DTM: największy kryzys od lat. Czy Robert Kubica nie popełni błędu, dołączając do tej serii?

Materiały prasowe / BMW / Na zdjęciu: Robert Kubica za kierownicą M4 DTM
Materiały prasowe / BMW / Na zdjęciu: Robert Kubica za kierownicą M4 DTM

Nagłe odejście R-Motorsport i Aston Martina z DTM pokazuje, że z niemiecką serią nie jest najlepiej. To właśnie z nią od kilku miesięcy łączony jest Robert Kubica. Czy polski kierowca jest świadom tego, w co się pakuje?

W tym artykule dowiesz się o:

Do przedsezonowych testów DTM zostały niespełna dwa miesiące, a tak naprawdę nie wiemy, ilu producentów będzie rywalizować w serii oraz jak wielu kierowców liczyć będzie stawka w roku 2020. To wszystko spowodowane jest decyzją szwajcarskiego zespołu R-Motorsport, który po ledwie roku zrezygnował z wystawiania do rywalizacji samochodów Aston Martina. Na polach startowych zostały tylko Audi i BMW.

Szwajcarzy przekonali się boleśnie na własnej skórze, że rywalizacja z niemieckimi gigantami pozbawiona jest sensu, jeśli nie dysponuje się odpowiednim budżetem. Ich rezygnacja z DTM to też zły znak dla szefów tej serii, bo nagle okazało się, że nie ma kto się ścigać.

Czytaj także: Koronawirus coraz większym zagrożeniem dla GP Chin

Polski kibic może się w tej sytuacji zastanowić, czy Robert Kubica nie popełni błędu, jeśli dołączy do DTM w sezonie 2020. Czy tak utalentowanemu kierowcy przystoi rywalizacja w mocno kadłubowej, przynajmniej na ten moment, serii?

ZOBACZ WIDEO: Michał Pol oburzony transferem Kamila Wilczka. "Boli mnie gdy reprezentant Polski idzie do takiego klubu"

Zły znak dla innych

DTM był świadom problemów już przed rokiem, gdy stawkę opuszczał Mercedes. Wtedy robiono wszystko, by znaleźć trzeciego producenta i tak pojawił się R-Motorsport z Aston Martinem.

Według nieoficjalnych informacji, budżet R-Motorsport i Aston Martina na sezon startów w DTM wynosił 20 mln euro. Pozwolił on przygotować cztery samochody. - Budżet miał solidne fundamenty - zapewnił na łamach "Speedweeka" Florian Kamelger, szef R-Motorsport.

Być może R-Motorsport popełnił błąd, naciskając na dołączenie do stawki już w roku 2019. Zwłaszcza że początkowo mówiło się o tym, że Szwajcarzy mogą wystartować w DTM w sezonie 2020. Zespół przystąpił do rywalizacji w momencie, gdy silnik przygotowany dla nich przez firmę HWA nie był odpowiednio rozwinięty. Przekładało się to na wyniki, bo kierowcy korzystający z Aston Martinów zajęli ostatnie miejsca w klasyfikacji generalnej sezonu 2019.

HWA z czasem poradziłoby sobie z brakiem wydajności, ale potrzebowało czasu i kolejnych pieniędzy. Tego od R-Motorsport i Aston Martina nie otrzymało. Jesienią ubiegłego roku firmie wypowiedziano umowę na dostarczanie jednostek napędowych. Wtedy Szwajcarzy łudzili się jeszcze, że pozostaną w DTM, ale z innym partnerem technologicznym.

DTM jest ciągle za drogi

Gerhard Berger ma ambitne plany związane z DTM. Chce z tej serii uczynić drugą najlepszą kategorię wyścigową zaraz po Formule 1. Starty Roberta Kubicy byłyby pierwszym krokiem do realizacji tego celu. Austriakowi marzą się bowiem w niedalekiej przyszłości kolejne gwiazdy z F1 na polach startowych - Fernando Alonso, Sebastian Vettel czy Nico Hulkenberg.

Kierowcy z głośnymi nazwiskami nie dołączą do DTM, jeśli seria będzie znajdować się w takiej dyspozycji jak w tej chwili. Wewnętrzna walka pomiędzy Audi a BMW wydaje się być mało ciekawa dla przeciętnego kibica, a co dopiero dla gwiazd z F1.

- DTM pochłania ciągle za dużo pieniędzy. Ogromne zmiany w przepisach przed sezonem 2019 i wprowadzenie silnika z turbo nie pomogły obniżyć kosztów - skomentował w "Speedweeku" Ulrich Fritz, członek zarządu HWA.

Tymczasem Berger obejmując rządy w DTM zapewniał, że jednym z jego zadań będzie stopniowe obniżanie kosztów w tej serii. Przykład R-Motorsport i Aston Martina pokazuje, że nie udało się tego zrealizować.

Brak sponsorów

Szwajcarzy twierdzą, że na DTM w roku 2019 wydali 20 mln euro. Mogliby zebrać wyższy budżet, ale tutaj rodzi się kolejny problem - brak sponsorów. - Jeśli robisz takie rzeczy jak R-Motorsport, musisz mieć solidne wsparcie finansowe. Najlepiej kogoś, kto jest entuzjastycznie nastawiony do motorsportu i ma worek pieniędzy. Tyle że takich ludzi nie ma zbyt wielu - ocenił Ulrich Fritz.

Trzeba być bowiem świadomym tego, że na rywalizacji w DTM nie da się zarobić. O ile giganci motoryzacyjni jak Audi czy BMW mogą sobie pozwolić na stratę rzędu kilku milionów euro, bo odbiją to sobie poprzez testowanie nowych rozwiązań czy promocję wybranych modeli samochodów, o tyle w przypadku prywatnego producenta rachunek ekonomiczny musi być co najmniej na zero.

Tymczasem R-Motorsport pozyskał tylko jednego sponsora - producenta perfum Baldessarini. Pod tym względem również BMW i Audi radzą sobie kiepsko. Ostatnimi czasy utraciły one finansowanie takich gigantów jak Red Bull czy Deutsche Post.

- Zachowanie konsumentów i krajobraz sponsorski mocno się zmieniły na przestrzeni lat. Duża część budżetu pochodzi w tej chwili nie od sponsorów, a wprost od producentów. Prywatny zespół jest w gorszej sytuacji, bo za nim nie stoi fabryka. Znalezienie kogoś, kto to sfinansuje, jest wyzwaniem - dodał Fritz.

Czytaj także: Robert Kubica nie trafi do fabrycznego BMW

Szef firmy HWA zaoferował pomoc swojemu byłemu partnerowi. Firma jest gotowa odkupić wyprodukowane Aston Martiny i wystawić je do rywalizacji w sezonie 2020. Potrzebuje jednak wsparcia finansowego i pomocy szefów niemieckiej serii wyścigowej. Szanse na to, że misja zakończy się powodzeniem, są niewielkie. Wszystko przez czas, a właściwie jego brak. Bo w tej chwili HWA nie posiada nawet silników w specyfikacji DTM na rok 2020.

To wszystko sprawia, że wizja zobaczenia Kubicy na polach startowych DTM w roku 2020 nie jawi się już tak entuzjastycznie, jak jeszcze kilka miesięcy temu. Na kilka tygodni przed startem sezonu Polak nawet nie wie, w jakich realiach miałby rywalizować. 35-latek już widział podobne, mało profesjonalne obrazki w ostatnich miesiącach - w fabryce Williamsa.

Źródło artykułu: