16 - tyle lat minęło od ostatniego tytułu mistrzowskiego Roberta Kubicy na torach wyścigowych. Oczywiście, po drodze było mistrzostwo w rajdach WRC2, ale był to jednak nieco inny świat, do którego krakowianin trafił z konieczności po fatalnym wypadku w Ronde di Andora w roku 2011.
Po sukcesie w World Series by Renault w sezonie 2005 przed Kubicą otworzyły się bramy do Formuły 1. Dzięki niemu Polacy masowo pokochali królową motorsportu - pojawiły się transmisje z F1 w kanałach otwartych, biało-czerwone flagi zaczęły królować na torach wyścigowych. Kubica w pewnym momencie został nawet wybrany sportowcem roku, choć wygrał "tylko" jeden wyścig.
Można gdybać, jak byłoby dalej z F1 w Polsce, gdyby nie wydarzenia z 6 lutego 2011 roku. Kubica startujący w Ferrari najpewniej byłby magnesem na sponsorów i kibiców. Czy doczekalibyśmy się obiektu wyścigowego z prawdziwego zdarzenia, czy może tor Poznań przeszedłby gruntowny remont? A może w kalendarzu F1 pojawiłoby się GP Polski? Tak jak teraz Holendrzy mają domową rundę ze względu na fenomen Maxa Verstappena.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: sędzia znokautowany. Polała się krew!
Czasu nie cofniemy i musimy przestać myśleć, co mógł osiągnąć Kubica w F1, gdyby nie wypadek rajdowy. Mamy tu i teraz - rzeczywistość, w której krakowianin zdobył właśnie tytuł mistrzowski w European Le Mans Series. W debiutanckim sezonie, nie mając większej wiedzy o wyścigach długodystansowych. Biorąc pod uwagę, że szanse na powrót 36-latka do królowej motorsportu w sezonie 2022 są mizerne, bo do startów w Alfie Romeo szykuje się 22-letni Guanyu Zhou, to najpewniej właśnie zawody długodystansowe będą przyszłością Kubicy.
I tak jak Kubica uczył nas F1, tak teraz edukuje nas w zakresie wyścigów długodystansowych. W sierpniu emocjonowaliśmy się pierwszym występem Polaka w 24h Le Mans, we wrześniu na torze Spa-Francorchamps powiewały biało-czerwone flagi, a kibice świętowali tytuł mistrzowski dla rodaka. To obrazki, o których jeszcze kilkanaście miesięcy temu byśmy nie marzyli. W kraju, w którym nie ma dużych tradycji motorsportowych, rywalizacja długodystansowa nie była ani powszechnie znana, ani popularna. Kubica może to zmienić.
Dla przeciętnego Polaka wyścigi długodystansowe, jak WEC czy European Le Mans Series, mogą być półkę niżej niż F1. Jednak fakt, że w królowej motorsportu jest miejsce dla ledwie 20 kierowców, powoduje, że niejednokrotnie w tych kategoriach wyścigowych mamy do czynienia z większą konkurencją niż F1. Mamy tam też swoje polskie akcenty. Czy ktoś słyszałby o "Turbo Piekarzach" z Inter Europol Competition, gdyby nie start krakowianina w 24h Le Mans? Wojciech Śmiechowski, właściciel tej ekipy, nie powinien się obrażać na media za to, że interesują się głównie Kubicą. Dzięki niemu o jego zespole również robi się głośniej.
W kartingu mamy coraz więcej kierowców, i to na dość wysokim poziomie. Coraz częściej wyjeżdżają oni do Włoch, gdzie uczą się wyścigowego rzemiosła od rówieśników. Nie żyjemy już w latach 90., gdy Kubica był jedynym polskim rodzynkiem na Półwyspie Apenińskim.
Musimy przy tym brutalnie przyznać, że większość z obecnych 10 i 13-latków ścigających się w kartingu nie dotrze nigdy do F1. Kubica był, jest i będzie jeden. Trzeba ogromu szczęścia, talentu i gotówki, by trafić do tego elitarnego świata. Znacznie łatwiej trafić do wyścigów długodystansowych - chociażby klasy GT3, które są znacznie tańsze. Dlatego pozostaje mieć nadzieję, że Kubica triumfem w European Le Mans Series na dobre rozpoczyna nową drogę w swojej karierze, która przyniesie nie tylko szereg sukcesów, ale i wypromuje nową dyscyplinę w naszym kraju.
Perspektywy na to są. WRT, obecny zespół Kubicy, myśli o tym, by w sezonie 2022 wystawiać do rywalizacji dwa samochody w długodystansowych mistrzostwach świata WEC. Belgowie chcą dalej współpracować z Polakiem i Orlenem. A co dalej? Może być jeszcze piękniej. Rozwijać się będzie bowiem klasa Hypercar, w której rywalizować będą m.in. Ferrari, Porsche, Audi czy Peugeot. Dla tych firm Kubica może być gwiazdą i jednym z liderów ambitnego projektu.
Czytaj także:
Samochód w strzępach. Makabryczny wypadek na torze
Tego w F1 nie było od lat. Mercedes zdetronizowany