DTM. Robert Kubica i trudny proces nauki. Niepokojące dane z Lausitzringu

Materiały prasowe / DTM / Na zdjęciu: Robert Kubica
Materiały prasowe / DTM / Na zdjęciu: Robert Kubica

Robert Kubica jest po dwóch weekendach DTM i sytuacja zdaje się wyglądać gorzej niż zakładał. Nie tylko on sam ciągle musi się uczyć nowej serii wyścigowej, ale i jego zespół zdaje się być co najmniej dwa kroki za konkurencją.

W tym artykule dowiesz się o:

- Nie spodziewajcie się miejsc w czołówce - powtarzał Robert Kubica  przed inauguracją sezonu DTM, gdy był świadom tego jak trudne czeka go zadanie. Nowa seria wyścigowa, nowy samochód i to słabszy od konkurencji, nowa ekipa i na dodatek prywatna. Wszystko było na "nie", ale Kubica i tak się podjął wyzwania.

- Chcę coś udowodnić, w tym również sobie. Przy właściwym podejściu i zachowaniu szacunku dla DTM, chcę mieć frajdę z jazdy. Niekoniecznie będę patrzeć na wyniki. Wyzwanie jakie mnie czeka może być ważniejsze od początkowo osiąganych rezultatów - mówił w kwietniu Kubica w "Motorsport Magazin".

Kubica niezadowolony z siebie i zespołu

Pierwsze wyniki Kubicy w DTM są takie, jakich oczekiwał krakowianin. Po czterech wyścigach kierowca Orlen Team ART nie ma punktów na swoim koncie. Jednak jego straty do rywali są znacznie większe niż zakładał. Gdy po zakończeniu niedzielnego wyścigu na Lausitzringu pochwalił go inżynier i stwierdził, że "idziemy w dobrym kierunku", Kubica przytomnie skontrował.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: skandaliczne zachowanie koszykarza! Potraktował rywala brutalnie

- Posuwamy się do przodu, ale głównie dzięki temu, że inni popełniają błędy - odpowiedział Kubica inżynierowi.

Kubica kilkukrotnie zwracał już uwagę na to, że w grudniu podczas testów DTM w Jerez był bardziej konkurencyjny, a jego straty do czołówki nie były tak duże. Wpływ na to mogą mieć dwa czynniki - ekipa oraz opony.

W Jerez za jego BMW M4 DTM odpowiadał jeszcze fabryczny zespół z Monachium. Wtedy nie było jeszcze jasne, czy Polak trafi do ekipy prywatnej, czy też zostanie jeźdźcem fabrycznym.

Niemieccy inżynierowie bez wątpienia mają większą wiedzę na temat M4 DTM niż ich koledzy po fachu z Orlen Team ART. Francuzi nie dość, że ostatnio nie posiadali ekipy w DTM, to na dodatek wcześniej współpracowali z Mercedesem. BMW to dla nich nowy świat. Z tego powodu Niemcy wspierali Kubicę i Orlen Team ART również podczas czerwcowych testów na Nurburgringu. Teraz Polak jest zdany sam na siebie.

Niepokojące dane z Lausitzringu

Wystarczy rzut oka na dane i statystki z wyścigów DTM na Lausitzringu, by dojść do wniosku, że Kubica wraz z Orlen Team ART nie potrafi wycisnąć maksimum z BMW M4 DTM. W niedzielę miał on drugą najgorszą prędkość maksymalną w stawce (277 km/h). Najszybszy Philipp Eng, też kierowca BMW, w punkcie pomiaru osiągnął 282 km/h.

To pokazuje, że auto jest źle ustawione, przez co traci na prędkości maksymalnej. Najpewniej podyktowane jest to tym, że Kubica szuka większego docisku i lepszego prowadzenia w zakrętach.

Jest też kamyczek do ogródka mechaników - gdy na Spa-Francorchamps Kubica w połowie wyścigu przebił się na punktowane pozycje, jego cały wysiłek zmarnowała załoga podczas pit-stopu. Pracownicy Orlen Team ART mieli problem z podnośnikiem, przez co Kubica utknął na bardzo długi czas w alei serwisowej i stracił jakiekolwiek nadzieje na punkty.

Na Lausitzringu pit-stopy Orlen Team ART znów nie były idealne. W przypadku tylko dwóch zawodników (Jamie Green i Ferdinand Habsburg) wymiana kół poszła wolniej niż u Polaka. Kubica był u mechaników o 2-2,5 s. dłużej niż najlepsi pod tym względem kierowcy. To wszystko są detale, które tworzą razem spory problem. Załoga francuskiej ekipy powinna nad tym popracować. Zwłaszcza że chociażby pit-stopy można do woli ćwiczyć w siedzibie firmy.

Kubica i zrozumienie opon

Drugi czynnik, który ma wpływ na problemy z tempem Kubicy to opony. Polak zdecydowanie odstaje w kwalifikacjach - obie "czasówki" na Lausitzringu kończył jako ostatni. Miał nie tylko sporą stratę do zdobywcy pole position, ale nawet do kierowcy znajdującego się przed sobą. To pokazuje, że 35-latek nadal nie rozgryzł tego, jak odpowiednio wykorzystać ogumienie Hankook.

Kubica wywodzi się z F1, gdzie od lat używane są koce grzewcze, które zapewniają oponom odpowiednią temperaturę niemal od początku rywalizacji. W DTM, aby ograniczyć koszty, koców nie ma. O problemach kierowcy Orlen Team ART z ogumieniem może też świadczyć tempo w drugiej fazie niedzielnego wyścigu na Lausitzringu.

Polak opuścił garaż i na nowym ogumieniu był znacznie wolniejszy od jadącego za nim Fabio Scherera, dlatego też Szwajcar nie miał najmniejszych problemów z wyprzedzeniem krakowianina. Dopiero po kilku okrążeniach sytuacja się uspokoiła i Kubica prezentował lepsze tempo. Tyle że wtedy było już za późno na jakąkolwiek walkę. 35-latek zyskał pozycje jedynie wskutek problemów technicznych innych kierowców.  
 
Po dwóch weekendach DTM próżno szukać pozytywów w jeździe Kubicy, a zdaje się, że Polak ma teraz więcej pytań niż odpowiedzi. Póki co, kroczy ścieżką tych kierowców z F1, którzy pojawili się w niemieckiej serii wyścigowej i nie odnieśli w niej sukcesu. Nie oznacza to jednak, że już teraz należy skreślać Kubicę, choć czas na pewno nie jest jego sprzymierzeńcem. Ze względu na koronawirusa, sezon 2020 pędzi w ekspresowym tempie. Już w kolejny weekend ponowne ściganie na Lausitzringu.

Czytaj także:
Ostre słowa po wyścigu MotoGP. "Jest półmordercą"
Robert Kubica 13. w wyścigu DTM

Źródło artykułu: