- W ubiegły czwartek, prosto z lotniska, przyjechałem na skocznię w Lahti. Trwał trening kombinacji norweskiej. Nawet nie wysiadałem z autobusu, ale wiedziałem, że koło naszej budki, która służy za przebieralnię, jest przedstawiciel firmy Bizon, producenta przygotowanego specjalnie dla mnie prototypu wiązań. Rozłożył je na specjalnym stojaku i pokazywał dokoła, na czym polega ich fenomen. Potem odszedł na chwilę, może do ubikacji, a kiedy wrócił, sprzętu nie było. Wieczorem zadzwonił do mojego trenera Hannu Lepistö z pytaniem, czy nie wziął tych wiązań. Hannu nic nie brał, zapięcia zniknęły, materiałów, żeby zrobić drugie, nie ma, bo to był prototyp. Teraz robi kolejne - powiedział Małysz.
Co ciekawe, wicemistrz olimpijski z Vancouver uważa, że kradzież nie była przypadkiem. - Ktoś podebrał je celowo. Będzie bał się na nich skakać, ale spróbuje zrobić coś podobnego. Tym bardziej że teraz wszyscy kombinują z wiązaniami. Nowe mają Austriacy, Norweg Jacobsen, Słoweńcy - dodał.
Więcej w Gazecie Wyborczej.