Arkadiusz Pawłowski: Jakie jest twoje pierwsze wspomnienie związane z pro wrestlingiem?
Kevin Williams: - Oglądanie popularnej gali Survivor Series. Bret Hart walczył z Bobem Backlundem aż do rzucenia ręcznika na ring. Bret był wtedy moim wielkim idolem i rezultat walki doprowadził mnie do wściekłości! Ale na tym polegało piękno tego sportu, którego wtedy jeszcze nie rozumiałem.
W jaki sposób dostałeś się do światka zawodowych zapasów?
- Podczas pewnej gali angielskiej federacji, która odwiedzała moje strony poczułem wielką chęć, żeby samemu zacząć to robić. Po raz pierwszy miałem do czynienia z pro wrestlingiem na żywo i byłem absolutnie zachwycony. Podczas przerwy podszedłem do komentatora ringowego i powiedziałem mu, że chciałbym się zajmować zawodowymi zapasami, a on dał mi namiary na szkołę w Glasgow. To było w 2004 roku.
Kto był jak dotąd twoim najcięższym przeciwnikiem?
- To naprawdę trudne pytanie. Byłem w ringu z najlepszymi, najtwardszymi zawodnikami reprezentujących tę dyscyplinę. Jeśli chodzi o moją najlepszą walkę, to stoczyłem ją z Chazem Phoenixem z mojego rodzimego SWE. Obecnie jesteśmy kumplami, ale swego czasu rywalizacja pomiędzy nami była niesamowita. Jeśli zaś chodzi ci o najtwardszego kolesia z którym kiedykolwiek byłem w ringu, to musi to być ktoś z duetu Don Roid i Kid Fite. Oni po prostu są jak maszyny gdy postawią stopę na ringu!
Czy jest ktoś kogo uważasz za swojego mentora?
- David Low zwany Bravehartem. Ten człowiek siedzi w tym sporcie najdłużej ze wszystkich ze Szkocji i zawsze chętnie udziela rad.
Walczysz na co dzień w Szkocji, ale miałeś okazję odwiedzić między innymi Węgry i Polskę. Jak oceniasz poziom pro wrestlingu w tych krajach?
- Poziom jest niesamowity, a praca z takimi ludźmi to naprawdę wielki przywilej. Szkocja staje się coraz bardziej popularnym i szanowanym terytorium wrestlingowym, wiele federacji działa i radzi sobie bardzo dobrze. Polskie Do or Die Wrestling to naprawdę specjalne miejsce, po prostu nie mogę się doczekać, żeby tam wrócić i skopać parę tyłków! Jeśli zaś chodzi o węgierskie HCW, to z przyjemnością pojawiałbym się tam co weekend, gdyby tylko mnie chcieli, roster jest przepełniony utalentowanymi zawodnikami, a federacja jest prowadzona bardzo dobrze. Oczywiście wszystkie te federacje stają się jeszcze lepsze, kiedy ja widnieję w karcie ich gal!
Kto byłby twoim wymarzonym przeciwnikiem i dlaczego?
- Chris Jericho. Bret Hart był moim bohaterem gdy dorastałem, ale kiedy pojąłem istotę wrestlingu w większym stopniu Jericho stał się moim idolem. Według mnie jego umiejętności w ringu i charyzma są po prostu nie do pobicia.
Możesz się pochwalić licznymi osiągnięciami i tytułami mistrzowskimi. Które z nich są dla ciebie najważniejsze i dlaczego?
- Ponownie ciężkie pytanie. Postawię na remis, bo ciężko mi wybrać. Jestem dwukrotnym mistrzem drużynowym SWE i jest to dla mnie bardzo ważne, bo wrestling drużynowy to prawdziwa sztuka, a zarazem coś, od czego zaczynałem w tym sporcie. Poza tym wygrywałem rankingi na najlepsze walki roku, co zawsze potwierdza umiejętności i daje motywację do dalszej ciężkiej pracy.
Jesteś znany jako "Duma Szkocji", co musi wywoływać mieszane reakcje w różnych częściach świata. Czy przejmujesz się opinią fanów?
- Szczerze mówiąc nie. Zarówno w Szkocji jak i poza jej granicami jest wielu fanów, którzy szybko wyrabiają sobie o mnie negatywne zdanie gdy tylko mnie zobaczą, ale potem bardzo szybko je zmieniają, kiedy tylko widzą, jak niszczę przeciwników w ringu.
Wspominaliśmy o twojej bazowej federacji ze Szkocji, SWE. Podobno przechodzi teraz niemały renesans. Jakie są twoje plany i ambicje dotyczące twojego własnego podwórka?
- Będę mistrzem SWE. Może nie jutro, może nie w tym roku, ale jeszcze uniosę pas mistrzowski nad głowę i będę jego prawowitym właścicielem!
Bardzo mądre słowa. Sa Czytaj całość