdzie rywalizują samochody turystyczne. Tam potrafił odnosić pojedyncze zwycięstwa, a jego kariera na stałe związała się z WTCC. Aż do października 2017 roku, gdy na torze w Barcelonie portugalski kierowca uczestniczył w fatalnym wypadku, w którym mógł stracić życie.
Rok walki o powrót do żywych
Gdy doszło do wypadku, Monteiro był liderem klasyfikacji WTCC i zmierzał po tytuł mistrzowski. Wydarzenia z Barcelony wywróciły jednak jego życie do góry nogami. Spędził cztery tygodnie w szpitalu na oddziale intensywnej terapii. Doznał poważnych obrażeń głowy i szyi.
ZOBACZ WIDEO: #Newsroom. W studiu Robert Kubica i prezes Orlenu
- Lekarze martwili się wtedy o moje kręgi szyjne, długo zastanawiali się czy potrzebne będą kolejne operacje - powiedział Monteiro na łamach "Irish Examiner".
Czytaj także: Koniec pierwszego dnia testów F1 na Silverstone
- Kiedy wróciłem do domu, nie mogłem się ruszać. Czułem się jak duch. Zmagałem się ze sporymi bólami głowy, oczy miałem zasłonięte opaską. Nie mogłem na nic patrzeć, nie mogłem oglądać telewizji, nie mogłem czytać książek. Prawdopodobieństwo powrotu do ścigania było bardzo małe. Celem był powrót do normalnego ścigania - dodał 42-latek.
Słuchając Monteiro, można przypomnieć sobie osobę Roberta Kubicy, który po fatalnym wypadku w rajdzie samochodowym również przechodził piekło. Minęło wiele miesięcy, zanim Polak był w stanie normalnie funkcjonować, a przez bardzo długi okres krakowianin nie zakładał nawet powrotu do F1.
Zastrzyki z botoksu uratowały wzrok
Tak jak Kubica nie stracił determinacji w walce o powrót do zdrowia, tak Monteiro miał siły, by walczyć o powrót za kierownicę. Korzystał z komory hiperbarycznej, w której spędził kilkadziesiąt godzin. Oddychanie czystym tlenem wspierało jego regenerację komórek.
- Korzystałem z tlenoterapii, terapii ozonowej. Ten drugi zabieg polega na wymieszaniu krwi z ozonem, a następnie ponownym dostarczeniu do ciała. Początkowo nie mogłem chodzić, więc konieczne były zabiegi u fizjoterapeuty, nastawianie kręgów. Po jakimś czasie mogłem wykonywać delikatne ruchy i wtedy postawiliśmy na fizykoterapię w wodzie - opisywał swoje przeżycia w "Irish Examiner".
Monteiro po swoim wypadku był bliski utraty wzroku. Z tego powodu część lekarzy nie wierzyła, że wróci do ścigania. Zastosowano jednak u niego nowoczesną technologię z wykorzystaniem botoksu.
- Wstrzykiwaliśmy botoks prosto w oczy, bo moje nerwy, chociażby ten odpowiadający za otwieranie powieki, zostały uszkodzone podczas wypadku. Pomógł mi też specjalista z San Diego, dzięki któremu przez osiem godzin dziennie korzystałem z kroplówki. Znajdował się w niej miks witamin, aminokwasów. To wszystko miało zmniejszyć objawy i ból głowy - dodał kierowca z Portugalii.
- To był cud, że odzyskałem wzrok. Uraz głowy też był większy, niż początkowo sądziliśmy. Przy takich obrażeniach mózgu lekarze zalecali spokojne życie przez 11-12 miesięcy od zdarzenia. Dlatego nie było mowy o ściganiu - wyjaśnił Monteiro.
Triumfalny powrót
Ponad rok specjalistycznego leczenia i rehabilitacji sprawił, że Monteiro był gotów wrócić za kierownicę w WTCC. W październiku 2018 roku koledzy witali go na torze oklaskami. Wyścig na Suzuce, pierwszy po długiej przerwie, ukończył tuż za punktowanymi miejscami. Początek kolejnego sezonu też był niezwykle wymagający.
Aż w lipcu nadszedł wyścig przed własną publicznością w Vila Real. Przewodził w nim jego zespołowy kolega, Attila Tassi. Tyle że u Węgra doszło do usterki technicznej, co wykorzystał Monteiro. Dojechał do mety na pierwszej pozycji.
- Przechodziliśmy przez piekło. Trudy rehabilitacji, do tego po powrocie męczyliśmy się z samochodem i kwestionowano moje umiejętności. Niektórzy twierdzili, że po wypadku nie jestem w stanie jeździć. Wewnątrz siebie nigdy nie akceptowałem tej krytyki. Pracowałem i walczyłem dalej - ocenił portugalski kierowca.
Czytaj także: Leclerca nadal boli porażka z Austrii
W tym miejscu przykład Monteiro znów warto zestawić z Kubicą, który od początku roku nie zdobył punktów w F1, a wpływ na to ma m.in. fatalna forma Williamsa. Polak jest ciągle krytykowany przez wielu ekspertów i kibiców. On, w przeciwieństwie do Portugalczyka, nie doczekał się jeszcze swojej chwili chwały po powrocie.
- Gdybym chciał się poddać, zrobiłbym to. Miałem wiele okazji, by powiedzieć "stop". Mogłem skupić się na innych rzeczach, ale kocham ściganie. To rozpala moją motywację, wolę walki, wszystko. Chcę więcej niż jedno zwycięstwo. Jestem wdzięczny za to, że żyję, że po takim wypadku jestem w jednym kawałku. Chcę jednak wrócić na najwyższy poziom - zapowiedział Monteiro.