Kto po żółtą koszulkę lidera? - zapowiedź gorących emocji w mroźnej Finlandii

Po zawodach drużynowych przyszedł czas na prawdziwą walkę wszystkich skoczków o jak najwyższe lokaty w konkursie indywidualnym. W kwalifikacjach do głównych zmagań weźmie udział rekordowa liczba siedmiu reprezentantów Polski. Jakie szanse na końcowy sukces mają nasi rodacy? Kto może pokrzyżować szyki fenomenalnie rozpoczynającym trzydziesty drugi sezon Pucharu Świata Austriakom? Na te pytania poznamy odpowiedzi dopiero w niedzielne popołudnie. Jedno jest pewne - emocji na "Rukatunturi" nie powinno zabraknąć!

Najwięksi faworyci - Austriacy albo team Pointnera

Do faworytów niedzielnej batalii na "Rukatunturi" z pewnością można zaliczyć praktycznie wszystkich Austriaków za wyjątkiem Manuela Fettnera. Podopieczni Alexandra Pointnera podczas sobotniej "drużynówki" nie dali rywalom żadnych złudzeń, który zespół u progu sezonu jest w najlepszej formie. Mistrzowie olimpijscy dokonali bowiem czegoś niebywałego - po ośmiu skokach znokautowali drugich w klasyfikacji Norwegów aż o nieprawdopodobną ilość siedemdziesięciu punktów. Każdy z nich potwierdził swoją fantastyczną formę, jaką już sygnalizował na seriach treningowych. Na uznanie zasługuje fenomenalna postawa Andreasa Koflera. Popularny "Kofi" jako jedyny dwukrotnie przekroczył magiczną granicę 140m i z pewnością ma poważne szanse na końcowy triumf. Tanio skóry nie sprzedadzą mu jednak jego koledzy - i to nie tylko Thomas Morgenstern, Wolfgang Loitzl, czy Gregor Schlierenzauer, ale także daleko szybujący w piątek Martin Koch, który jest jednym z najlepszych lotników świata, a na obiekcie w Ruce można poczuć smak "latania", bo można tam bezpiecznie lądować za 150 metrem.

Mocni Skandynawowie

Apetyty na żółtą koszulkę lidera mają także Norwegowie - Anders Bardal, Tom Hilde i Anders Jacobsen oraz młody Fin Ville Larinto. Wymieniona "trójka" regularnie popisuje się wspaniałymi odległościami, a ostatnich z nich osiągnął nawet 150,5m. Warto zaznaczyć, że zarówno Bardal, jak i Larinto bardzo dobrze radzili sobie podczas zimy 2008/2009, gdzie przedstawiciel Kraju Wikingów zajął dziesiąte miejsce w klasyfikacji generalnej cyklu i wówczas odniósł swoje jedyne zwycięstwo na Wielkiej Krokwi w Zakopanem, zaś utalentowany as Pekki Niemelae wówczas trzykrotnie stawał na podium z pamiętnym 149-metrowym skokiem w Whistler, co dało mu wtedy niespodziewanie wysoką czternastą pozycję w punktacji łącznej. Obaj jednak w minionym sezonie się pogubili - Bardal startował w drugiej lidze, czyli w Pucharze Kontynentalnym, a Larinto namolnie doskwierały kontuzje. Nie wiadomo do końca w jakiej formie jest zawsze nieobliczalny Harri Olli, który nie został powołany do składu Suomi w pierwszych zawodach. Nie najlepsze wrażenie zrobili do tej pory Janne Ahonen i Bjoern Einar Romoeren, ale oni wielokrotnie zaskakiwali kibiców i nigdy nie można ich w żadnym stopniu przekreślać.

Solidni samuraje

Japończycy nie bez przyczyny zajęli trzecie miejsce na inaugurację poolimpijskiego sezonu. Prezentują niezwykle solidną i stabilną formę. Noriaki Kasai nadal zadziwia świat, pokazując, że wiek nie gra znaczącej roli, a Daiki Ito potwierdza, że bez problemu przestawił swoje rewelacyjne skoki z igelitu na biały puch. Czyżby zasada "ten, kto zwycięża w letniej Grand Prix, zdobywa Kryształową Kulę" po raz kolejny miała się sprawdzić?

"Harry Potter" nadal mocny

Mylił się ten, kto sądził, że po świetnej formie Simona Ammanna nie ma już żadnego śladu. Szwajcar nadal skacze bardzo dobrze i osiąga wyniki na miarę ścisłej czołówki. Jak sam przyznaje, jego głównym celem tym razem jest triumf w prestiżowym Turnieju Czterech Skoczni, bo tylko tego brakuje mu do jego bogatej kolekcji.

Kto "czarnym koniem"?

Trudne pytanie, choć jak najbardziej namieszać w tabeli wyników mogą nadspodziewanie dobrze prezentujący się do tej pory syn asystenta Waltera Hofera - Słoweniec Jurij Tepes, jak i młody i mający duży potencjał Rosjanin Denis Korniłow oraz pechowo rozpoczynający przygodę z nowym sezonem Roman Koudelka.

A Polacy?

Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Nasza ekipa ma za sobą nieprawdopodobne lato, w którym była poza zasięgiem rywali, co najlepiej odzwierciedla niezwykle przekonywujące zwycięstwo w Pucharze Narodów. Obecnie powodów do hurraoptymizmu nie ma, ale nadzieje oczywiście są, a jeśli chodzi o podopiecznych Łukasza Kruczka, to szczególnie wiążemy je oczywiście z Kamilem Stochem. Młody mieszkaniec Zębu niejednokrotnie pokazał nam, że ma nieograniczone możliwości, a zwłaszcza na początku października na nowoczesnej Vogtland Arena w niemieckim Klingenthal. Zupełnie inaczej sprawa wygląda z Adamem Małyszem. "Orzeł z Wisły" zdaje się cały czas być dla innych polskich kadrowiczów planetą nie do zdobycia. Zawodnik Hannu Lepistoe błyszczał podczas sobotniej rozgrywki w Ruce i to dzięki niemu ekipa biało-czerwonych zajęła piątą pozycję. Małysz podczas "drużynówki" indywidualnie uzyskał czwartą notę, a zatem o niego możemy być spokojni, do czego zdążył nas już przyzwyczaić. Kolejne podium dla czterokrotnego mistrza świata z pewnością w zasięgu ręki, ale nie można zapeszać. Pozostaje trzymać mocno kciuki za całą naszą kadrę! Przypomnijmy, że dopiero od występu w eliminacjach zimę rozpoczną Dawid Kubacki, Stefan Hula i obiecująco spisujący się Klemens Murańka - szesnastolatek, który zadebiutuje w zmaganiach najwyższej rangi poza granicami swojego kraju.

Źródło artykułu: