Pogoda w trakcie kariery Adama Małysza płatała różne figle. Podczas ostatniego skoku Pucharu Świata w Planicy praktycznie dopiero tuż przed wyjściem z progu wiatr odwrócił się na korzystny dla Polaka. W Zakopanem podczas benefisu naszego mistrza śnieżyca pokrzyżowała plany rozegrana konkursu skoków do celu. Adam Małysz jednak nie zawiódł swoich kibiców i pomimo fatalnych warunków stanął na rozbiegu i oddał swój ostatni, pożegnalny skok z Wielką Krokwią i tysiącami polskich fanów. - Organizatorzy nie za bardzo chcieli się zgodzić na to, żeby te skoki się odbyły. Nie ma co ukrywać, warunki do skakania były bardzo trudne. Mimo tego postanowiłem, że na własną odpowiedzialność zdecydują się skoczyć. Chciałem się przecież pożegnać z Wielką Krokwią i wspaniałymi kibicami. Już nie w takich warunkach skakałem. Ten ostatni skok nie był oddany na maksa. Skakałem tylko dla publiczności. Nie chodziło o odległość, ale o to, by tym skokiem pożegnać się z kibicami - powiedział na konferencji prasowej Adam Małysz.
Adam Małysz zaskoczył stwierdzeniem, że wcale tego ostatniego skoku nie traktował wyjątkowo. - Nie było tak, że życie przeleciało mi oczami. Takie rzeczy mają miejsce w ekstremalnych sytuacjach, kiedy trzeba się ratować przed upadkiem. Nie podchodziłem do tego skoku, jako ostatniego. Pewnie, że nie był to taki skok, jakie oddawałem tutaj w Pucharze Świata. Myślałem tylko o tym, by tym skokiem zadowolić publiczność - dodał najwybitniejszy polski skoczek.
Kończący karierę skoczek pytany był m.in. o swoje najlepsze skoki w karierze. Było ich sporo, ale sam Małysz szczególnie pamięta ten z 2007 roku oddany na średniej skoczni w Sapporo. - Hannu Lepistoe ma chyba rację, że skok na odległość 102 metrów w Sapporo był prawie perfekcyjny. Skoczyłem wówczas 7 metrów dalej niż rywale. Zgadzam się, że był to jeden z moich najlepszych skoków w karierze - dodał Małysz.
Adam Małysz w trakcie kariery pracował z kilkoma trenerami. Nie chce jednak nikogo wyróżniać. - Każdy z trenerów wiele wniósł w moją karierę. Moim zdaniem, jeżeli potrafi się wykorzystać wszystkie momenty, które trenerzy przekazują, to naprawdę wiele z tego można wyciągnąć dla siebie. Nie pokuszę się o stwierdzenie, z którym trenerem cenię sobie najbardziej współpracę. Szanuję każdego szkoleniowca, bo każdy miał wkład w moje sukces - podkreślał mistrz.
Polak pytany o to, czy nie żal trochę, że nie ma jednak w kolekcji złotego medalu Igrzysk Olimpijskich, zapewnił, że do Soczi wybiera się co najwyżej w innej roli niż skoczek i na progu w sportowej rywalizacji już się nie pojawi. - Powiedziałem definitywnie koniec, co nie oznacza, że nie skoczę sobie jeszcze kiedyś dla przyjemności - śmieje się Adam Małysz. - Obiecałem jednak Hannu Lepistoe, że do profesjonalnych skoków już nie wrócę. Nie chcę popełniać błędów innych zawodników. Odchodzę tak jak to sobie wymarzyłem. A do Soczi na Igrzyska pojadę co najwyżej jako attache olimpijski - przyznaje były już skoczek, któremu najwyraźniej przypadła do gustu propozycja złożona kilka dni temu przez Polski Komitet Olimpijski.
Dalszych planów co do swojej przyszłości po skokach, Adam Małysz nie chciał jeszcze zdradzić. - Mówiłem już wcześniej, że swoją decyzję ogłoszę w połowie kwietnia. Dostałem wiele propozycji, nad którymi muszę się zastanowić. Na pewno chciałbym dalej aktywnie uczestniczyć w życiu mojej dyscypliny sportu, czyli skokach narciarskich. Zresztą mam propozycję z Polskiego Związku Narciarskiego. Na pewno ją rozważę. Ostatecznych decyzji nie podjąłem, ale nie ukrywam, że chciałbym mieć wpływ na rozwój polskich skoków narciarskich - zakończyła legenda tej dyscypliny sportu.