Szybko nie doczekamy się takiego mistrza jak Małysz - rozmowa z Józefem Łuszczkiem

Dwadzieścia trzy lata czekaliśmy na kolejnego polskiego mistrza świata w sportach zimowych po Józefie Łuszczku. Został nim oczywiście Adam Małysz w 2001 roku. Na pożegnaniu legendy światowych skoków w Zakopanem nie mogło zabraknąć Józefa Łuszczka, dawnej gwiazdy sportów zimowych, pierwszego polskiego mistrza świata w biegach narciarskich.

W tym artykule dowiesz się o:

Rozmawiamy podczas Benefisu Adama Małysza. Przyzna pan, że żegnamy chyba najwybitniejszego polskiego sportowca?

- Szybko nie doczekamy się takiego mistrza jak Adam Małysz. To niesamowity sportowiec. Brakuje mu co prawda tego złotego medalu olimpijskiego w kolekcji trofeów, ale te medale i puchary, które zdobył Adam Małysz, to niewiarygodny wręcz dorobek. Trudno naszego skoczka porównywać z jakimkolwiek innym polskim sportowcem.

To co dzieje się w Zakopanem przy okazji pożegnania Adama Małysz to również coś niesamowitego...

- Wszyscy kochamy Adama nie tylko za jego sportowe sukcesy, ale także, a może przede wszystkim za to, jakim jest człowiekiem. On nigdy nie pokazywał fochów. Udowadniał, że jest mistrzem nie tylko na skoczni, ale także poza nią. Jest człowiekiem niesamowicie skromnym i takim pozostanie.

Rzadko który sportowiec cieszy się takim szacunkiem rywali...

- Zdecydowanie. Proszę spojrzeć na skoczków, którzy przyjechali na benefis Adama Małysza. Niektórzy zdążyli zapuścić wąsy, inni przyklejali sztuczne. Każdy chce być jak nasz mistrz. Darzą go ogromnym szacunkiem za to, że był zawsze sobą i nawet pomimo wielkich sukcesów, nigdy się nie wywyższał. Skromność to cecha, która wyróżnia Adama.

Myśli pan, że Kamil Stoch zdoła zastąpić Adama Małysza?

- Na pewno przez jakiś czas będzie nam wszystkim brakowało Adam Małysza. Kamil Stoch ma wszelkie predyspozycje, by święcić sukcesy. Czy takie jak Adam? Ciężko powiedzieć, czy nawiąże do sukcesów Małysza. On był jeden jedyny i niepowtarzalny. O polskie skoki nie martwiłbym się jednak. Myślę, że jest Stoch, który pokazał się w tym sezonie i wcześniej latem. On będzie naturalnym liderem tej kadry. Jest także młodzież. Polskie skoki poradzą sobie nawet bez Adama. Martwię się jednak o biegi narciarskie w wykonaniu mężczyzn. Tu jest bardzo słabo, a powodem tego jest brak tras.

Justyna Kowalczyk jednak nawet bez nich radzi sobie świetnie, ale póki co za nią nie jeżdżą tysiące Polaków tak jak za Małyszem, dlaczego?

- Tak jak wspomniałem, w Polsce nie ma gdzie oglądać Justyny Kowalczyk. W Oberstdorfie jest 200 kilometrów tras biegowych. W Polsce mamy 2 kilometry. Gdzie mamy trenować? Skocznie mamy przepiękne, ale nie mamy tras biegowych. Jeśli ich się nie doczekamy, nie mamy co myśleć o organizacji mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym. Tyle razy się staraliśmy i co z tego. FIS dobrze wie, że w Polsce tras biegowych nie mamy.

A wracając jeszcze do Justyny Kowalczyk, czego jej brakuje, żeby budziła takie zainteresowanie kibiców jak Adam Małysz?

- Biegi narciarskie to jednak zupełnie inna dyscyplina sportu. Nie widać całego dystansu. Ludzie stoją zazwyczaj na mecie. Wyjątkiem jest Norwegia, gdzie kibice potrafią w liczbie 25 tysięcy obstawić całą trasę. U nas w Polsce nie ma jak tego zrobić, żeby kibice mogli oglądać rywalizację na całym dystansie.

A Jakuszyce?

- Trasa w Jakuszycach jest piękna. Zobaczymy, jak wypadnie debiut w Pucharze Świata w przyszłym roku.

Myśli pan, że będzie taki najazd kibiców jak na Zakopane?

- Zobaczymy. Justyna Kowalczyk ma ogromne sukcesy, ale biegi narciarskie - jak wspomniałem - są zupełnie inną dyscypliną sportu niż skoki. Na skoki przychodzą tłumy zarówno w Polsce, Norwegii, Niemczech czy Austrii.

Jak wykorzystać Adama Małysza, by nadal promował polskie skoki narciarskie?

- Bardzo podoba mi się propozycja Polskiego Komitetu Olimpijskiego, który złożył Adamowi Małyszowi ofertę objęcia attache na kolejnych Igrzyskach Olimpijskich w Soczi. Myślę, że nasz skoczek znakomicie sprawdziłby się w tej roli, bo jest bardzo rozpoznawalnym sportowcem w sportach zimowych.

Polskie biegi narciarskie to nadal tylko Justyna Kowalczyk, sportsmenka wybitna, ale czy nie martwi się pan o przyszłość kobiecych biegów?

- Nie. Myślę, że jeśli pozostałym młodym dziewczynom stworzy się takie warunki jak Justynie, to w niedalekiej przyszłości w sztafecie będziemy walczyć o medale. Jestem optymistycznie nastawiony do polskich sportów zimowych. W skokach infrastrukturę mamy w Zakopanem, w Wiśle, w Szczyrku. Będę się powtarzał, ale brakuje nam tras biegowych. To mnie tylko martwi, bo bez tego rozwój biegów narciarskich jest niemożliwy.

Jakby pan porównał czasy, w których pan startował z tym co dzieje się obecnie w polskich sportach zimowych?

- Oczywiście, że skromniej świętowano moje sukcesy, choć przyznam się szczerze, że kiedy zdobyłem mistrzostwo świata, to wstydziłem się wychodzić na Krupówki.

Dlaczego?

- Byłem wytykany palcami. Ludzie pokazywali mnie i kojarzyli moje sukcesy. Wstydziłem się tego.

Czyli doświadczał pan podobnej popularności jak Adam Małysz?

- To była namiastka tego, co doświadczył Adam Małysz, ale niewątpliwie było to uciążliwe. Nie lubiłem tego. Z tym większym podziwem patrzę na Adama Małysza, który przez dziesięć lat wytrzymywał tak ogromną popularność.

Czy któryś z sukcesów Adama Małysza utkwił panu szczególnie w pamięci?

- Nie chcę szeregować tak wspaniałych sukcesów Adama Małysza. Przyznam się szczerze, że często oglądałem po kilka razy skoki Adama Małysza. Rozkładałem je na czynniki pierwsze, analizowałem, czy popełnił gdzieś jakiś błąd, wszak na skokach narciarskich także się znam. Zaczynałem od tej dyscypliny sportu, więc jest mi ona tak samo bliska jak biegi narciarskie.

Komentarze (0)