DTM. Robert Kubica miał konkretny plan. Szybko legł w gruzach

Materiały prasowe / DTM / Na zdjęciu: Robert Kubica
Materiały prasowe / DTM / Na zdjęciu: Robert Kubica

- Zakładaliśmy, że pierwszy rok w DTM będzie trudny, a potem będzie lepiej. Tymczasem w przyszłym sezonie pojawią się zupełnie nowe auta - mówi Robert Kubica, którego plany na rok 2021 dalej pozostają nieznane.

Robert Kubica ma za sobą najlepszy występ w karierze w DTM - kilkanaście dni temu Polak finiszował na trzecim miejscu w belgijskim Zolder. Może się jednak okazać, że jest to jedyne "pudło" krakowianina w niemieckiej serii wyścigowej. Coraz więcej znaków wskazuje bowiem na to, że Kubica nie będzie zainteresowany DTM w sezonie 2021. To konsekwencja zmian regulaminowych w tej kategorii.

Tymczasem jeszcze parę miesięcy temu Kubica miał zupełnie inne plany. Pokrzyżował je koronawirus, za sprawą którego Audi postanowiło wycofać się z DTM, co w ostateczności wywołało efekt kuli śnieżnej i doprowadziło do gruntownej reformy niemieckiej serii wyścigowej.

Kubica planował rok nauki w DTM

- Wiedzieliśmy, że czeka nas trudny rok w DTM, bo jestem debiutantem, a Orlen Team ART to też nowy zespół, który dołączył do bardzo profesjonalnej serii. Zakładaliśmy, że czeka nas rok zbierania doświadczeń, który zaprocentuje w kolejnym sezonie i wtedy będzie lepiej - mówi Robert Kubica o swoich ostatnich miesiącach w DTM.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: niewiarygodna wymiana! Wybiegł poza kort, wrócił i... Zobacz koniecznie

Wiadomo, że plany 35-latka się nie zrealizują. Przejście DTM na pojazdy klasy GT3 sprawia, że w przyszłym roku w wyścigach zobaczymy zupełnie nowe konstrukcje. Nawet gdyby Kubica został w tej serii, co jest mało prawdopodobne, doświadczenie zdobyte w sezonie 2020 można wyrzucić do kosza.

- Zakładaliśmy, że w kolejnym sezonie będzie lepiej, a tu czekają nas nowe samochody. Koronawirus nam nie pomógł. Wszyscy żyjemy w trudnych czasach. Nie tylko motorsport - dodaje Kubica, dla którego osłodą jest to, że udało się chociaż wywalczyć podium w Zolder.

Kubica w tej chwili należy do bardzo wąskiego grona kierowców, którzy mogą się pochwalić miejscami na podium w trzech bardzo różnych, ale wysoko ocenianych kategoriach. Stawał na "pudle" w Formule 1, rajdach WRC i teraz DTM. - To coś specjalnego. Na pewno nie jestem rozczarowany sezonem 2020. To podium jest osłodą, poprawiło ogólny obraz tego sezonu. W ostateczności w każdej serii, w której bierzesz udział, starasz się o jak najlepszy wynik. Dużo zależy jednak od pakietu jakim dysponujesz - komentuje Kubica.

Koniec pewnej ery w DTM

Kubica trafił do Orlen Team ART jako kierowca dysponujący samochodem BMW M4 DTM. Szybko okazało się, że Niemcy mimo zapowiadanych zimą zmian, nie poprawili konkurencyjności swojego modelu i notowali porażkę za porażką. W efekcie przed ostatnią rundą DTM w grze o tytuł są trzej kierowcy Audi - Rene RastNico Mueller i Robin Frijns.

- Szkoda, że nie ma kierowcy BMW w walce o tytuł. W tej trójce nie mam swoich preferencji. Każdy z nich da z siebie wszystko na Hockenheim i obyśmy my jako BMW byli bliżej Audi niż zwykle. A gdybym miał postawić pieniądze na któregoś z kierowców walczących o tytuł, to na Rasta - zdradza krakowianin.

Reprezentant Orlen Team ART ma też ważną wiadomość dla kibiców - nie powinni oczekiwać, że w sobotę czy niedzielę znów stanie na podium DTM. Realne tempo 35-latka i BMW jest bowiem nadal nieco gorsze niż czołowych kierowców. - Zawsze miło być na podium, bo jak mam być szczery, ostatnie lata nie były dla mnie łatwe. Musiałem jeździć na tyłach stawki. To podium w Zolder było nieoczekiwane i wielu ludzi je doceniło. To było też coś szczególnego dla moich fanów, którzy wspierają mnie od lat i cierpieli równie mocno jak ja - mówi Kubica.

- Musimy jednak realistycznie spoglądać w przyszłość. Runda DTM na Hockenheim nie będzie dla nas łatwa - dodaje.

Kubica nie ma też wątpliwości, że DTM będzie tęsknić za prototypowymi pojazdami Class One, które po sezonie 2020 odejdą do lamusa. - Szkoda, że z nimi kończymy. Rozumiem, że nie są atrakcyjne dla producentów w tych czasach, w których żyjemy. Wychowywałem się jednak w realiach, gdy DTM oferował wysoki poziom konkurencyjności, pojazdy fabryczne. Szkoda, że z tym kończymy - ocenia reprezentant Orlen Team ART.

Robert Kubica i przyszłość? Opcji jest niewiele

Robert Kubica w przyszłym roku na pewno nie będzie regularnie startować w Formule 1. Ta opcja upadła, po tym jak Alfa Romeo ogłosiła skład na sezon 2021 i w jej barwach nadal oglądać będziemy Kimiego Raikkonena i Antonio Giovinazziego. Kubica może pozostać kierowcą rozwojowym i rezerwowym ekipy z Hinwil, ale najważniejsza jest dla niego okazja do regularnej jazdy.

Jako że pozostanie w DTM przy zmianach samochodów na GT3 jest wręcz wykluczone, to liczba opcji 35-latka jest mocno ograniczona. - Wolałbym pojeździć w wyścigach typu VLN, co dałoby mi opcję ścigania na słynnym Nordschleife niż GT3 w DTM. To byłoby dla mnie dodatkowe wyzwanie - zdradza Kubica.

VLN, a tak naprawdę NLS - seria niedawno zmieniła nazwę, to długodystansowe wyścigi, które mają miejsce na torze Nurburgring i oferują możliwość jazdy m.in. kultową nitką wyścigową Nordschleife, która obecnie jest uznawana za zbyt niebezpieczną m.in. dla bolidów Formuły 1, stąd jest dla nich niedostępna.

Skoro Kubica mówi otwarcie o wyścigach długodystansowych, to czy istnieje możliwość, że pojawi się na starcie równie kultowego 24h Le Mans? - Nie wykluczam tego. To historyczny tor i wyścig. Prototypy zapewniają tam bardzo ciekawe wyścigi, gwarantują kierowcom sporo frajdy. Testowałem już pojazdy LMP2 i LMP1 z wyścigów długodystansowych WEC. Jeździłem też maszynami GT3 czy GTE, o czym nie wszyscy wiedzą. Jeśli jednak miałbym się pojawić w 24h Le Mans, to prędzej zobaczycie mnie w prototypie, niż w samochodzie klasy GT - podsumowuje Kubica.

Czytaj także:
Mongolia domaga się reakcji ONZ ws. Maxa Verstappena
Największy błąd w karierze George'a Russella

Źródło artykułu: