Czy światowym biathlonem rządzi klika? - rozmowa z przesem PZBiathl. Zbigniewem Waśkiewiczem

 / Znicz
/ Znicz

Wszyscy liczą na medal Tomasza Sikory, prezes Polskiego Związku Biathlonu, Zbigniew Waśkiewicz też. W obszernej rozmowie z portalem SportoweFakty,pl nie tylko snuł medalowe prognozy i opowiadał o przygotowaniach zawodników do sezonu, ale również zdradził czemu nie zorganizujemy w najbliższym czasie zawodów Pucharu Świata. Prezes wybiera się do Vancouver gdzie będzie dopingował Sikorę, sztafetę pań i.. koleżankę z uczelnianego klubu, Justynę Kowalczyk.

W tym artykule dowiesz się o:

Wojciech Potocki: Biathloniści niedługo rozpoczną bardzo ważny, olimpijski sezon. Jak pana zdaniem prezentuje się nasza reprezentacja?

Zbigniew Waśkiewicz: Jak? Doskonale. Wszyscy są uśmiechnięci, zdrowi, w dobrych nastrojach…

A jak wygląda forma sportowa?

- O tym mogą powiedzieć trenerzy. Ja nie uczestniczyłem w treningach, ani zgrupowaniach. Już teraz wykonali ogromną pracę i wciąż jeszcze tę formę będą poprawiać. Do pierwszych zawodów Pucharu świata został miesiąc, a do głównej imprezy czyli Igrzysk Olimpijskich w Vancouver ponad trzy. Jak na razie wykonali wszystkie założenia treningowe, odbyły się wszystkie zaplanowane zgrupowania, więc myślę, że sportowa forma będzie tak dobra, jak ich samopoczucie

Tomasz Sikora szlifuje w Finlandii formę na igrzyska olimpijskie, ale tak naprawdę nawet on nie jest jeszcze pewien startu. Liczy pan, że w Vancouver Tomek nie będzie sam?

- Na razie niestety wygląda na to, że tylko Tomasz Sikora wystartuje, ale pozostali mają jeszcze kilka startów, na których mogą uzyskać kwalifikację. To są cztery Puchary Świata, czyli wcale nie tak mało. Jeśli chodzi o mężczyzn to najbardziej realna jest kwalifikacja sztafety. Rywalizacja sztafet będzie rozgrywana aż trzy razy i dwukrotne zdobycie 10 miejsca jest w miarę realne. W miarę, to znaczy, że Tomasz pobiegnie na swoim wysokim poziomie, a pozostali wzniosą się na wyżyny swoich umiejętności. Indywidualnie będzie naszym bardzo ciężko zdobyć dwukrotnie punktowane miejsca. Ale kto wie? Trenują, przygotowują się i być może zaskoczą wszystkich wysoką formą.

Wszyscy liczą na medal Sikory a pan?

- Ja oczywiście też. Tomek jest teraz w najlepszym okresie swojej kariery, a poprzedni sezon był wręcz rewelacyjny. I to nie tylko dlatego, że był drugi w Pucharze Świata. On przez cały sezon prezentował fantastyczną formę i, co nie mniej ważne, potrafił sobie radzić w najtrudniejszych momentach, a to jest równie bardzo budujące. To także najlepszy okres w jego życiu i właśnie teraz powinien odnosić największe sukcesy. To już nie jest młody Tomek, który nabiera doświadczenia, ale Pan Tomasz Sikora (śmiech) z którym wszyscy się liczą, doświadczony lider grupy. Że liczą się z nim wszyscy najlepiej świadczy „Oskar” przyznany przez trenerów innych reprezentacji. Wracając do pytania, jeśli tylko nic złego się nie zdarzy po drodze, to jestem przekonany, że w Kanadzie będzie dobrze.

To znaczy? Ile widzi pan szans na medal?

- Dla Tomka każdy start będzie taką szansą. Jeśli będzie w dobrej formie to przecież po jednym biegu ona nie ucieknie, a jeśli nie, to będzie źle przez całe igrzyska. Ja wierzę w ten pierwszy wariant (śmiech).

Dotychczas nie mówiliśmy nic o kobietach, a wypadałoby przecież od nich zacząć. Myśli pan, że mogą sprawić niespodziankę? A może zdobędą medal?

- To nie jest wykluczone. Sztafeta po bardzo dobrych startach w ubiegłym sezonie jest przez niektórych typowana na miejsce w ścisłej czołówce. Czasami naprawdę niewiele im brakowało do podium. Indywidualnie może być jednak różnie. Albo będzie wielki sukces i niespodzianka, albo będzie bardzo słabo. Kobieta zmienną jest, a nasze panie nie raz pokazały, że jednego dnia potrafią być w czołówce, a dzień później same nie wiedziały co się stało z formą. Na pewno jednak stać je na sukcesy. Przecież Magda Gwizdoń już wygrywała zawody Pucharu Świata, ma duże doświadczenie, a Krysia Pałka też kilka razy zamieszała w czołówce. Inne, trochę młodsze dziewczyny też mają za sobą bardzo wiele startów międzynarodowych i nabrały doświadczenia. Ważne, by w odpowiednim momencie przyszła forma, by dziewczyny miały swój najlepszy dzień, właśnie w Vancouver.

Wszyscy myślą teraz o sezonie olimpijskim, a co będzie po nim. Tomasz Sikora już kilka razy mówił, że rozważa zakończenie kariery. Jeśli nie po igrzyskach, to pewnie rok później. Widzi pan następców mistrza? Biathlon nie może "wisieć" na jednym Sikorze.

- Na pewno twarzą naszego biathlonu i maszyną, która ruszyła ten sport do przodu jest Sikora, a za nim rzeczywiście jest troszkę słabo. Może obudzi się Łukasz Szczurek?

Podobno na sprawdzianach był nawet lepszy od Sikory/

- No właśnie, ale jego ubiegłoroczne starty w Pucharze Świata były bardzo marne. Nie zapominałbym też o Krzyśku Pływaczyku. Wydawało się jeszcze niedawno, że to on będzie naturalnym następca Tomka. Niestety, kłopoty zdrowotne zatrzymały jego rozwój i teraz wyniki będą wielką niewiadomą. Jest jeszcze kilku młodszych zawodników... . Musimy pamiętać o jednym. Ktoś, kto nie widział zawodów Pucharu Świata na żywo, ten nawet nie zdaje sobie sprawy jak ostra jest walka o każde miejsce. Z boku 60. czy 70. lokata wygląda jak kompletna porażka, katastrofa. A przecież na każdy Puchar Świata przyjeżdża ponad stu zdrowych, świetnie przygotowanych zawodników, którzy doskonale biegają i świetnie strzelają. W sprincie na przykład jedno przypadkowe pudło strąca cię kilkanaście miejsc do tyłu. Dopóki nie zobaczyłem tej rywalizacji, to również oceniałem wyniki naszych zawodników przez pryzmat tego 60 miejsca. Proszę mi wierzyć, że trzeba wielu lat startów, wielu przegranych biegów, by nabrać doświadczenia i zacząć piąć się w górę.

A może za dwa lata okaże się, że polski biathlon na arenie światowej to… kobiety.

- To jest możliwe. Tomek był twarzą naszego biathlonu i jest nadal, ale dziewczyny sumiennie cały czas pracowały i pięły się w górę. Jeśli w drugim roku startów w Pucharze Świata nasza zawodniczka zajmuje 15. czy 16. miejsce to znaczy, że ma szansę, by kiedyś stanąć na podium. Oczywiście do tego na razie daleka droga. One pracują bardzo ostro i jeśli będą tak pracowały jeszcze rok czy dwa to wyniki muszą przyjść.

Jak pan ocenia nowe zasady finansowania sportu i tę całą filozofię, która mówi - wszystko dla mistrzów. Gdyby tak było wcześniej, to nie mielibyśmy na przykład złotego medalu Wojtka Fortuny.

- Ja bym tego nie demonizował. Może na pierwszy rzut oka wygląda to tak, jak pan powiedział, ale w rzeczywistości najlepsi nie dostają teraz większych kwot, lecz mogą nimi lepiej dysponować i ustalić na co wydać dotację. Mogą po prostu spokojnie planować treningi i starty. Najlepsi mają wszystko, czego sobie zażyczą, ale to nie znaczy, że pozostali nie mają nic. Nam w związku nie zabrakło w tym roku pieniędzy na nic, a przygotowania objęły kadrę młodzieżową, juniorską i seniorską. To razem ponad 40 osób i zdarzało się, że chodziliśmy i prosiliśmy zawodników, by powiedzieli czego jeszcze im potrzeba (śmiech).

Od wielu lat nasi najlepsi starują poza granicami kraju, a kibice ich sukcesy oglądają tylko w telewizji. Jest szansa, by Tomasz Sikora stanął na podium Puchar Świata na polskiej ziemi ?

- Dotychczas nie mieliśmy odpowiedniego obiektu, ale to się już częściowo zmieniło i mamy Kubalonkę, gdzie i strzelnica i trudność tras biegowych odpowiadają standardom Pucharu Świata. Nie mamy trybun, ale one też powstaną dzięki dotacjom obiecanym przez Marszałka Sejmiku Śląskiego i Ministerstwa Sportu. Będziemy więc przygotowani, ale jest też druga strona medalu. Jeśli popatrzymy na to, gdzie odbywają się zawody, to od kilkunastu lat są to te same miejsca na świecie. Biathlonem kieruje wąska grupa ludzi, która pewnych rzeczy nie wypuści z rąk, by oddać innym. Nie chcę mówić, że to jest jakaś klika, ale coś w tym jest. Przyznam, że nas nie interesują zawody drugiej kategorii, jak na przykład mistrzostwa Europy w letnim biathlonie. Jeśli już coś robić, to na najwyższym poziomie z udziałem najlepszych zawodników. Tylko nie wiem czy dziś jesteśmy już na taką imprezę gotowi. To nie tylko strzelnica, trasy i trybuny, których jeszcze brakuje na Kubalonce, ale będą. To też ogromne przedsięwzięcie logistyczne, koszty nagród finansowych i wiele, wiele innych spraw. Musimy chyba poczekać.

Wróćmy więc do igrzysk olimpijskich. Wybiera się pan do Vancouver?

- Oczywiście i to nie tylko na rywalizację w biathlonie. Będę chciał dopingować Justynę Kowalczyk, moją koleżankę z klubu uczelnianego AZS AWF Katowice.

Jaki wynik biathlonistów, uzna pan za sukces? Kiedy siedząc z cygarem w fotelu, będzie mógł pan powiedzieć: - OK. To była dobra robota!

- Bądźmy realistami, przecież w całej historii igrzysk zimowych zdobyliśmy ich dopiero siedem medali i każdy następny stanie się naszym wielkim, wielkim sukcesem. Obojętnie czy zdobędzie go biathlonista, czy Adam Małysz, albo Justyna. Będzie po prostu ogromnym i historycznym sukcesem. A jakby się okazało, że uda się zdobyć po jednym z każdego koloru to będę bardzo szczęśliwy.

Komentarze (0)